— Ale Ida, ja potrzebuję tych pieniędzy. — mruknąłem, patrząc na nią z poirytowaniem.
— Znam Toma szmat czasu i wiem, jaki jest. Proszę cię, posłuchaj mnie i wyplącz się z tego jak najszybciej. Żadne pieniądze nie są tego warte.
Przewróciłem nerwowo oczyma i zmarszczyłem brwi.
— Podpisałem z nim umowę i jestem wręcz pewien, że to nie jest praca na czarno.
— Umowę?
— Tak.
Otworzyła szerzej oczy i odłożyła kubek z gorącą herbatą.
— Daniel, odpuść.
Uderzyłem pięścią w stół, zerwałem się z krzesła i wyszedłem z mieszkania dziewczyny, aby nie powiedzieć kilku słów za dużo. Nawet nie wiecie, jaki właśnie przechodziłem kryzys. Pracuję, zrywam noce, nie dbam o siebie, a moje życie towarzyskie zanika. Mimo takiego poświęcenia dla pracy, nie zarabiam kroci, a wizja kolejnych miesięcy w tak intensywnym tempie zabiera mi chęć do wszystkiego. To chyba oczywiste, że możliwość szybkiego zarobku zaproponowana przez Toma była dla mnie światełkiem w tunelu, nadzieją na lżejsze życie i spełnienie wieloletnich marzeń.
Może i Ida zna Toma i próbuje za wszelką cenę odciągnąć mnie od jakiegokolwiek kontaktu z nim, ale mimo to zamierzam wykonać zlecenie. Może to nierozważne, ale w końcu mężczyzna zapewniał, że ta praca jest jak najbardziej uczciwa, a sporządzona umowa, którą podsunął mi pod nos tylko mnie w tym upewniała.
* * *
Otworzyłem drzwi rezydencji, czując na sobie zdziwiony wzrok Carlo.
— Cześć Dan. — odparł, delikatnie się uśmiechając.
— Hej. — burknąłem cicho, kierując się na górne piętro.
— Co tak wcześnie? — zapytał, lustrując mnie dociekliwym spojrzeniem. — Czyżby Ida zauważyła, że jestem przystojniejszy i dała ci kosza? — zaśmiał się nieco ochryple, przygładzając lecącą mu na oczy grzywkę.
Zmierzyłem przyjaciela chłodnym, gniewnym spojrzeniem, przez które zamilkł i udałem się do swojej sypialni, kładąc się na łóżku.
Wizja zleceń, która na początku wydawała się idealna, teraz zaczęła stać pod znakiem zapytania. Nie wiedziałem co robić, dopadła mnie przytłaczająca bezradność. Odpuścić i znów zatracać się w pracy, czy chociaż raz postawić na swoim, zarobić i pozwolić sobie na lżejszy tryb życia? Nie mam pojęcia.
Przyłożyłem głowę do poduszki, szybko zasypiając, mimo tego, że wybijała godzina dwunasta.
***
Obudziła mnie wiadomość SMS od Toma, który informował mnie, że samochodowiec przybije do portu za dwadzieścia minut. Zmarszczyłem brwi, zerwałem się z łóżka i czym prędzej udałem się na umówione miejsce.
Statek wraz z przykrytymi samochodami przybił do brzegu, a moim oczom ukazał się dojrzały mężczyzna z lekko posiwiałymi włosami, palący papierosa.
— Jesteś Daniel?
— Owszem. — podszedłem bliżej, patrząc na niego podejrzliwie.
— Tu są klucze. Zawieź samochody w ustalone miejsce, jasne? Uwijaj się.
— Dobrze. — chwyciłem breloki, odkryłem samochód spod granatowego materiału, po czym wsiadłem do środka.
Odpaliłem silnik i zawiozłem pojazd do znajdującego się niedaleko garażu.
To samo zrobiłem z pozostałymi trzema autami, a gdy wszystkie znajdowały się już w przeznaczonym dla nich miejscu, zauważyłem Toma, opierającego się o ścianę.
— Robota wykonana. — podszedłem do niego bliżej i wręczyłem mu klucze od samochodów, unosząc wzrok na jego twarz.
— Doskonale. Oto twoja zapłata. — odparł i wcisnął mi w dłoń spory pęk pieniędzy. — Stwierdziłem, że podaruję ci małą premię na zachętę.
Uśmiechnąłem się szeroko i schowałem banknoty do kieszeni.
— Dzięki.
— No cóż, widzimy się jutro o tej samej godzinie.
— Zgoda. — uścisnęliśmy sobie ręce, po czym poszliśmy w dwie różne strony.
Kolejne dwa tygodnie wyglądały tak samo. Codziennie wieczorem wykonywałem powierzone mi zlecenia, kontakt z Idą słabł, rzec można, zanikł, a Carlo bał się do mnie odzywać, gdyż twierdził, że się zmieniłem.
***
Po raz kolejny wręczyłem Tomowi klucze do ręki i schowałem zwitek pieniędzy do kieszeni. Już mieliśmy uścisnąć sobie dłoń i się pożegnać, ale tym razem było inaczej.
— Dan, stój. — odparł, łapiąc mnie za rękaw bluzy. Momentalnie się zatrzymałem, unosząc na niego wzrok. — Chodź. — machnął ręką i zaprowadził mnie do jakiejś piwnicy.
Szliśmy przez moment wąskim, niewykończonym korytarzem, a po kilku minutach dotarliśmy do przestrzennego, zacienionego pokoju, oświetlanego przez spory żyrandol. Mój wzrok spoczął na staromodnych, pełnych przepychu meblach, bordowych ścianach i stołach do pokera.
Dopiero kilka chwil później, spojrzałem w kierunku kilku mężczyzn w moim wieku, siedzących na skórzanych fotelach. Ubrani byli w ciemne garnitury wraz z kapeluszami, a nad ich głowami wisiała siwa chmura dymu unosząca się z papierosów.
Cała gromada uniosła na mnie wzrok i obdarowała przebiegłym uśmiechem, jakbym był ich zdobyczą.
— Daniel? — zapytał najprawdopodobniej najstarszy z nich, mierząc mnie spojrzeniem.
— Tak.
Mężczyzna wstał, ruszył w kierunku szafy, ściągnął z niej pudełko, wręczył mi je do rąk i kazał otworzyć.
Wykonałem polecenie, czując na sobie spojrzenie całej szajki. W środku znajdował się nowy, niebieski i zapewne drogi garnitur. Uniosłem swój zdezorientowany wzrok na mężczyznę, oczekując na wyjaśnienia.
— Teraz jesteś jednym z nas czy tego chcesz, czy nie. — właśnie uświadomiłem sobie, w jakim towarzystwie się znalazłem. — Oto twoje miejsce. — wskazał dłonią skórzany fotel.
Rozsiadłem się wygodnie i zapaliłem papierosa, mierząc nowe twarze swoim przenikliwym spojrzeniem.
Ach tak, czyli z chłopca na posyłki stałem się pełnoprawnym członkiem mafii?
Mężczyźni po kolei przedstawiali się, nie wstając ze swoich miejsc.
— Nie myśl sobie, że dostanie się do naszego kręgu jest tak łatwe. Mamy dla ciebie próbę, która ostatecznie zadecyduje, czy zostaniesz z nami, czy może opuścisz naszą grupę. Z kulką we łbie. — zaśmiał się gorzko, przeliczając banknoty. — Bo wiesz, nie moglibyśmy cię od tak wypuścić, jeszcze zdradziłbyś policji naszą kryjówkę. — zmierzył mnie groźnym spojrzeniem. — Ale jeżeli będziesz posłusznie wykonywał polecenia, to zyskasz nasz szacunek i dobrze zarobisz. To co? Gotowy na decydujące zlecenie?
Miałem wrażenie, że w moim gardle znajduje się właśnie wielka gula, która nie pozwala mi wydusić z siebie ani słowa. Myśli obijały się o moją głowę, doprowadzając do szaleństwa. Dlaczego się w to wpakowałem? Co się ze mną stanie? Co mam zrobić?
— Tak. — odparłem oschle po dłuższej chwili, marszcząc złowrogo brwi.
— To chciałem słyszeć. — burknął cicho i podarował mi pistolet. — Otóż, mój drogi…. Jest wielu ludzi, którzy zaciągnęli od nas pożyczkę i nie chcą jej zwrócić, dlatego musimy robić to siłą. — zaśmiał się gorzko, a po moich plecach przeszedł dreszcz. — Udaj się pod wskazany przez nas adres i odzyskaj od ofiary kwotę, którą była nam dłużna. Jeżeli będzie się zapierać…. — zamilknął na moment i spojrzał prosto w moje oczy. — zabij. — przełknąłem ślinę i spojrzałem na pistolet, który błyszczał w mojej dłoni. Nie było mowy o tym, żebym mógł komukolwiek odebrać życie, nawet, jeżeli sam miałbym zginąć. — Poślę z tobą Gavina, który będzie nadzorował twoje ruchy.
— Zgoda. — otrzymałem świstek z adresem dłużnika i zajrzałem na zapisane dane.
Moje ciało zamarło, kiedy okazało się, że na karteczce widnieje adres Idy. W moich oczach wymalowało się prawdziwe przerażenie. Chciałem czym prędzej wrócić do domu, powiadomić ją o tym, ale mężczyźni mnie zatrzymali.
— Zostaniesz z nami całą noc, żebyś nie wykręcił żadnego numeru. A właśnie, numer. Oddawaj telefon. — krzyknął, po czym wystawił w moją stronę dłoń, a ja posłusznie wykonałem polecenie.
Moja nadzieja zgasła.
Przez cały czas mężczyźni bacznie obserwowali każdy mój najmniejszy ruch. Właśnie zrozumiałem, że Tom był ich łącznikiem. Całe to zajście, to jeden, doskonale przemyślany plan, który miał postawić mnie w sytuacji wyboru – kobieta, do której coś czuję, czy własne życie. To była moja zapłata za naiwność.
***
Przebrany w nowy garnitur, z pistoletem w dłoni zapukałem do drzwi Idy, modląc się w myślach, aby nie było jej w domu.
Niestety, kobieta otworzyła z uśmiechem na twarzy, który momentalnie znikł, gdy zobaczyła w moich rękach broń [której nie zamierzałem użyć] i stojącego za mną mężczyznę, który obserwował to, co robię.
Ida?
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz