5 sie 2018

Od Idy C.D Billy Joe

- Jeśli chcesz mieć jeszcze życie, chodź za mną. - Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, na co odpowiedziałam mu zdzwionym spojrzeniem. Przez chwilę zastanawiałam się, o co może mu chodzić, ale już po chwili odwrócił się i ruszył w stronę jednej z uliczek. Spojrzałam na tłum i grupy dziewczyn, które posyłały w moją stronę piorunujące spojrzenia. Gdyby wzrok mógł zabijać, ja już leżałabym martwa.
Odwróciłam się do nich plecami i przyspieszyłam kroku, by zrównać się z Billy'm. Gdy szłam już obok niego, ramię w ramię, z moich ust wydostało się pytanie:
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz - odpowiedział, przybierając na twarzy tajemniczy uśmiech. Stresowałam się. Uliczki, które przemierzaliśmy, nie wyglądały na przyjazne. Bałam się, że w pewnym momencie może wyskoczyć ktoś zza rogu w kominiarce i z nożem w ręku, ewentualnie w murze nagle zrobi się przejście, a ktoś wciągnie mnie tam do środka. Potrząsnęłam głową. Masz za bardzo wybujaną wyobraźnię. Aż za bardzo. Powinnaś przestać czytać tyle książek fantasy i oglądać filmów o Harrym Potterze.
Mężczyzna nagle stanął przy zupełnie niepozornych drzwiach, które otworzył i wpuścił mnie pierwszą do środka. Uśmiechnęłam się do niego, niemo dziękując i przekroczyłam próg budynku. Tego, co tu zastałam, zupełnie się nie spodziewałam. Myślałam, że bary znajdujące się w takich okolicach, jak te, muszą wyglądać obskurnie, a ludzie zataczający się z każdym krokiem, będą tu na porządku dziennym. Jak widać, myliłam się. Kolejny raz w krótkim odstępie czasu. Jednak ten świat potrafi mnie jeszcze czymś zaskoczyć, a myślałam, że po tym, co zobaczyłam, tak nie będzie. Beep, znowu się myliłaś, Ida.
Rozejrzałam się z zaciekawieniem po lokalu. Nie wyglądał typowo dla tego rodzaju miejsc. Na ścianach widać było cegły, widocznie nikt nie silił się na zakrycie ich tynkiem… i dobrze. To razem z lekko przyciemnionym oświetleniem dawało wyjątkowy nastrój temu miejscu.
Podeszłam z Billy’m do baru zrobionego z ciemnego drewna i usiadłam na jednym z wysokich krzesełek. Od razu zamówiłam to, co piję zawsze w tego typu miejscach, a mianowicie szkocką whisky. Mój towarzysz również poprosił o alkohol, tylko że nieco inny, niż ja.
- Interesuje cię coś poza śpiewaniem po barach i brzdąkaniem na gitarze? - zaczął mężczyzna zaraz po tym, jak chwycił w dłoń naczynie z napojem.
- Maluję, rysuję, a później sprzedaje moje “dzieła” - powiedziałam z emfazą na ostatnie słowo, - a później je sprzedaje.
- Czemu? Nie wolisz sobie ich zatrzymać? - Zmarszczył brwi.
- Zawsze robię zdjęcia na pamiątkę. - Wzruszyłam ramionami, wpatrując się w złotą ciecz. - Z każdej mojej pasji wyciągam jakieś korzyści materialne, więc łączę przyjemne z pożytecznym. - Skierowałam wzrok na niego i posłałam mu delikatny uśmiech, po czym wzięłam łyka palącego napoju. - A ty interesujesz się czymś więcej niż tylko muzyką? Bo ostatnimi czasy tylko w tym cię widziałam… i w barach - zaśmiałam się, na co on odpowiedział tym samym.
- Lubię wiele rzeczy, fotografię, sport, jazdę konno. - Obrócił między palcami nóżkę pustego już kieliszka. - Ale to jest uciążliwe, gdy większość ludzi na ulicy, w parku, siłowni pokazuje na ciebie palcem. Z czasem to robi się męczące - westchnął.
- Domyślam się. - Powoli zaczęłam dopijać zamówiony przez mnie alkohol. - Podziwiam cię za to, że potrafisz to tak wszystko znosić. Ja nie dałabym rady żyć w takim rozgłosie. Wystarczy, że złamie Ci się palec, a cały świat już o tym wie. - Przeczesałam włosy palcami i odgarnęłam grzywkę z czoła, prosząc o dolewkę whisky.
 - Tutaj prawie że nikt nie zagląda. Przynajmniej jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś mnie rozpozna.
Popołudnie jak i wieczór szybko mi mijały. Z każdym następnym drinkiem coraz bardziej wkręcaliśmy się w rozmowę, zahaczaliśmy o każdy możliwy temat, w międzyczasie opowiadając sobie denne kawały, które po niemałej ilości buzującego alkoholu we krwi, wydawały się naprawdę zabawne. Pierwszy drink, drugi, trzeci, a my stawaliśmy się coraz bardziej otwarci. Nie było już między nami żadnych tematów tabu. Z jednego wątku spokojnie przeskakiwaliśmy na drugi i nie obchodziło nas zbytnio, co się dzieje wokół, ani też ludzie, przewijający się czasem przez bar.
Założyłam nogę na nogę i obróciłam się na krześle bardziej przodem do niego, kładąc sobie naczynie z alkoholem na kolanie.
- A jak z twoją rodziną? Gdzie się wychowywałeś? - zaczęłam. Nie kontrolowałam nawet pytań, które przepływały mi przez usta z dziwną swobodą. Nie byłam nawet spięta, czekając aż usłyszę coś o pięknym domku z idealną rodzinką. To chciałam usłyszeć, ale miałam przeczucie, że do moich uszu dobiegnie zupełnie co innego. Nie myliłam się.
- Wychowałem się na wsi, ojciec chciał żebym przejął to wszystko po nim, ale miałem inne plany. - Jego wzrok ugrzązł w kieliszku. Zaraz potem kontynuował. - Prawie w ogóle z nim nie rozmawiam. Nawet z siostrą zabronił mi się spotykać - westchnął ciężko.
- Ale znajdujesz jakąś drogę, by się z nią spotkać, albo chociaż pogadać? - spytałam, dopijając resztkę alkoholu, która mi została. Nie zamierzałam już więcej pić. Chciałam jakoś normalnie wrócić do domu, nie zataczając się z każdym krokiem.
- Tak, rodzeństwo zawsze znajdzie jakąś drogę wyjścia w trudnej sytuacji - uśmiechnął się do mnie. Widać było, jak i słychać, że do najtrzeźwiejszych osób on nie należał. Już nie.
- Chyba powinniśmy już wracać - powiedziałam z westchnieniem, wewnętrznie nie zgadzając się z tym, co powiedziałam. Nie chciałam stąd iść. Wręcz przeciwnie. Chciałam zostać, wypić jeszcze parę łyków whisky i pogadać równie swobodnie, co teraz. Niestety, ale nie powinnam przesadzać. Wlałam w siebie już wystarczająco dużo alkoholu, a mężczyzna, z którym spędziłam popołudnie, może nawet i więcej.
- Czemu wracać? Jeszcze jeden drink nam nie zaszkodzi - uśmiechnął się, a gdy wstałam, to złapał mnie za nadgarstek i pociągnął tak, żebym ponownie usiadła obok niego. Westchnęłam ciężko i tym razem ja złapałam go za rękę, podciągając go do góry.
- Żeby się nie nachlać do nieprzytomności - szarpnęłam go mocniej za rękę, by w końcu wstał z tego krzesła i wyjęłam pieniądze z portfela, płacąc barmanowi za drinki i cicho dziękując.
- Psujesz wieczór - powiedział, udając smutek i podążył za mną posłusznie. - Mogliśmy jeszcze się trochę napić, pogadać.
Otworzyłam drzwi i wypchnęłam go lekko za nie.
- Może i psuje wieczór, ale ratuję twój żołądek. - Zamknęłam za nami drzwi i złapałam go za ramię, nie będąc pewna, czy po drodze nie wyrżnie orła na asfalcie. Na razie szło mu całkiem nieźle.
Spojrzałam do góry na niebo, które zostawało powoli przysłaniane przez ciemne, burzowe chmury. Robiło się nieciekawie i miałam nadzieję, że uda mi się szybko dojść do mieszkania.
Jak bardzo się myliłam…


< Billy? Wiesz, co ma być dalej 8) >


+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz