29 sie 2018

Od Odette C.D Aaron

    Od czasu wyjścia z mieszkania moją głowę zajmowało tylko jedno pytanie: jak mam wynagrodzić Aaronowi Brownowi to… wszystko? Moja wdzięczność wobec niego rosła z każdą myślą i wiedziałam, że gdyby nie on, to wszystko wyglądałoby o wiele, wiele gorzej. Teraz, gdy Jamie obracała się w klatce szaleństwa i totalnej rozpaczy, wsparcie wydawało się najbardziej potrzebne. Wyszłam zaraz za nią i cudem trafiłyśmy do mieszkania, gdzie od razu dostałam rozkaz, by zasunąć wszystkie rolety, pozamykać drzwi. Wiedziałam, że długo nie mogę pozwalać jej popadać w ten obłęd. Że musi odżyć, musi znaleźć jedną, optymistyczną myśl, która pociągnie ją w górę, ale dopóki minęło tak mało czasu, chciałam, by chociaż przyswoiła świadomość, że została skrzywdzona i zaczęła z nią stopniowo walczyć. Pomogę jej w tym i to rzecz, której jestem w stu procentach pewna.
    W mieszkaniu nie działo się już nic niepożądanego. Udało mi się cudem uspokoić Jamie, kosztem wiader przelanych łez, wybuchów histerii i zignorowania egzaminu, który w chwili obecnej zdawał się być tylko małą, nic nieznaczącą kroplą w oceanie. Dziewczyna zasnęła na dobre pół dnia, zjadła jedynie miskę zupy, jaką przygotowałam po południu, i później znowu położyła się na łóżku. Nie odstępowała go na nawet krok, traktując materac jak azyl, kołdrę jak tarczę chroniącą ją przed złem całego świata, a jednak ciasne ściany pokoju niezaprzeczalnie były niczym klatka.
    Przed szóstą siedziałam bezczynnie w mieszkaniu i bez przerwy dopatrywałam przyjaciółki, która wiele razy mamrotała przez sen, jęczała i szarpała się z powietrzem. Musiała przeżywać istne piekło w głowie. Korzystając jednak z chwili, kiedy twarz dziewczyny zdawała się pogrążać w pozornie spokojnym śnie, opuściłam mieszkanie. Z najbliższego bankomatu wyciągnęłam tyle pieniędzy, ile mi tylko zostało, i nawet otaczająca mnie zewsząd ciemność nie powstrzymała mnie przed znalezieniem eksluzywnego sklepu z upominkami. Wybrałam duży koszyczek z czekoladkami, winem oraz kawą – dla zapracowanego mężczyzny było ich aż kilka rodzajów, bym zyskała pewność, że trafiłam choć w gust. Trafiłam do dużego wieżowca i windą pokonałam tyle pięter, że nawet przestałam liczyć upływające minuty. Starałam się tylko nie potknąć się po drodze i zauważyć coś przez duży kosz, jaki ciągle zasłaniał mi pole widzenia. Od przechodzącej obok asystentki, nawiasem bardzo urodziwej,  dowiedziałam się, gdzie mieściło się biuro pana Browna.
    Cel? Naciśnięcie klamki bez upuszczenia kosza. Modląc się o to, by wszystko poszło dobrze, wyciągnęłam ostrożnie rękę. Już po paru sekundach drzwi stały przede mną całkowitym otworem i równocześnie przeżyłam krótki zawał. Szukany przeze mnie mężczyzna dosłownie wszedł mi w drogę.
***
    Nie spodziewałam się tej propozycji. Ani trochę.
    - W zasadzie… tak – zająkałam się, uświadamiając sobie, co w ogóle wygaduję. – Znaczy nie! Nie mam nic przeciwko. – Delikatnie się speszyłam i spojrzałam na jego twarz, na której zagościło rozbawienie. Pewnie byłam cała czerwona. – Znaczy, że chętnie pójdę z panem na kolację.
    - Aaron – poprawił mnie z szarmanckim uśmiechem. – Mów mi po prostu Aaron.
    - Dobrze, Aaron. – Dziwnie to zabrzmiało w moich ustach. Miałam ochotę panikować i zmienić to, co powiedziałam, lecz jego zgoda, a wręcz nakaz, skutecznie mnie uspokoił.
    Mój wzrok chwilowo powędrował na duże okno, będące w tym momencie tłem dla formalnie wyglądającego mężczyzny. Na zewnątrz czaiła się częściowa ciemność, zmazywana resztkami pomarańczy na niebie, gdzieś tuż nad horyzontem.
    - Ale… to teraz? – Spojrzałam po sobie zupełnie tak, jakbym była ubrana zbyt nieprzyzwoicie jak na tak specjalną okazję. On jednak pokiwał głową, nie przejmując się tym nerwowym błyskiem, który przeszył moje tęczówki.
    - Porwanie na kolację? Tak, miałem na myśli teraz. – Poprawił krawat i dodał, uprzednio zerkając za siebie, na panoramę miasta pogrążającą się w ciemności. – Teraz chyba jest odpowiednia pora.
    - Nie jestem zbyt przygotowana – wtrąciłam ciszej, a wyraz mojego uśmiechu zmienił się raczej na odrobinę nieśmiały. – Ale chyba to nie takie ważne?
    Czułam jak przesuwa po mnie szybkim spojrzeniem.
    - Skądże! – Machnął ręką i otworzył szerzej drzwi, pozwalając mi wyjść w pierwszej kolejności. I niczego innego się po nim nie spodziewałam. Uśmiech sam cisnął mi się na usta, gdy ogarniała mnie myśl, że trafiłam na szanującego kobiety dżentelmena. On jednak musiał mieć w sobie jakąś wadę. Wbrew podświadomości krzyczącej, że miał ją na pewno, ja nie dopuszczałam tej myśli do swojej głowy. Było mi znacznie przyjemniej, wiedząc, że dostrzegalne przeze mnie w człowieku pozostają tylko zalety. Ale tamtych zwyrodnialców nie brałam pod lupę…
    Samochód mężczyzny dowiózł nas prosto do jednej z lepszych restauracji w mieście. W duchu kryłam podziw, że kiedykolwiek mogłam znajdować się w takim miejscu przy obecnych zarobkach jako kelnerka. Z Aaronem to jednak inna sprawa. Co prawda Adam Lancaster wydawał się aż nazbyt hojny w moich wynagrodzeniach, ale i tak miałam przed sobą tą samą myśl: wow.
    Upór Aarona Browna znacznie przewyższył mój, bo tylko gdy podeszliśmy do stolika i wyciągnęłam portfel, kazał mi go schować. O swoją niezależność walczyłam tylko małą chwilę.
    - Bierz wszystko, na co tylko masz ochotę. – Uśmiechnął się i pochwycił menu w dłoń. Powiedział to bez większego zawahania, albo wiedząc, że nie puszczę go z torbami, albo po prostu drobna kwota mu nie przeszkadzała. Sądząc po bawieniu się w negocjacje z małą dziewczynką i podarowanie jej dwóch tysięcy awarów raczej stawiałam na drugą opcję.
    Naprzeciw słowom mężczyzny wybrałam, owszem, co chciałam, lecz w rozsądnych cenach, i była to dwudziesta druga pozycja z kategorii podwieczorek. Nie umiałam nagle wybrać homara z egzotycznymi dodatkami, którego ceny nie pokrywała nawet moja dniówka. Jeszcze tylko przyszedł kelner, który wręczył nam wino i poczułam się tym chyba aż zbyt rozpieszczana.
    - Napijesz się? – Aaron chwycił otwartą już butelkę w dłoń.
    - Jasne, tylko troszeczkę. – Z tymi słowami mężczyzna nalał szkarłatnej cieczy do obu naczyń i podsunął mi jedno. W błyszczącej powierzchni odbił się cały elegancki wystrój. Na suficie wisiało parę jasnych żyrandoli, które pomagały utrzymać klimat wykwintnej restauracji dosłownie wyrwanej z zagranicznych filmów romantycznych. Powiedziałam romantycznych? Miałam na myśli filmów akcji…
    W oczekiwaniu na zamówione pozycje nasunęło mi się pytanie. Czemu by się czegoś więcej o nim nie dowiedzieć? Gdy tylko na niego patrzyłam, widziałam w nim tożsamość biznesmena owianego dużą tajemnicą. Powstała we mnie wręcz potrzeba, by tego wieczoru dowiedzieć się czegokolwiek więcej niż faktu, że pracuje w Brown Inc.
    - Masz jakieś zainteresowania oprócz pracy? Robisz coś? – Powoli upiłam łyk wina.


[Aaron?]


+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz