— Można się dosiąść?
Dokładnie trzy słowa, piętnaście liter, trzynaście głosek wyryło się w pamięci i mógłbym wam przysiąc, że i teraz prawdopodobnie określiłbym dźwięki przez niego przedłużone, gdzie i w jaki sposób postawił akcent, a kiedy zabrzmiała charakterystyczna dla niego, papierosowa chrypka, której życie mi na razie oszczędziło, dzięki bogu.
Oczywiście, że na początku nie wierzyłem. Bo w końcu stał przede mną w tych swoich okularkach, ale jednak brakowało niebieskich włosów, a zarost trochę go postarzał i tylko ten charakterystyczny uśmieszek mógł pomóc mi w uświadomieniu sobie, że to jednak on.
Bo doskonale, albo po prostu dobrze, znałem tę niemałą już cholerę (bądźmy poważni, nigdy nie był malutki).
I może zachłysnąłem się alkoholem, prawie opluwając mężczyznę, jednak to na szczęście nie nastąpiło. I może przez chwilę kaszlałem jeszcze, próbując się uspokoić. I może w głowie pojawiła się myśl, że jednak wolałbym zostać u siebie i dalej męczyć się nad tymi kartkówkami.
Ale tego nie zrobiłem, a uciekać raczej nie wypadało. Pozostało więc pokiwać tylko głową i uśmiechnąć się równie charakterystycznie, choć dalej z szokiem w spojrzeniu.
— Siadaj — mruknąłem, pokazując mu miejsce obok siebie ruchem głowy. Odwróciłem się ponownie w kierunku blatu i wziąłem większy łyk alkoholu, wystarczająco uważnie, by tym razem się nie zachłysnąć. — Jak tam życie w wielkim świecie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz