26 sie 2018

Od Nivana cd Antoniego

Lampił się na mnie jak ciele na malowane wrota.
Zmarszczyłem się jeszcze mocniej, zastanawiając się, jaki będzie kolejny ruch i co mam tak właściwie zrobić. Wydmuchał dym. Chrząknął. Wyprostował się.
Gra psychologiczna. Jak ja kurewsko nienawidziłem tego typu rozmów. Dalibyśmy sobie w pysk i byłoby po sprawie.
— Chcesz mi coś powiedzieć? Pamiętaj, każde twoje słowo może zostać wykorzystane przeciwko tobie — spytał, mruknął, patrząc na mnie chłodnym spojrzeniem, może nieco beznamiętnym. Oczywiście, że musiał krzyżować nasze spojrzenia. Zupełnie jak dwie krople wody z różnych zbiorników. Słona i słodka. Podobne, ale w większej skali coś słabo chciały się wymieszać. Powstawała ta cienka granica. Stawiano mury. Nigdy nie wrócimy do relacji sprzed lat. Minęło zbyt wiele czasu. — A może po prostu w końcu znikniesz na dobre z mojego życia, zostawisz mnie w spokoju i nie będziesz rozdrapywać starych ran, co, Oakley? Wydaje mi się, że wyszłoby to nam na dobre. Co o tym sądzisz?
Masz dwie opcje Oakley. Możesz potoczyć dwie rozmowy, przynajmniej na to, co masz teraz w głowie. Nie wymyślisz niczego innego, zblokowało ci wszystkie zapadki w mózgu, zaciąłeś się lekko, spojrzenie zelżało, mina się rozluźniła, wyglądasz jak dziecko we mgle, jesteś dzieckiem we mgle. Gubisz się w oddechu, jego oddechu, chcesz uciec, ale nie masz gdzie, przecież chciałeś, przecież potrzebowałeś tej konfrontacji.
„Dwa na pięć” mogło być przyciskiem iks na padzie. Mogłeś to szybko kliknąć, ponownie przyjąć pozycję obronną, ale straciłbyś sporo punktów za chwilę zawahania i opuszczenie gardy na tę krótką chwilę.
Kółko.
— Nie dzwoniłeś — wyszeptałem, nieco słabszym głosem, pogłębiając zamartwienie na twarzy, a i doczepiając do tego wszystkiego rozżalenie. Nie spuszczałem wzroku, patrzyłem prosto w jego oczy. Jesteś parszywą szmatą, Oakley.
Jednak nie wiedziałem, na co innego mogę się porwać. Byłem w sytuacji patowej. Żołądek mi ścisnęło od zdenerwowania, ale dalej trwałem w kłamstwie i miałem zamiar tak doczekać do końca, zabrać to gówno do grobu.
Nie chciałem go już tracić. Tak bardzo nie chciałem go tracić, nie chciałem puszczać jego dłoni, nie chciałem ponownie dać mu się wyprzedzić o kilka kroków, żeby skręcił w inną stronę, niż ja. Nie chciałem znowu się zgubić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz