Świat jest pełen zwyrodnialców, o których słyszy się w telewizji i ostrzega w mediach. Każdy ma świadomość, że tacy ludzie istnieją, ale wydają się dla wszystkich osobnym światem, czymś z zupełniej innej bajki. Świat wręcz ocieka złem, a lekceważenie tego bywa zgubne. Właśnie odczułem na własnej skórze to, że nawet na pozór spokojne, ciche uliczki Avenley River mogą skrywać realne niebezpieczeństwo.
Podtrzymałem dziewczynę, a drugą ręką sięgnąłem po telefon i szybko wpisałem numer jednego z moich prywatnych ochroniarzy.
— Halo? Panie Brown, coś się dzieje? — usłyszałem niski, przeszywający głos.
— Przyjedź czym prędzej na…. — zmrużyłem oczy i zerknąłem na zacieniony znak. — North Street. — rozłączyłem się i rozgniewanym spojrzeniem lustrowałem krzaki, próbując dostrzec nawet najmniejszy ich ruch.
— Jak wyglądali ci mężczyźni? — zapytała Odette, odgarniając włosy z twarzy rudowłosej.
— Dwóch blondynów i jeden brunet. Nie widziałam dokładnie ich twarzy, było ciemno. — zapłakała, a ja zdjąłem marynarkę i przykryłem nią dziewczynę, aby ludzie nie patrzyli na jej porozdzierane ciuchy odsłaniające zbyt wiele.
— Zaraz to załatwię, spokojnie. — burknąłem gniewnie, kierując swój wzrok na zegarek. Jak na mój rozkaz, zaparkowało obok nas czarne BMW, a z niego wysiadł wysoki, przesadnie muskularny, łysy mężczyzna z klasycznym wyposażeniem, jakim był kij bejsbolowy w dłoni oraz pistolet w kaburze.
— Dobry wieczór Panie Brown. — zakasał rękawy swojego garnituru.
— Witaj Mike. Musimy znaleźć trzech mężczyzn, którzy zgwałcili tę bezbronną kobietę. — zmarszczyłem nerwowo brwi i machnąłem do niego ręką, aby podszedł bliżej. — Kręcą się w tej okolicy.
— Jasne. — zmierzył współczującym wzrokiem rudowłosą, a żyłka na jego szczęce zaczęła pulsować, zapewne ze zdenerwowania.
— Odette, wejdźcie do samochodu. — wskazałem dłonią auto, po czym wraz z ochroniarzem zniknąłem w gąszczu krzewów.
Szliśmy jakąś udeptaną ścieżką, próbując natknąć się chociaż na jakiś ślad, który mógłby nas doprowadzić do tych żałosnych parszywców.
— Chrzanieni zboczeńcy. — warknął Mike, trzymając na ramieniu kij bejsbolowy.
— Owszem. — zatrzymałem się. — Słyszysz to? — spojrzałem na niego, marszcząc brwi.
— Jakieś szelesty. — mruknął cicho, wychylając się zza krzaka. — Tu są. — wskazał palcem, a ja z trudem zauważyłem trójkę dosyć młodych mężczyzn, którzy byli wyraźnie pijani. Ich kolory włosów zgadzały się z podanymi przez Jamie, a porozrzucane w okolicy strzępki ubrań tylko utwardziły nas w przekonaniu, że dotarliśmy do celu. — To oni. — wyrwałem ochroniarzowi kij z rąk i ruszyłem bez zastanowienia w kierunku bandy mężczyzn.
Cała gromada prześwietliła mnie surowym i zarazem nieco przestraszonym spojrzeniem.
— Czego chcesz? — warknął jeden z nich, przenosząc wzrok z mojego kija bejsbolowego na zaciśnięte pięści Mike’a.
— Doskonale wiecie, czego chcemy. — chwyciłem jednego z nich za oszywkę koszulki i odepchnąłem tak, że zachwiał się i upadł na ziemię.
— Ej, stary! — wstali i podeszli bliżej mnie. — Odwal się od naszego kumpla.
— Myśleliście, że wasze występki nie wyjdą na jaw? — Mike obdarował trójkę gniewnym spojrzeniem, wywołując u przeciwników spore zmieszanie, a raczej przerażenie.
— To nie nasza wina, laska sama się prosiła. — zaśmiał się jeden, gładząc zarozumiale swoją brodę.
Na te słowa wziąłem spory zamach kijem bejsbolowym i uderzyłem blondyna w nos, przez co upadł na trawę, głośno krzycząc.
Od tego momentu zaczęliśmy się szarpać, bić i wyzywać. Cała sytuacja ucichła dopiero wtedy, gdy trzej zwyrodnialcy leżeli na trawie z podbitymi oczami, zakneblowani krawatami.
Mike podniósł dwóch mężczyzn i przełożył ich przez swoje ramię, a ja zrobiłem to samo z jednym, który pozostał. Odłożyliśmy ich na chodnik, kilka metrów od samochodu.
— Co teraz? — zapytał Mike, zerkając na poobijaną gromadkę, która nagle straciła początkową pewność siebie.
Zajrzałem do samochodu przez szybę, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy zauważyłem, że kobiety zasnęły, wtulone w siebie.
— Zawieź je do mojego apartamentu i połóż w sypialniach, a ja powiadomię policję. — uniosłem wzrok na twarz ochroniarza. — A i dziękuję za pomoc. Jesteś niezawodny. — obdarowałem mężczyznę szczerym uśmiechem i patrzyłem, jak wsiada do samochodu. — Dostaniesz podwyżkę.
— Dziękuję Ron. — przymknął delikatnie drzwi, odpalił auto i skierował się w stronę mojego apartamentu.
— No i co ja mam z wami zrobić? — chwyciłem w dłoń swoją czarną teczkę i wyjąłem telefon.
Jeden z mężczyzn uśmiechnął się złośliwie i splunął pod moje nogi, wyrażając pogardę. Momentalnie zmarszczyłem brwi i kopnąłem go z całej siły w nogę, po czym zadzwoniłem na policję.
**
Radiowóz pojawił się kilkanaście minut po zgłoszeniu. Wyskoczyła z niego grupka funkcjonariuszy, która założyła całej trójce kajdanki i wsadziła ich do samochodu.
— Poszukiwaliśmy tej gromady już od dłuższego czasu. Dziękujemy za pomoc. — odparł policjant, ściskając moją dłoń. Streściłem mu całą zaistniałą sytuację i powiadomiłem o dokonanym przez bandę gwałcie. — Proszę poinformować dziewczynę o tym, aby pojawiła się jutro w komisariacie. Musimy zadać jej kilka pytań.
— Nie ma problemu. — kiwnąłem głową na pożegnanie i zamówiłem taksówkę.
**
Otworzyłem drzwi apartamentu i momentalnie uderzyła mnie ciepła atmosfera, która tam panowała. Ściągnąłem buty, rzuciłem na sofę krawat, po czym udałem się do mojego gabinetu i odłożyłem teczkę na biurko.
Zaglądnąłem też do dwóch sypialń, w których spały dziewczyny, wtulając się w poduszkę. Uroczy widok.
Mój wzrok skierował się na szafę, z której wyciągnąłem spodenki od piżam, bo w końcu ileż można chodzić w garniturze?
Wróciłem do salonu, zapaliłem lampkę, rozwiesiłem strój na oparciu krzesła i ubrałem piżamę, po czym leniwie położyłem się na sofie i momentalnie zasnąłem.
**
Około godziny szóstej rano usłyszałem hałas dochodzący z dalszej części mieszkania. Otworzyłem leniwie oczy i omal nie spadłem z sofy. Kiedy wreszcie usiadłem i złapałem się za bolący kręgosłup, zauważyłem dwie wpatrzone we mnie dziewczyny.
Odette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz