Palce musnęły palce, zabierając spomiędzy moich opuszków niedokończonego papierosa, którego oddałem z przyjemnością, jakby była to wymiana. Szlug za ciepłą skórę, nie narzekałem.
Nie narzekałem również, gdy zbliżył się powoli, oparł policzek na ramieniu, które lekko ugięło się pod przyjemnym i znajomym mi już ciężarem. Było naprawdę ok, gdy jego dłoń powędrowała na moje biodro, a oddech mimowolnie zadrżał, kiedy noga mężczyzny musnęła tę moją. Pochyliłem głowę do dołu, przymykając oczy i po prostu rozkoszując się. Całym nim, jego ciężarem i może nie najpiękniejszym zapachem. Fakturą gęstych włosów, w których zanurzyłem twarz, podczas gdy ten wydmuchiwał z siebie tytoń, aby za chwilę znowu się nim zaciągnąć.
A oczy piekły niemiłosiernie, szczypały i bolały, wcale nie od dymu z papierosów.
— Mieliśmy to zakończyć — szepnął, strzepując papierosa jak najdalej od nas. Westchnąłem cicho, podnosząc twarz, by zerknąć na Oakleya kątem oka. — Sam tego chciałeś, Adam. Musimy się zdecydować, bo ja nie mam ochoty żyć w wiecznej niepewności i pod znakiem zapytania. A szczególnie nie w takich kwestiach — mruknął, ocierając się o mój płaszcz policzkiem. Nic nie powiedziałem, jedynie wplotłem palce w czarne włosy. — Jeśli chcesz, zostanę — oświadczył, ostatecznie się ode mnie odsuwając i w końcu łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
Dorośli mężczyźni spoglądali na siebie z mokrymi ślepiami i nie do końca wiedzieli, co ze sobą począć i w ogóle jakie emocje przeżywają. Bardzo dobre podsumowanie.
— Obiecuję, że nie ucieknę. Pod warunkiem, że powiesz mi wszystko, co zalega ci na żołądku od tamtego dnia i pozwolisz mi jakoś to odpokutować. Ja chcę to naprawić, mimo wszystkich tych idiotyzmów, Watson. — Wziąłem głębszy, ciut bardziej drżący oddech i uciekłem od granatowych oczu, które powoli zaczynały wiercić we mnie dziury. Przygryzłem policzek od środka, chcąc choć trochę się uspokoić. — Tylko powiedz, czego ode mnie żądasz. Potrzebuję krótkich, zwięzłych komunikatów. Inaczej się gubię. Wiesz o tym.
Wziąłem głębszy oddech.
— Wiem.
Jedno, krótkie słowo uciekło z mojego zbyt mocno zaciśniętego gardła, by skleić jakiekolwiek dłuższe i sensowne zdanie. Odchrząknąłem, ponownie spoglądając na mężczyznę, podczas gdy jedna z moich dłoni bez pośpiechu wsunęła się pomiędzy jego łopatki.
— Byłem zły, Nivan — stwierdziłem, próbując w jakikolwiek sposób opanować oddech. — Dalej jestem, ale po prostu nie chcę... kurwa, nie chcę znowu zostać z marnym świstkiem papieru z oskarżeniami, nie chcę zostać po raz kolejny sam na te kilka lat, nie chcę znowu próbować w jakikolwiek sposób zszywać ran, których po prostu nie zszyję, bo jestem w tym wszystkim beznadziejny — jęknąłem i tym razem to ja położyłem głowę na jego ramieniu, to ja schowałem twarz.
Możliwe, że cały drżałem i ponownie czułem się jak dziesięcioletnie dziecko. Czy się tym przejmowałem?
Nie.
— Oakley, chcę żebyś został. Żebyś nie uciekał, żebyś nie zostawiał mnie bez niczego lub z kłamstwami, żebyśmy po prostu spędzili ze sobą chwilę czasu w pieprzonym świętym spokoju, bez pośpiechu, żebyśmy spróbowali i, kurwa, tyle — podsumowałem na jednym wydechu. — I muszę oddać ci twoją paczkę papierosów, bo dalej ją mam i zalega u mnie w drugiej szufladzie mojej szafki nocnej. Obok liściku.
Westchnąłem cicho, troszkę mocniej zaciskając dłoń na jego włosach i troszkę bardziej się chowając, kuląc, może i uciekając przed całym otaczającym nas światem.
Naprawdę było mi ok, nawet jeżeli nadal byłem zły.
— Obiecuję, że wszystko ci powiem. Po prostu daj mi szansę i trochę czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz