Parsknął, po czym po prostu podszedł do którejś z kartek walających się po ziemi i ją podniósł. Oj, nie chcesz tego robić, Oakley.
— Borze wszechlistny, co za idiotów uczysz? Wylazłem ze szkoły pieprzone dziesięć lat temu i napisałbym to lepiej, a ostatnio zastanawiałem się, czy prawa Newtona to przypadkiem nie były na WOSie — jęknął, ściągając w końcu buty. Co prawda zrobił to na środku pomieszczenia, więc błoto i tak się do niego dostało. Prychnąłem, pokręciłem głową i podszedłem do kuchennej wysepki, podczas gdy tamten robił w moim mieszkaniu jeszcze większy bajzel, niż był. Tęskniłem. — Nie wyobrażam sobie pracować z takim szesnastoletnim mną, życie ci nie było miłe, czy o co chodzi?
Westchnąłem cicho, wzruszając ramionami, podczas gdy szukałem po szafkach potrzebnych mi rzeczy.
— Życie już od dawna nie jest mi miłe i ty chyba powinieneś akurat o tym doskonale wiedzieć, Niv — stwierdziłem, w końcu wyjmując słoik z herbatą. Postawiłem go na blacie, a następnie nalałem do dzbanka wody. — Jakoś tak wyszło, znajomy znajomego miał dzieciaka, dzieciak potrzebował korków z fizyki, a że byłem dobry, znałem się i tak dalej, sam wiesz, studia i te sprawy, i w sumie to kasy nigdy za mało, to się zgłosiłem. I tak dalej, i tak dalej, aż nie wylądowałem jako nauczyciel. W sumie to nawet dobrze mi płacą, nie narzekam — oświadczyłem, podrzucając cytryną i obracając się w kierunku dalej buszującego mężczyzny. Oparłem się na blat. — Niby idioci, a powiem ci, że trafiają się nawet perełki, które zdążyłem polubić. Nie pytaj, persony typu ty również, może nie tak oryginalne, ale jednak — oświadczyłem z uśmiechem, zaplatając ręce na klatce piersiowej. — Ile to już lat?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz