Miała rację. Cholerną rację. Tak
bardzo skupiłem się na sobie, że nie pomyślałem o tym, że inni mogą mieć
problemy. Westchnąłem. Kiedy myślałem, że wszystko jest okej, zostałem
przytłoczony poczuciem winy. Super, kurewsko.
Nigdy jeszcze nie byłem tak
rozdarty, z jednej strony chciałem zniknąć z świata show-biznesu a z drugiej,
kochałem to co robiłem do tej pory. Patrzyłem na miasto, przeżyłem tu wiele
wspaniałych chwil, tak naprawdę, mój wypadek też można zaliczyć do naprawdę dobrych
wspomnień, dowiedziałem się, ilu osobom naprawdę na mnie zależy. Hannah, mama,
tata, kumple, Althea… Oni wszyscy przynajmniej próbowali mnie rozweselić,
przywrócić do żywych. Uśmiechnąłem się. Niewiele myśląc, nie pozwalając swojemu
mózgowi mnie zawrócić, zadzwoniłem do menagera.
- Cholera Billy! Coś się stało?
Znów potrzebujesz wizyty u psychologa? – Zapytał z taką troską, że aż się lekko
wzruszyłem. Był dla mnie jak ojciec, kiedy mój prawdziwy miał w dupie to, co
robię i co się ze mną dzieje. A, tak przynajmniej myślałem, ale, przyjechał do
miasta.
- Nie, nie tym razem. Słuchaj, z
tego co wiem, jutro jest organizowany dzień otwarty w sierocińcu prawda? Taka,
zabawa, gdzie dzieciaki mogą poznać się z dorosłymi? – Zapytałem, ten temat
przemknął mi w jednej z gazet.
- Tak, ale nie rozumiem nic. O
co chodzi? – Dość szybko wyjaśniłem mu, że chciałbym zagrać, a jako, że cała
impreza była organizowana w parku, mogłem powoli wracać do tego, co było
kiedyś. – Oh, tak! Te dzieciaki będą serio szczęśliwe, zrobimy im
niespodziankę. Ale, Billy, powinieneś wiedzieć, że będą tak fani, dziennikarze…
- Wiem, i trochę mnie to przeraża.
Ale… jako, że sam miałem nieciekawe dzieciństwo, chciałbym dać tym małym
stworom trochę szczęścia – Przez kolejne dwadzieścia minut, gadałem z różnymi
ludźmi, nie odważyłem się jednak zadzwonić do Althei. Ale, byli ludzie, których
musiałem zaprosić koniecznie. Wybrałem tak dobrze znany mi numer, był to
telefon stacjonarny, stojący w niewielkim korytarzu.
- Halo? Kto mówi? – Męski głos
mnie sparaliżował. Tak długo z nim nie rozmawiałem…
- Tato, tu Billy. Proszę, nie
rozłączaj się. Przepraszam… Tak cholernie mi przykro…
***
Kolejnego dnia, już z samego
rana byłem gotowy. Po raz pierwszy od długiego czasu założyłem swoje soczewki,
po czym ułożyłem włosy. Ubrałem się w czarną bluzę, pod spodem miałem czerwoną
koszulkę. Do tego czarne, poprzecierane jeansy i czerwone buty. Dwadzieścia
minut po dziewiątej, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazała
się moja rodzina. Nie wiedziałem co powiedzieć, moja matka jednak od razu
wzięła mnie w objęcia, szepcząc jak bardzo mnie kocha. Potem, przyszła pora na
Hannah’e. Przytulała mnie, czochrała po włosach i biadoliła o głupotach. Ale,
kiedy spojrzałem na mojego ojca, wyczułem chłód. Skinął mi głową. Nic więcej.
Zupełnie nic. Wpuściłem ich do środka, całe mieszkanie było już posprzątane. Wieczorem,
godzinę przez rozpoczeciem, ruszyliśmy do parku. Tym razem, pieszo. Starałem
się ignorować piski na ulicy, oraz to, że robiono mi zdjęcia z ukrycia. Gdybym
się tym przejął, zapewnie znów uciekłbym do mieszkania, i zamknął się w nim.
Będąc już na miejscu, zauważyłem moich przyjaciół. Jednak, nie widziałem jednej
kobiety, która tyle mi uświadomiła.
- No nic, trzeba zaczynać –
Powiedziałem sam do siebie, po czym weszłam na scenę. Ogrom ludzi był przytłaczający,
jednak znów, starałem się nie zwracać na to uwagi. – Witaj Avenley River!
Pisk towarzyszący mojemu
przywitaniu był ogłuszający. Skrzywiłem się lekko, jednak kiedy zauważyłem moją
rodzinę w pierwszy rzędzie, uśmiechnąłem się. To pierwszy raz, kiedy byli na
moim koncercie. I, chciałbym aby było tak częściej.
- Wiele z was wie, że zniknąłem
na długi czas. Musiałem przemyśleć różne rzeczy, po moim wypadku miałem dość.
Nie będę ukrywał, miałem ochotę rzucić to i po prostu wrócić do rodzinnej wsi,
gdzie zapewnie przejąłbym pasję mojego ojca do ogrodu. Ale, jestem tutaj. I, to
dzięki mojej przyjaciółce. Skupiłem się na sobie, przestałem słuchać was, a
przecież, bez was nie byłoby mnie tutaj. Dziękuję wam, z całego serca.
Po moich słowach, zobaczyłem jak
kilkoro ludzi podnosi transparenty. Były na nich hasła w stylu „Kochamy cię
Billy” czy „B.J Moliere – Światło w ciemności”. Tak naprawdę, teraz czułem się
jak w domu. Już miałem zagrać, kiedy przypomniały mi się słowa mojej siostry, z
dnia, kiedy to obudziłem się z śpiączki.
„Obiecałeś mi, że zabierzesz mnie w trasę, że nagramy razem piosenkę,
że przyjedziesz. Billy… kochamy cię, ja, mama i tata choć on tego nie okazuje,
nie zostawiaj nas.”
Nagle zdałem
sobie sprawę, ile musiało się zmienić, abyśmy mogli się spotkać, nie w
tajemnicy przed ojcem. Teraz, była tu i mi kibicowała. A ja, postanowiłem spełnić
swoją obietnicę.
- Jednak, zanim
zacznę, chciałbym zaprosić na scenę moją siostrę. Hannah, chodź do mnie mała –
Dziewczyna drgnęła, jednak moi ochroniarze pomogli jej przejść przez barierki.
Po chwili, siedziała na stołku obok mnie, z dziwną miną – Kiedyś obiecałem, że
ze mną zaśpiewasz. Właśnie spełniam swoją obietnicę. – Zacząłem grać dobrze
znaną jej melodię, wymyśliłem tą piosenkę z przyjaciółmi, jeszcze w czasach
licealnych. Hannah, szybko podłapała melodię. Co za zbieg okoliczności, że cała
piosenka powstała w momencie, kiedy to wychodziłem z depresji?
Hannah: I didn't know what you
Were going through
I thought that you were fine
Why did you have to hide?
Were going through
I thought that you were fine
Why did you have to hide?
Billy Joe: I didn't wanna let you down
But the truth is out
It's tearing me apart
Not lisenin' to my heart
I really had to go
But the truth is out
It's tearing me apart
Not lisenin' to my heart
I really had to go
Hannah: And I would never stop you
Billy Joe: Even though we've changed
Hannah: Nothing has to change
Razem: And you can find me in the
space between
Where two worlds come to meet
I'll never be out of reach
Cause' you're a part of me, so you can find me
In the space between
You'll never be alone
No matter where you go
We can meet
In the space between
Where two worlds come to meet
I'll never be out of reach
Cause' you're a part of me, so you can find me
In the space between
You'll never be alone
No matter where you go
We can meet
In the space between
{Fragment
piosenki “Space Between” z Następców 2}
Kiedy
skończyliśmy, Hannah przytuliła się do mnie. Podczas trwania całej piosenki,
wszyscy ludzie będący w pobliżu sceny, podnieśli telefony zapalając latarki.
Robiło się ciemno, było to wszystko doskonale widać. Po chwili, zagrałem
jeszcze jedną piosenkę, tą bardziej znaną, cały tłum bawił się i śpiewał razem
ze mną. Wychodząc z sceny, nie mogłem uwierzyć w to co zrobiłem. A wtedy, stało
się coś, czego tym bardziej się nie spodziewałem.
-
Billy! Zobacz, to Althea! Nie chcieli jej wpuścić, ale gdy wyszłam i
powiedziałam, że ma prawo wejść, przyszła! – Wpatrywaliśmy się w siebie z Al,
bez słowa. Hannah, szybko zrozumiała i zostawiła nas samych. Powoli podszedłem
do dziewczyny.
-
Al… Ja, tak bardzo cię przepraszam. Tak bardzo skupiłem się na swoich
problemach, że zapomniałem, że ty też możesz je mieć. A ja, jak twój przyjaciel
powinienem cię wspierać. Tak, jak ty mnie…
Althea?
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz