Zbudziłam się wraz z pierwszymi promieniami słońca, które wpadały ostro przez nieosłonięte okno. Zobaczyłam, że w przeciwieństwie do wczoraj było uchylone i wpuszczało rześkie powietrze między cztery ściany. Tak cholernie nie chciało mi się wstać. Wyciągnęłam ręce, mając nadzieję, że nogi pójdą za nimi, ale co bym nie zrobiła, nadal leżałam w miejscu, topiąc się na miękkim materacu. Może zasnęłam jeszcze na parę minut. Nie byłam pewna niczego. Wstałam dopiero, kiedy słońce już górowało i oświetlało znaczną część pokoju, dając mi znak, że to już pora wywlec się z łóżka. Włożyłam znów czarną sukienkę, wiedząc, że to mój jedyny ubiór i przypominając sobie rozkład mieszkania, wyszłam do łazienki. W mieszkaniu panowała zupełna cisza. Ogarnęłam się pobieżnie, by tylko nie wyglądać z rana jak straszydło i wróciłam do eksploracji. W milczeniu powiodłam krótkim korytarzem w kierunku salonu. Ręka Billy’ego wystawała zza oparcia kanapy. Teksty różnych, jak się okazało, piosenek walały się na piosenkarzu, na kanapie i wokół niej. Biedak zasnął pośród nich, pewnie nie zdając sobie nawet sprawy, że to zrobił.
Nadal myślałam o tym, co wczoraj zaszło i najchętniej zupełnie przestałabym nad czymkolwiek myśleć. Ten pocałunek, mimo że był krótki, czułam jakby zapisał mi się na wargach. Chciałam się tego pozbyć. Nie mogłam zacząć czegokolwiek czuć, wiedząc, że nie ma to żadnego dobrego scenariusza, a jednak mój umysł stawiał się tym krzyczącym myślom. Ogarnij się, Al, bo będzie za późno.
Nie chcąc być dłużną Billy’emu za gościnę, wstąpiłam do kuchni i orientując się w miarę, gdzie co leżało, przygotowałam talerz kanapek oraz wstawiłam wodę na herbatę czy kawę. Potem wróciłam do mężczyzny, szturchnęłam go nieco w ramię i zaraz ujrzałam, jak jego błękitne oczy zaczynają wpatrywać się we mnie z niezrozumieniem.
- Wybacz, że budzę. Już późno. – Czując narastającą frustrację, odeszłam z powrotem do kuchni. Sama nie wiedziałam, co do niego czułam. A może nie czułam nic, oprócz uczucia łączącego mnie z dobrym kolegą? Życie, jakie prowadził, nigdy nie było dla mnie. Rozgłos, nienawistne spojrzenia kobiet myślących, że cokolwiek mnie z nim łączy, zaczepki na ulicy. Nie chciałam tego przeżywać, nawet gdy Billy dokładał wszelkich starań, by zapewnić mi anonimowość.
- Która godzina? – mruknął, przenosząc się do siadu. W powietrzu świsnęło parę kartek, które strącił z siebie. Zaraz zaczął je zbierać w jeden stos, w czasie gdy ja usiadłam przy stole.
Zerknęłam na mężczyznę, biorąc się przy okazji za jedną kanapkę. Widziałam po jego twarzy, że coś od dłuższego czasu go trapiło, zresztą to samo można było powiedzieć o mnie.
- Al, co do wczoraj… – zaczął niepewnym głosem, siadając naprzeciw mnie, ale natychmiast mu przerwałam.
- Nie wracaj do tego, nie wiem nawet co mam myśleć. – Wzruszyłam ramionami, chcąc nam ulżyć przez ominięcie tematu. Próbowałam też potraktować też pocałunek tak, jakby nie zaistniał, dlatego zaczęłam mówić o czymś innym. To było jednak trudne. – Starałeś się, żeby wyszło jak najlepiej, wiem, ale trudno. Bawiłam się całkiem dobrze, do momentu, kiedy musieliśmy spadać. – Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Głupio mi. – Westchnął. Miałam wrażenie, że mężczyzna lada moment zacznie się o wszystko obwiniać. – I jest coś jeszcze. – Słysząc to, podniosłam na niego nieodgadniony wzrok.
- O co chodzi?
- Menadżer walczył o kontrakt, zadzwonił do mnie wczoraj. Wyjeżdżam w miesięczną trasę… – Jego głos nie wydawał się niezadowolony z tego powodu, przeciwnie. Lecz gdy tylko dotarły do mnie te słowa, poczułam wewnątrz niewygodne ukłucie. Rosło we mnie dziwne niezrozumienie, choć dokładnie umiałam przywołać pojęcia wszystkich wyrazów.
- To… super – powiedziałam cicho i wstałam od stołu, dokładnie czując na sobie jego wzrok. Nie umiałam wytłumaczyć dlaczego, ale momentalnie zrobiło mi się smutno. Niektórych uczuć po prostu nie można uzasadnić. – Pójdę już. Siostra na mnie czeka.
- Wyjeżdżam dopiero za tydzień. Odwieźć cię? – Wstał zaraz za mną, tylko obserwując jak powoli oddalam się w kierunku wyjścia.
- Dojdę sama. I za ile by to nie było, za tydzień czy za miesiąc. – Założyłam buty na obolałe stopy. Obcasy nigdy mi nie służyły. – Chyba zrobiliśmy coś głupiego. – Westchnęłam głośno. Nigdy nie byłam czegoś tak pewna, jak po jego wiadomości. To nie miało sensu.
- Ale o co ci… – Nim zdążył dokończyć, trzasnęłam drzwiami. Wodząc długimi korytarzami, aż do windy, przypomniałam sobie jak Billy krył mnie w swoim cieniu, bym tylko dostała się do mieszkania po cichu, niepostrzeżenie. Z moich ust wydostało się głębokie westchnienie, w którym zawarłam wszystkie problemy, jakie mnie dołują.
Z równie kiepskim humorem wróciłam do domu, udając przed Lucią, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Musiałam tylko ułożyć sobie trochę rzeczy w głowie. I musiałam to zrobić sama, z dala od osób trzecich. Parę godzin później miałam swoją zmianę w barze, zatem jak nigdy, pojawiłam się tam niezwykle punktualnie. Użeranie się z klientami i natrętną koleżanką było mimo wszystko zajmujące na tyle, bym odwróciła myśli od tego, co stało się między mną a Billy'm. Żebym odwróciła myśli od tego, że chcę jak najszybciej zacząć normalnie żyć. Znajomość z piosenkarzem mi tego nie ułatwi, co tyczy się także jego – życie będzie miał jeszcze bardziej otrute, gdy każdy reporter dowie się o zwykłej, szarej dziewczynie z sąsiedztwa.
Właśnie przygotowywałam drinki, co było tak monotonnym zajęciem, że ziewnęłam co najmniej parę razy w ciągu dwóch minut. Wtedy, ni stąd ni zowąd, drzwi baru rozchyliły się, a w nich stanął nie kto inny, jak pożądany przez wszystkich piosenkarz. Prychnęłam cicho i odwróciłam wzrok, starając się nie przerywać swojego zajęcia. Ten jednak unikając wszelkich spojrzeń i szeptów, stanął pod ladą.
- Widziałem twoją minę, gdy wychodziłaś… i zrobiłaś to tak nagle. – Czułam na sobie jego przejęty wzrok. Podsunęłam drinka pod nos klienta i w końcu podniosłam spojrzenie na Billy’ego, które tym razem nie było zbyt miłe. Nie mogłam powstrzymać dziwnej chęci wyzwolenia uczucia, jakie dręczyło mnie od samego rana. Przemówiłam więc cicho, by nikt nie usłyszał. Ostatnie co chciałam, to znieść na siebie jeszcze więcej uwagi.
- Dlaczego wtedy mnie pocałowałeś? – mówiłam z wyraźną pretensją w głosie. – Jeśli tylko po to, by mnie potem zostawić, to ci się udało. W cholerę. Niezłe masz wyczucie czasu. – Przez długi czas myślałam, że tamten pocałunek coś wniósł. Mógłby coś wnieść, gdyby nie zakłopotanie i dziwna wątpliwość, jaka opanowała mnie w tamtej chwili. Ale wraz z wiadomością o wyjeździe, z upływem czasu wiedziałam, że to bez sensu. I tego się trzymałam. Gdyby cokolwiek z tego wyszło, nie chciałabym żyć w niewiedzy. W strachu, że mogę być tą drugą. Żadna dziewczyna by tak nie chciała.
Na szczęście nic z tego nie wyszło.
[Billy Joe?]
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz