10 sie 2018

Od Jacoba CD. Katfrin

Mimo tego, że dziewczyna pozwoliła mi odejść, cierpliwie siedziałem na plastikowym, niewygodnym krzesełku szpitalnym, czekając na jakiekolwiek wieści. 
Z tego co widziałem, rana nie wyglądała bardzo źle, jednak musiała boleć. Bardzo.
* * *
— Doktorze i jak? — zerwałem się z krzesła, gdy tylko ujrzałem mężczyznę wychodzącego z gabinetu, w którym była Katfrin.
— Wszystko w normie. Usunęliśmy ciało obce, zszyliśmy ranę i założyliśmy luźny bandaż. — rzekł, poprawiając plakietkę przypiętą do jego kitla.
— Dobrze, dziękuję. Można zajrzeć do pacjentki? 
— Oczywiście.
Ruszyłem żwawym krokiem w kierunku sali, w której leżała i usiadłem w nogach jej pryczy.
— I jak, boli?
— Dużo mniej. Wprawdzie nadal pobolewa, jednak dużo łagodniej niż wcześniej.
— Uff.. — cicho westchnąłem. — Przepraszam, mogłem cię nie prowadzić nad to jezioro.
— Oj nie przesadzaj, skąd mogłeś wiedzieć.
— No cóż, pozostaje mi tylko przeprosić.
— Przyjęte. — zaśmiała się cicho i zmierzwiła mi włosy.
— Kupić ci coś do jedzenia, picia?
— Wystarczy butelka wody. Gdzieś w pobliżu widziałam automat.
— Dobrze, zaraz wrócę.
Ruszyłem wzdłuż wąskiego korytarza, skręciłem w prawo i znalazłem stary, aczkolwiek [najprawdopodobniej] sprawny automat, po czym kupiłem wodę i paczkę krakersów, aby miała coś na przegryzkę.
Otworzyłem drzwi od sali i położyłem jedzenie na półeczce obok Katfrin.
— Proszę.
— Dzięki Jacob. — odkręciła butelkę i upiła kilka łyków wody.
— Nie ma sprawy. — odpowiedziałem, lekko się uśmiechając. — I co? Ile lekarze każą ci tu siedzieć? — dodałem po chwili, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.
— Dwa dni, później muszę umówić się na usunięcie szwów i kontrolę.
— Nie jest tak źle. Bałem się, że będzie gorzej.
— Nie masz co się bać. To nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy o coś się potknę, czy coś złamię.

Katfrin? <Przepraszam, ale na razie odrzućmy na bok ten wątek, bo żadne z nas nie ma weny, a kontynuowanie tego na siłę nie ma sensu>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz