A zamiast chusteczki, po prostu użył rękawa swojej bluzy. Jak nie trzydziestoletni mężczyzna, a siedemnasto czy osiemnastoletni chłopak, którego w sumie chyba dalej miałem przed oczami.
Po prostu w trochę innym wydaniu, niby dojrzalszym i poważniejszym, a jednak nie.
— Widziała gorsze rzeczy — podsumował dosyć krótko, widząc moje skrzywienie na twarzy, gdy po raz kolejny chowałem chusteczki do torby, a ja przewróciłem oczami i skrzywiłem się jeszcze bardziej, bo może i widziała gorsze rzeczy, ale nie był już głupim nastolatkiem, który rzucał się na każdego, kto wziął jeden za szybki oddech i jako dorosły osobnik mógł pozwolić sobie na luksus chusteczek higienicznych. — Chodź. Zaopatrzyłem się ostatnio w jakąś zieloną z malinami i kardamonem — rzucił, w międzyczasie szybko obracając się na pięcie i ruszając w lewo.
A ja z głupim uśmiechem rozmarzonego dziecka, które dopiero co dostało słodycze, pokiwałem głową i ruszyłem za mężczyzną, trzymając się niby tuż obok, niby przy prawym boku, a jednak ciut z tyłu. W końcu to on wiedział, gdzie mamy podążać.
— Powiem ci, że nie licząc wyglądu, chyba za dużo się nie zmieniłeś, Oakley — rzuciłem, spoglądając na niego kątem oka. — Takie o, pierwsze czy drugie wrażenie. I dalej sądzę, że bardzo dobrze wyglądasz w okularach. A broda to był dobry pomysł, naprawdę. Gdyby kiedykolwiek celować w zapuszczanie się na drwala, to jednak w moim przypadku po prostu lepiej zrezygnować, więc przyznaję — posłałem mu szeroki uśmiech i parsknąłem śmiechem — w tym akurat jesteś lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz