Tytuł: Nieobecność.
Czy to brzmi w miarę dobrze? Może.
Moi kochani, w związku z komplikacjami w życiu prywatnym
To brzmi okropnie.
Moi drodzy, w związku z problemami w życiu prywatnym, zmuszona jestem zawiesić konto
Z każdym słowem brzmiało to coraz lepiej, a co ważne — dało się zrozumieć. Ale czy to kogokolwiek poruszy? Wątpię.
Moi drodzy, w związku z problemami w życiu prywatnym, zmuszona jestem zawiesić konto na czas nieokreślony.
Nieokreślony, czy może jednak określony? Dobra, nieokreślony, dam sobie czas.
Moi drodzy, w związku z problemami w życiu prywatnym, zmuszona jestem zawiesić konto na czas nieokreślony. Ani zdjęcia, ani posty nie będą wstawiane, dopóki nie powrócę do was z bagażem pomysłów i uśmiechu (dla każdego!).
Uśmiech. Chciałabym znów poczuć radość.
Moi drodzy, w związku z problemami w życiu prywatnym, zmuszona jestem zawiesić konto na czas nieokreślony. Ani zdjęcia, ani posty nie będą wstawiane, dopóki nie powrócę do was z bagażem pomysłów i uśmiechu (dla każdego!).
Miley♥
Gra aktorska rudej Miley była naprawdę godna pogratulowania. Nie dość, że zdołałam przez kupę czasu udawać całkiem inną dziewczynę, teraz mało kto dostrzeże, że pod maską beztroskiej persony kryje się doszczętnie zburzona, zrujnowana Louise. Nie mając ochoty na nic konkretnego, odłożyłam sprzęt na szafkę nocną. Nawet nie zauważyłam, że leży na niej jakakolwiek karteczka. Wzięłam ją do ręki, próbując rozczytać niewyraźne zdanie: Jesteś bezpieczna. Napis dokładne siedem milimetrów niżej wywołał... cholera. Uśmiech. W zamrażarce (siedemnaście centymetrów od prawego boku, za zamrożonymi truskawkami (średnia ich wielkości to trzy centymetry) nieco w lewo, delikatnie na skos, druga półka od dołu) znajdziesz twoje ulubione lody. Pierwszy raz ośmieliłam się wyjść do rodziców. Od czterech, jak nie większej liczby dni. Mama martwiła się. Pytała mnie przez drzwi nie raz, jak się czuję, co tam u mnie, kiedy przyjdę na obiad. Raz nawet podała mi go przez koszyczek, niczym w bajce. Otworzyłam drzwi, po czym zeszłam na dół. Nie było nikogo. To chyba dobrze. Otworzyłam zamrażalnik, szukając zimnej przekąski. Gdy trafiły do moich rąk, odpłynęłam w ich smaku, wracając prędko do pokoju.
Czemu on tak doskonale wie, jak polepszyć mi humor, co?
Reszta dnia opierała się na ciągu wydarzeń przyczynowo-skutkowych, pogłaskałam kota, więc on mnie drapnął, poszłam po plaster, bo krew leciała... dość nieźle, na drodze wpadłam na mamę, zaczęła wypytywać, bla, bla, bla. Czułam się nieco lepiej, choć w dalszym ciągu skażona i brudna, bez szans na prawdziwe oczyszczenie. Zbliżała się dziewiętnasta, sama nie wiem, jakim cudem minęło to tak szybko, potwornie szybko. Coraz częściej działo się tak, że dzień mijał piorunująco prędko. Już mówiłam, że dzięki tym lodom mój humor podskoczył o sto tysięcy pięćset osiemdziesiąt dziewięć poziomów wyżej? Nie? Teraz mówię.
To musiał być, Noah, Boże, jak on po tym wszystkim może.
Powinien się mnie brzydzić.
Mojego ciała.
Całej mnie.
Ale ja nie potrafię o nim nie myśleć.
Noah?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz