— Tak.
— Muszę pana o czymś poinformować.
Nie pytałem nawet kto to jest. Nie chciałem wiedzieć.
— Proszę przejść do rzeczy.
— Laurene potrzebuje pana wsparcia.
Zmarszczyłem brwi.
— Coś się stało?
Zamilknął na moment, jednak po chwili opowiedział mi zarys tego, co się wydarzyło.
— Jej pracodawca się nad nią znęca. Zresztą, nie tylko nad nią.
Otworzyłem szerzej oczy i zacisnąłem dłoń w pięść.
— Dziękuję za informację. Zajmę się tym. Do widzenia.
Godzina była już późna, obowiązywała cisza nocna. Wsiadłem czym prędzej do samochodu, kierując się prosto do domu Lau. Gdy dotarłem na miejsce, łomotałem w drzwi tak, że rozbolała mnie pięść.
Po krótkiej chwili dziewczyna wpuściła mnie do środka, pytając z wyrzutem, co mi odbiło.
Mi odbiło?
— Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty, może czegoś mocniejszego?
Poszła do kuchni, jak gdyby nigdy nic i zaczęła przygotowywać kubki, nie zwracając uwagi na to, że czekam na wyjaśnienia.
— Nie rób ze mnie durnia, Laurene. To, że jestem życiowym nieudacznikiem nie znaczy, że możesz robić ze mnie idiotę. — powiedziałem, nie kryjąc zdenerwowania, a ona zaparzała wodę w czajniku.
— Ależ nie robię.
— Powiedz mi, co przydarzyło się między twoim pracodawcą, a tobą?
— A co miałoby się przydarzyć? — uśmiechnęła się sztucznie i wrzuciła torebki herbaty do filiżanek.
— Dobrze, skoro nie chcesz mówić, to załatwię to sam. — podwinąłem rękawy koszuli i udałem się w stronę drzwi.
— Stój! — krzyknęła przeraźliwie i złapała mnie za rękę.
Włosy odsłoniły sporego siniaka na jej twarzy. Otworzyłem szerzej oczy i położyłem dłonie na ramionach dziewczyny.
— Dlaczego mi to robisz? — przeszyłem ją zawiedzionym spojrzeniem i wyszedłem z domu.
Poczułem się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Myślałem, że mi ufa, a nie chciała powiedzieć o tym, co się stało. Wolała trzymać to w tajemnicy. Przecież mam znajomości, mogę załatwić jej dużo lepszą pracę, w której byłaby szanowana i zarabiałaby kilka razy większą pensję bez niszczenia swojej godności.
Jej "zajęcia" nie dało się w ogóle nazwać pracą, to było niewolnictwo.
* * *
Wysiadłem z samochodu i otworzyłem drzwi lokalu. Moje oczy zmrużyły się pod wpływem silnego, różowego światła. Obrzydliwe miejsce. Zaczepiłem jednego ochroniarza i zapytałem, czy mogę rozmawiać z szefem. Początkowo miał opory, jednak kiedy wsadziłem mu do ręki gruby zwitek pieniędzy, zaprowadził mnie pod sam gabinet przełożonego.
— Dziękuję. — odparłem sucho i nacisnąłem na klamkę.
Moim oczom ukazał się mężczyzna rozmawiający przez telefon, który na mój widok szybko się rozłączył.
— O, pan Grant. — wystawił mi dłoń na powitanie. — Co pana tu sprowadza?
Zacisnąłem szczękę. Bezczelny. Dobrze wie, co mnie tu sprowadza. Zaraz odbierze swoją zapłatę.
— Dlaczego znęca się pan nad swoimi pracownicami?
Zmarszczył brwi i oparł się o biurko.
— Nie wiem o czym pan mówi.
— Sam sobie tego nie wymyśliłem, prawda? — wrzasnąłem, po czym chwyciłem mężczyznę za kołnierzyk koszulki i doparłem go do ściany. Nikt nie wiedział, że włączyłem nagrywanie w telefonie i zamierzałem go użyć przeciwko mężczyźnie. — To co, odpowiesz po dobroci? — docisnąłem jeszcze mocniej.
— Zdarzyło mi się używać przemocy, ale doszło do kradzieży pieniędzy.
— Jasne, mydlij mi oczy.
Niespodziewanie do gabinetu weszła Laurene i z przerażeniem patrzyła na całą sytuację.
Lau? <Co powiesz na nową pracę w biurze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz