- Ty? - rzuciła moja, można powiedzieć, była siostra, tak jadowicie, jak tylko potrafiła. - Co tu robisz?
Krytycznym spojrzeniem zmierzyła Aarona za moimi plecami, który z jakiegoś powodu za mną poszedł, a kącik jej ust wygiął się protekcjonalnie.
- Ach. - dodała. - To, co zwykle.
- Mama wie, że tu jesteś? - spytałam kategorycznie, ignorując jej uwagę, choć poczułam niemiłe ukłucie w sercu.
- Nie mam matki. Dzięki tobie. - prychnęła, ale jej ton zmiękł nieco. - Nie obchodzi jej, dokąd chodzę. Woli swojego nowego fagasa.
- Marie, kotku? - wybełkotał chłopak siedzący koło niej. Wyglądał, jakby zaraz miał się zsunąć z sofy. - Powiesz mi, co to za dziunia?
- Dziunia, która może cię wsadzić za rozpowszechnianie niebezpiecznych substancji. - wyjaśniłam oschle. Student wyglądał, jakby nie do końca był na tej planecie.
- Wsadzić? - wyszeptał z intensywnym zamyśleniem. - Gdzie wsadzić?
- Zaraz wracam. - powiedziała do niego nieco bardziej trzeźwa Marie. - Muszę pozbyć się nadgorliwej siostrzyczki.
Zanim wstała, pocałowała chłopaka tak, że pewnie zdołała liznąć mu migdałki. Przewróciłam oczami i odeszłam kawałek, czekając, aż skończy.
- Hej, mała! - zawołał do mnie koleś, kiedy dziewczyna przepychała się w naszą stronę między jej znajomymi a stolikami. - Jak chcesz, to mogę ci wsadzić!
Wybuchła salwa ogłupiałego śmiechu, a Marie poczerwieniała po cebulki włosów. Wykonałam ruch, żeby podejść bliżej do chłopaka i nauczyć go odpowiedniego zachowania, ale powstrzymał mnie uścisk na ręce.
- Tylko bez rękoczynów. - szepnął mi do ucha Aaron.
- Och, bez obaw. - odparłam, a on mnie puścił. Chwyciłam otwartą butelkę szampana i z diabelskim uśmiechem sprawiłam prysznic wszystkim siedzącym. Dziewczyny rozbiegły się z piskiem, a faceci ocierali twarze, mierząc mnie groźnym wzrokiem.
- O kurwa, deszcz. - rzucił chłopak Marie z wesołym uśmiechem. Zdecydowanie przeholował dziś z narkotykami.
Tymczasem siostra gniewnie chwyciła mnie za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia. W połowie drogi ja zaczęłam ciągnąć ją, bo nie mogła ustać na nogach i bez przerwy obijała się o ludzi.
- Co ci odbiło?! - wrzasnęła, kiedy już wydostaliśmy się na zewnątrz. Aaron ciągle szedł za mną i choć było to dla mnie trochę kłopotliwe, w jakiś sposób doceniałam, że jest ze mną.
- A tobie? - warknęłam, niewątpliwie zaczynając kłótnię, której chciałam uniknąć. To, kim się stała pod moją nieobecność, napawało mnie przerażeniem.
- Odeślij stąd swojego faceta. - zażądała, wyciągając papierosy z torebki. Odpaliła jednego, ze zdenerwowania przestępując z nogi na nogę.
- Aaron? - skierowałam się w jego stronę z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Nie ma sprawy. - powiedział z wyrozumiałym uśmiechem. - Będę przed wejściem.
Popatrzyłam za nim chwilę, a potem zwróciłam się do dziewczyny.
- Co się z tobą stało? - spytałam zrezygnowanym tonem. - Przecież nie chcesz tutaj być. Znam Cię. Moja Marie...
- Gówno o mnie wiesz. - przerwała mi gwałtownie. - Gówno masz do mojego życia i gówno możesz się w nie wtrącać.
- Marie, ja...
- Może myślisz, że jesteś moją bohaterką? Cudowną starszą siostrą, która wskaże mi drogę do świętości, co? Bo jeśli tak uważasz, to jesteś największą hipokrytką na świecie.
- Myślisz, że tego nie wiem? - rzuciłam ze zmęczeniem. - Nie jestem autorytetem, jakiego potrzebujesz. Ale jestem twoją siostrą, siostrą która przechodziła przez to samo. Chcę cię przed tym uchronić.
- Czyżby? - dziewczyna, mrużąc oczy, podeszła bliżej. - Pamiętasz, kiedy ostatni raz się widziałyśmy? Jak przebiegło nasze spotkanie?
Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę. Pamiętałam. I było mi wstyd.
- Z chęcią ci przypomnę. - rzuciła peta na ziemię, mocno przydeptując podeszwą. - Osiem lat temu przyszłaś do nas po pieniądze. Przystawiłaś mamie broń do głowy i powiedziałaś, że nie wyjdziesz, dopóki ich nie dostaniesz.
Jej głos drżał od powstrzymywanych łez. Miała taki sam wyraz twarzy jak wtedy, lata temu. Dlaczego zawsze musiałam wszystko schrzanić?
- Zmieniłam się. - wyszeptałam tylko. - Nie doprowadzę do tego znowu.
- Wcale się nie zmieniłaś. - cofnęła się, kręcąc głową. - Odkąd trafiłaś do mojego życia, siejesz w nim zniszczenie. Temu facetowi też chcesz wskoczyć do łóżka, jak tacie?
Serce na moment mi zamarło, przez chwilę widziałam niewyraźnie i jakby w zwolnionym tempie. Kiedy zamrugałam oczami, wyleciały z nich łzy, zupełnie bez mojej woli.
- Nie powiedziałaś tego. - oznajmiłam pusto, nie do końca wierząc w to, co usłyszałam. Marie otworzyła szeroko oczy, na jej twarzy malowało się przerażenie. Chwyciła mnie mocno za ramiona.
- J., ja... przepraszam... ja...
Oddychała szybko, zdecydowanie za szybko. Jej oczy uniosły się ku górze, a sama opadła na kolana. Widywałam to już u narkomanów zgarniętych z ulicy, którzy przedawkowali scylium. Zachowałam zimną krew i pomogłam się jej położyć.
- Marie. - starałam się mówić spokojnie, kiedy próbowała złapać oddech. - Uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
- Nie mogę... nie mogę... - dyszała.
Poczułam ciepły uścisk na ramieniu. Nie odwracając się, powiedziałam:
- Dzwoń po karetkę. Powiedz, że mamy ofiarę przedawkowania.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz