Strony

19 sie 2018

Od Louise cd. Noah

     Leżałam na pustym łóżku. Tylko ja, Kot, dwie poduszki. I dotyk, który ciągle czułam na brudnym ciele. Podkrążone oczy świadkiem nieprzespanych nocy, strach jedynym towarzyszem niedoli, płacz sposobem na spuszczenie emocji. Nic nie pomagało. Kilkugodzinne kąpiele, na którą składał się najlepszy płyn, najbardziej pachnące różyczki i kule, wysoka aż po brodę piana, a także krótsze prysznice, podczas których gorąca woda parzyła moją skórę, doprowadzając mnie do skrajnych stanów, kiedy to zmieniałam ją na wręcz lodowatą. To nic nie pomagało. Nie potrafiłam znieść widoku ojca. Nie potrafiłam znieść widoku matki. Sierść Kota wywoływała u mnie cholery dyskomfort. Nie akceptowałam siebie w żadnym calu. Dotykał mnie wszędzie. Mojego nagiego ciała. Dzwonek drzwi wejściowych ocknął mnie delikatnie, równocześnie ponownie przelatując drogą między uchem a uchem, innymi słowy mówiąc, nie przejął mnie bardziej, niż trochę. Kolejny współpracownik taty? Przyjaciółeczki mamy? Kurier? Gościu z fundacji? Ciocia? Wuj? Ci dziwni ludzie? Może sąsiedzi? Albo... hm... koledzy taty, tak na piwko? Może Sam martwi się brakiem odzewu z mojej strony? Niemożliwe. Sam miała mnie kompletnie gdzieś. Liczą się znajomi. Liczy się wspólna zabawa. Nie liczy się najlepsza przyjaciółka. Aby na pewno najlepsza? Czy mogłam nazwać ją kimś bliskim? Ufałam jej? Znaczyła dla mnie więcej? Och, zadaję zbyt wiele pytań, jak na jedną chwilę.
     Wtem rozległo się pukanie. Do moich drzwi. Westchnęłam, nawet nie zamierzałam ruszyć się z najwygodniejszego łóżka, którego nie opuszczałam od powrotu z wczorajszej kąpieli. Wbrew mojej woli, drzwi uchyliły się same. Zza nich wyłonił się...
     Zza nich wyłonił się Noah.
     Noah.
     Noah.
     Imię rozbrzmiało w mojej głowie niczym echo, obijając o każdą ściankę mojej głowy. To on. On. On. On. On widział mnie całkiem nagą, kiedy ten oblech był bliski... on był blisko. Wtedy Noah. Noah. Noah. Noah mnie znalazł. Widział mnie. Widział każdą moją niedoskonałość, każdy mój kompleks, w dodatku oświetlając latarką. Nie potrafiłam zaprotestować. Milczałam, wpatrując się w pusty kołek na ścianie. Nie mógł widzieć mojego zażenowania. Nie. Patrz. Na. Mnie. Boże, proszę.
     — Louise. — Noah, zostaw mnie. — Louise. — Zamknij się, wyjdź stąd. — Louise.
     Nie potrafiąc zapanować nad emocjami, pozwoliłam miotać sobą, co doprowadziło mnie do płaczu. Był najgorszym, co mogłoby spotkać mnie dzisiaj. Mógłby odpuścić. Mógłby iść. Mógłby dołączyć do swoich znajomych. Niech da mi spokój. Proszę. Proszę.
     — Lou, słyszysz mnie, prawda? — Nie. — Przyszedłem tutaj... dla ciebie. Proszę cię, posłuchaj mnie.
     Mogłam zdawać wrażenie osoby błądzącej we własnym świecie. Jednakże nie, słuchałam go, śledząc każde słowo.
     — Złapali go. — Cudnie. — Złapali. — Ale czasu nie cofną. Mogę umrzeć?
     Nawet nie wyczułam, że ostatnie zdanie wypowiedziałam na głos. Wyszeptałam.
     Utkwił wzrok w bezwładnie leżących nadgarstkach, które odsłonięte za sprawą przesuniętego rękawa swetra (choć mieliśmy lato) prezentowały się wręcz koszmarnie.
     — Louise. — Tak. — Louis... — Tak. — Czy ty cięł... — Tak.
     Tak, tak, tak.
     Próba samobójcza za mną.
     Czy to czas na kolejne, Noah?

Noah?💔

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz