Wtem rozległo się pukanie. Do moich drzwi. Westchnęłam, nawet nie zamierzałam ruszyć się z najwygodniejszego łóżka, którego nie opuszczałam od powrotu z wczorajszej kąpieli. Wbrew mojej woli, drzwi uchyliły się same. Zza nich wyłonił się...
Zza nich wyłonił się Noah.
Noah.
Noah.
Imię rozbrzmiało w mojej głowie niczym echo, obijając o każdą ściankę mojej głowy. To on. On. On. On. On widział mnie całkiem nagą, kiedy ten oblech był bliski... on był blisko. Wtedy Noah. Noah. Noah. Noah mnie znalazł. Widział mnie. Widział każdą moją niedoskonałość, każdy mój kompleks, w dodatku oświetlając latarką. Nie potrafiłam zaprotestować. Milczałam, wpatrując się w pusty kołek na ścianie. Nie mógł widzieć mojego zażenowania. Nie. Patrz. Na. Mnie. Boże, proszę.
— Louise. — Noah, zostaw mnie. — Louise. — Zamknij się, wyjdź stąd. — Louise.
Nie potrafiąc zapanować nad emocjami, pozwoliłam miotać sobą, co doprowadziło mnie do płaczu. Był najgorszym, co mogłoby spotkać mnie dzisiaj. Mógłby odpuścić. Mógłby iść. Mógłby dołączyć do swoich znajomych. Niech da mi spokój. Proszę. Proszę.
— Lou, słyszysz mnie, prawda? — Nie. — Przyszedłem tutaj... dla ciebie. Proszę cię, posłuchaj mnie.
Mogłam zdawać wrażenie osoby błądzącej we własnym świecie. Jednakże nie, słuchałam go, śledząc każde słowo.
— Złapali go. — Cudnie. — Złapali. — Ale czasu nie cofną. Mogę umrzeć?
Nawet nie wyczułam, że ostatnie zdanie wypowiedziałam na głos. Wyszeptałam.
Utkwił wzrok w bezwładnie leżących nadgarstkach, które odsłonięte za sprawą przesuniętego rękawa swetra (choć mieliśmy lato) prezentowały się wręcz koszmarnie.
— Louise. — Tak. — Louis... — Tak. — Czy ty cięł... — Tak.
Tak, tak, tak.
Próba samobójcza za mną.
Czy to czas na kolejne, Noah?
Noah?💔
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz