Sen łatwy nie był.
A raczej przez pewien czas w ogóle go nie było.
I to nie tak, że płakałem w łóżku, zastanawiając się nad swoim żywotem, że w nocy żałowałem wszystkich rzeczy, które popełniłem, że łkałem nad byciem samotnym. Po prostu się zastanawiałem, zdecydowanie za dużo, by móc zamknąć w spokoju oczy i stwierdzić, że nic tej nocy nie stracę. Bo przecież czas dotykał wszystkich, a jednak z każdym dniem miałem jeszcze większą świadomość jego upływu oraz tego, że po prostu się go nie cofnie. Nie ma bata, wszystko, co przeżyjesz, jest jednorazowe i nigdy nie powrócisz do tego samego, czego dotykała twoja skóra, czego widziały twoje oczy czy słyszały uszy. Po prostu nie i to chyba najbardziej bolało.
Bo przecież w teorii, w praktyce pewnie też, przyszłość jest raczej nieznana, można spodziewać się wszystkiego. Cudownej miłości, nowych przyjaciół, ekscytującej przygody czy niespodziewanej promocji w pracy.
No cóż, można było się spodziewać również tych gorszych rzeczy i tutaj chyba mój umysł jednak wygrywał.
Prawie nic go nie zdradziło. Prawie, bo światło latarki jednak dostało się za drzwi, prawdopodobnie ukradkiem, bo zniknęło chwilę później. Ale jednak.
A więc nie zauważył lub po prostu nie spełnił mojej prośby, a na mnie czekało kolejne dziewięć lat. Można i tak, prawda, Oakley?
Obudzenie się również łatwe nie było.
Budzik zadzwonił o ósmej, a ja mogę przysiąc, przyhamowałem się z przeklęciem na cały głos i rzuceniem telefonem o ścianę (wystarczająco szybko zorientowałem się, że w sumie to na niego zarobiłem, by jednak tego ruchu nie wykonać). Ziewnąłem, ledwo staczając się z łóżka, prawie na podłogę. Założyłem kapcie i w samych dresach, bez koszulki czy szlafroka (wtedy wyglądałbym jeszcze bardziej starczo) ruszyłem do pomieszczenia dziennego, by zrobić tę upragnioną kawę i postarać się zapomnieć o tym wszystkim, co wydarzyło się wczoraj.
Ciężko jednak zapomnieć, gdy na twojej kanapie leży zwinięty w kulkę Nivan Oakley, który jednak musiał zauważyć karteczkę, sądząc po tym, że po prostu zniknęła ze stołu, tak jak moje ubrania. Parsknąłem cichym śmiechem i uśmiechnąłem się pod nosem. Może jednak nie był aż tak wielkim idiotą. A więc tego ranka czekało mnie gotowanie jajecznicy zrobionej z o kilka jajek więcej. Nie żebym narzekał, ktoś to musiał kiedyś wszystko zjeść, a ja nie przymierałem z głodu, by szczędzić gościom jedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz