Strony

17 sie 2018

Od Aarona do Odette

Właśnie poprawiałem krawat i pewnym siebie krokiem przemierzałem wąskie korytarze Brown Inc., witając się z każdym napotkanym po drodze pracownikiem, z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
Kiedy po kilkuminutowej "przechadzce" dotarłem do swojego przestronnego gabinetu, z westchnieniem rozsiadłem się w wygodnym fotelu i położyłem nieodłączną, czarną teczkę na biurku.
Wnet do drzwi zapukał Arthur, niosąc stosik dokumentów.
— Dzień dobry panie Brown. To dla pana.
— Dziękuję. Połóż tutaj. — wskazałem dłonią wolne miejsce i włączyłem laptopa.
— Kawy, herbaty? — zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem.
— Zaraz, zawsze napojami zajmowała się Julie, coś się stało?
— Jest na urlopie do końca tygodnia.
— Mhm. — podrapałem się po brodzie. — Czarna, dwie łyżeczki, bez mleka. — nachyliłem się nad papierami i zacząłem je przeglądać, lekko mrużąc oczy.
Nim zdążyłem porządnie wczytać się w dane, usłyszałem pukanie do drzwi.
— Proszę.
— Kawa, panie Brown.
— Dziękuję. — kiwnąłem głową i przysunąłem do siebie filiżankę z napisem "Ciacho", którą podarowała mi Julie z okazji dwóch lat mojej działalności w firmie.
Upiłem łyk gorącego napoju, podpisując dokumenty i rozmawiając jednocześnie przez telefon z potencjalnym klientem.
Tak wyglądał cały mój dzisiejszy dzień i mimo intensywnej pracy, ciągle zostało mi jeszcze sporo papierów do uzupełnienia, podpisania, czy przeanalizowania.
Wybiła godzina osiemnasta, właśnie skończyła się moja zmiana i mogę chociaż na moment odetchnąć.
Zabrałem skórzaną teczkę, zamknąłem drzwi od mojego gabinetu, który często zwę drugim domem, po czym zjechałem windą na parter, co zawsze zajmuje kilka minut, gdyż pięter jest ponad 30, o ile dobrze pamiętam.
Machnąłem ręką na pożegnanie kręcącym się w okolicy pracownikom i udałem się do najbliższej cukierni, aby wypić kolejną porcję mocnej kawy, gdyż zapowiadała się dzisiaj zerwana noc.
Zająłem miejsce przy jednym ze stolików, czując na sobie wzrok kilku kobiet.
— Dzień dobry. — odparłem do kelnerki, przeglądając kartę. 
— Dzień dobry, panie Brown. 
— Poproszę zwykłą, czarną kawę z dwiema łyżeczkami cukru, bez dodatków i jakieś ciastko na przegryzkę, obojętne jakie, zdam się na pani gust. — uśmiechnąłem się życzliwie, wyciągnąłem długopis, dokumenty i zacząłem przeglądać kolejne papiery, a następnie je podpisywać.
Wnet na moim stoliku stanęła gorąca kawa i jakieś nieznajome mi ciasto, które wyglądało bardzo przyzwoicie.
— Dziękuję. — zapłaciłem kelnerce, a następnie wcisnąłem jej do dłoni zwitek pieniędzy. — A to napiwek za doskonałą obsługę. 
— Bardzo panu dziękuję... ale nie wiem, czy mogę przyjąć taką kwotę.
— Proszę wziąć, należy się pani. 
Upiłem łyk kawy, przeglądając papiery. Niespodziewanie zawiał wiatr i wyrwał mi dokument z dłoni.
— Cholera! — mruknąłem cicho i szybko poderwałem się z krzesła.
Obserwowałem, gdzie leci ta arcyważna umowa, a gdy tylko straciłem ją z pola widzenia, spanikowałem i usiadłem bezwiednie na krześle, szukając kopii w laptopie.
Nagle przed moimi oczyma stanęła młoda dziewczyna, trzymająca w dłoni umowę wartą kilkanaście milionów.

Odette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz