Obudziłem się na sofie, z pilotem w ręku. Właśnie przekonałem się, że słaby ze mnie stróż. Miałem jej pilnować, a mimo to, zasnąłem.
Wyciągnąłem ręce w górę i głośno ziewnąłem. Pora zrobić nam jakieś śniadanie. Poprawiłem koszulkę i ruszyłem w kierunku pokoju dziewczyny, aby zapytać się, co jej przygotować.
Zdecydowanym ruchem uchyliłem drzwi i zastałem Lau w bieliźnie. Nie widziała mnie, a ja zamiast zachować się jak prawdziwy dżentelmen i wyjść, stałem i przyglądałem się jej do momentu, w którym mnie zauważyła.
— Długo tu stoisz? — zapytała, a na jej twarzy wymalował się rumieniec. — Wystarczająco. — Jacob, ja... Przepraszam za to, co zrobiłam. Na trzeźwo nigdy bym... — uroczo się zająknęła i spojrzała mi w oczy.Uśmiechnąłem się flirciarsko i podszedłem bliżej dziewczyny, zmniejszając barierę pomiędzy nami do minimum.
Nachyliłem głowę nad jej uchem i położyłem dłoń na szyi.
— Ależ nie masz mnie za co przepraszać. Nie protestowałem. — szepnąłem cicho, przyciągając ją do siebie.
— Ale ty jesteś...
— Wiem. — momentalnie uśmiech zszedł z mojej twarzy. Nie jestem singlem i jestem tego świadomy. Z każdą kolejną godziną zjadają mnie coraz większe wyrzuty sumienia. W końcu Ash mi zaufała, obiecałem jej, że z nią zostanę, a teraz... Wszystko się całkowicie namieszało. Chciałbym mieć je obie, gdyż są dla mnie tak samo ważne. Niestety, było to niemożliwe. Coraz większymi krokami zbliżała się do mnie nieuchronna decyzja, którą będę musiał podjąć. Nie mogę już ciągle okłamywać, ukrywać i żałować. Trzeba będzie wybrać jakieś zakończenie tej historii, które na pewno przyniesie za sobą pozytywny skutek, ale i mnóstwo negatywnych. — Nieważne. Co chcesz na śniadanie? — zmieniłem temat i odsunąłem się od Lau.
— Zdam się na ciebie. — posłała mi ciepły uśmiech, po czym poszliśmy razem w kierunku kuchni.
Zrobiliśmy sobie najzwyklejszą w świecie jajecznicę i herbatę, a następnie zasiedliśmy razem przy stoliku.
— Mam dla ciebie dobrą wiadomość. — upiłem łyk gorącego napoju.
— Jaką?
— Załatwiłem ci pracę. — uśmiechnąłem się życzliwie.
— Gdzie?! — otworzyła szerzej oczy i puściła sztućce.
— Mówiłem, że mam znajomości. — zaśmiałem się cicho. — Kojarzysz firmę Brown Inc.? Ten oszklony, wielki wieżowiec w centrum miasta?
— Tak, trudno go przeoczyć.
— Prezesem firmy jest Mathhew Brown, ale jego syn - Aaron, jest jego prawą ręką i przyszłym zastępcą, w związku z czym, zajmuje się funkcjonowaniem tego miejsca. Jako, iż byliśmy kiedyś kolegami, a kontakt pozostał nam do dziś, poprosiłem go o małą przysługę. Od przyszłego tygodnia startujesz na stanowisku brygadzistki. Będziesz posiadała pod sobą określoną grupę pracowników. Twoim zadaniem będzie nadzorowanie ich pracy i przekazywanie raportu Aaronowi. Tylko musisz się zgłosić do jego gabinetu i podpisać dokumenty.
Widziałem po niej ogromne zdziwienie. Cieszyłem się, że mogłem jej pomóc. Teraz będzie miała dobrze płatną pracę, bez żadnych niestabilnych psychicznie przełożonych.
Poza tym, załatwiłem jej całkiem niezłe stanowisko. Przeważnie w firmie zaczyna się od roznoszenia kawy, ale cóż. Aaron był mi coś dłużny.
Lau?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz