22 sie 2018

Od J.C. CD Aarona

- Wieczorny drink? - rzuciłam, prowokacyjnie unosząc brwi. - A co z "już nigdy nie dam pani do rąk alkoholu"?
Wysiliłam się nawet na niezbyt udaną imitację niskiego głosu mężczyzny. Brown potarł kark z szerokim uśmiechem.
- Wiesz, ja myślałem bardziej o koli, czy czymś takim...
Roześmiałam się, kręcąc głową.
- Bardzo chętnie wyskoczę z tobą na bezalkoholowe szaleństwo, ale może kiedy indziej? - wykręcałam się. - Mam pełne ręce roboty na komisariacie i w ogóle...
- Ja też. - odparł, patrząc mi w oczy. - Jak widać na załączonym obrazku.
Ruchem głowy wskazał fotel, a ja mimo woli parsknęłam śmiechem.
- Co ci szkodzi, wyrwać się na jeden wieczór? - nie zamierzał się poddać. - Na pewno przyda ci się odpoczynek od tych wszystkich brudnych spraw. Mnie zresztą również.
- Nie wiem. - przetarłam twarz dłońmi. - Słyszałeś dzisiaj rano, wiecznie mnie gdzieś potrzebują.
- Po godzinach pracy? - rzucił z powątpiewaniem. - Mają przecież innych gliniarzy.
Kilka chwil prowadziliśmy pojedynek na spojrzenia, aż w końcu dałam za wygraną.
- Okej! - rozłożyłam ręce w geście bezradności. - Ty będziesz tłumaczył się Gilbertowi, dlaczego dystansuję się od pracy. Szczególnie, kiedy będzie chciał zrobić mi najazd.
Aaron zmarszczył brwi w konsternacji.
- Najazd?
Machnęłam lekceważąco dłonią.
- Upewnia się, czy... jestem gotowa do pracy.
Zapadła cisza. W końcu mężczyzna odchrząknął.
- To może o dwudziestej w Red Velvet?
- Pasuje mi.
- To do zobaczenia. - uśmiechnął się lekko i powędrował na swoje miejsce - za biurko. Bąknęłam ciche pożegnanie, po czym usunęłam się za drzwi gabinetu i oparłam o ścianę.
Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Zwykle trzymałam ludzi na dystans, bo przeważnie sprawiałam im same kłopoty. Jedyną osobą, która tolerowała moje wybryki (do tej pory) był Daniel. Mogłam nazwać go przyjacielem, a nawet... nawet ojcem. A Aaron? Aaron był pierwszą personą, mniej więcej w moim wieku i od dawna, przy której czułam się swobodnie. Miałam wrażenie, że mnie rozumie. To uczucie było nowe i niepokojące. Zwykle to ja rozpracowywałam ludzi, nie oni mnie.
Potarłam dłońmi skronie i spojrzałam przed siebie. Julie patrzyła na mnie zza biurka sekretarki wzrokiem, który w równych proporcjach zawierał w sobie niesmak i pogardę. Zupełnie dojrzale pokazałam jej język i luźnym krokiem opuściłam siedzibę Brown Inc.



Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz