— Przepraszam, tak mi przykro! — usłyszałem tylko kilka słów przerażonej kobiety, po czym moja skóra przeżyła istny szok. Czy to rzeczywiście przypadek? Może ta niepozorna dziewczyna jest jakimś wysłannikiem, który miał za zadanie mnie oszpecić?
Zerknąłem na poplamione ubranie.
Czyżbym zaraz miał jechać na ostry dyżur z poparzeniem trzeciego stopnia na całym brzuchu?
Nie, tym razem będę żył.
Zacisnąłem zęby i mrużąc oczy czułem, jak gorąca koszulka lepi się do mojej skóry, wywołując obrzydliwie bolące pieczenie.
Czym prędzej odkleiłem ubranie od swojego ciała i kilka razy na nie chuchnąłem, aby straciło na temperaturze.
Nikt nawet nie zauważy tej brązowej plamy. Nikt a nikt.
W sumie moda staje się tak pokręcona, że być może spotkam za kilka dni ludzi z tak samo zabrudzonymi koszulkami jak moja, którzy będą próbowali wcisnąć mi, że taki wzór jest warty setki avarów.
Dobrze David. Pogrymasiłeś na swój los? Teraz odezwij się do tej nieznajomej i powiadom ją, że będziesz żył i nie będzie musiała martwić się o to, że zostanie morderczynią w tak młodym wieku.
— Nic się nie dzieje. — burknąłem cicho, lekko marszcząc brwi.
Mogę teraz wylać na panią swoją kawę, żeby było kwita? Nie, tego nie możesz powiedzieć David.
Ostatnimi czasy mój rozum próbuje walczyć z osobowością i podpowiada, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie, żeby nie wyjść na żałosnego buca, chama i prostaka przy innych ludziach.
— Odkupię panu koszulkę.
Nie trzeba, bo nigdzie pani takiej nie znajdzie.
Kolejne zdanie, które nie może wyjść z moich ust. Przykro mi.
— Nie musi pani. Mam mnóstwo takich. — przybrałem sztuczny uśmiech, którego używanie tak dobrze opanowałem, że trudno rozróżnić go z tym, który jest szczery. A, zaraz, zapomniałem. Szczery uśmiech pojawia się na mojej twarzy raz, góra dwa w ciągu roku.
— Mam nadzieję, że nie ma mi pan tego za złe. — spojrzała na mnie zasmuconym spojrzeniem zbłąkanego szczenięcia, po czym wystawiła w moim kierunku dłoń. — Jestem Aylin.
Uścisnąłem jej rękę znacznie mocniej, niż powinienem, po czym uniosłem wzrok na jej twarz.
— David.
— Miło mi cię poznać, szkoda, że w takich okolicznościach... — mruknęła cicho, po czym kąciki jej ust lekko się uniosły.
Ta utarta formułka. Zawsze mówi się, że miło było poznać, nawet, gdy nie było miło, tylko beznadziejnie.
Beznadziejnie panią poznać.
— Mi również miło, ale muszę już... — Uciekać. — Iść. Do widzenia.
Tak to jest, kiedy nie poznaje się nowych osób od kilku lat, a gdy ktoś już się napatoczy, nie potrafisz nawet sensownie się wysłowić.
Kobieta kiwnęła ręką na pożegnanie, odprowadzając mnie wzrokiem.
Narzuciłem moją skórzaną kurtkę, wsiadłem na motor, zapaliłem papierosa, wyrzuciłem peta na bruk, zgniotłem go butem, odpaliłem silnik, odjechałem. W wielkim skrócie.
* * *
Właśnie donosiłem zamówiony posiłek do klienta, ubrany w obcisły, uwierający strój kelnera [pingwina], kiedy przy równoległym stoliku zauważyłem tę samą dziewczynę, w tym samym stroju pingwina, która właśnie zapisywała w notesiku zamówienie klienteli.
Aylin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz