Kiedy przekroczyłem próg kuchni, darząc dziewczyny delikatnym uśmiechem, niespodziewanie usłyszałem głośny trzask, od którego zaczęło dzwonić mi w uszach, a kiedy zorientowałem się co, a raczej kto był jego źródłem, otworzyłem szerzej oczy.
Dziewczyna stłukła szklankę, po czym nerwowym ruchem wstała od stołu i skierowała się w stronę szafki, na której stał obrzydliwie drogi wazon, podarowany mi przez babcię w dniu mojej wyprowadzki co centrum Avenley River.
— Dajcie mi wszyscy święty spokój! — krzyczała, a z jej policzków powoli skapywały łzy.
Jamie podniosła ozdobę, po czym wzięła zamach, ale w ostatniej chwili stanąłem za jej plecami i zwinnym ruchem wysunąłem przedmiot z jej dłoni, po czym położyłem go na stole obok.
Szczerze powiedziawszy, spodziewałem się takiej sytuacji. Kobiety po gwałcie stają się zupełnie inne i rzadko kiedy w pełni wracają do siebie. Wielu mężczyzn bagatelizuje ten problem, ale ja doskonale zdaję sobie sprawę ze skutków tego zwyrodniałego czynu, które ciągną się za kobietą przez niekiedy nawet, całe życie.
Jamie zmierzyła mnie chłodnym, zobojętniałym spojrzeniem, a jej oczy błyszczały od napływających łez. Musiałbym być potworem, żeby nie zrobić nic i przyglądać się temu, jak młoda dziewczyna pogrąża się w rozpaczy.
Ruszyłem krok bliżej, po czym zamknąłem studentkę w objęciu, a dłonią gładziłem delikatnie jej głowę. Niech wie, że nie jest z problemem sama i zawsze może liczyć na pomoc drugiej osoby.
— Jesteś bezpieczna. — wymamrotałem cicho i czułem, jak młoda kobieta odwzajemnia uścisk.
Kiedy wydawało mi się, że zdołałem uspokoić Jamie, dziewczyna oderwała się ode mnie jak poparzona, po czym zmierzyła mnie rozwścieczonym spojrzeniem i uderzyła mnie pięścią w brzuch, co wywołało cichy syk bólu.
— Zostawcie mnie! — wykrzyczała, po czym ruszyła pędem w kierunku wyjścia z apartamentu. — Wracam do akademika. — trzasnęła drzwiami, przez co po moich plecach przeszedł lekki dreszcz.
Po całej tej sytuacji wymieniliśmy się zdezorientowanymi spojrzeniami z Odette, po czym zaczęliśmy zbierać odłamki stłuczonego wcześniej szkła.
— Ja… przepraszam za nią. — spojrzała mi w oczy. Widać było, że jest naprawdę bardzo przybita przez całe to zajście.
— Nie masz za co. Trzeba mieć dla niej wyrozumiałość. — kąciki moich ust delikatnie się uniosły.
Przez kolejne piętnaście minut zbieraliśmy odłamki szkła, po czym wytarliśmy mokrą podłogę, rozmawiając przy okazji na jakieś luźne, może nieco oklepane tematy.
Gdy kafelki lśniły, stanęliśmy naprzeciwko siebie, ściskając sobie dłonie.
— Dziękuję za pomoc. — na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
— To nic wielkiego.
— Chciałem zrobić wam jakieś obfite śniadanie, ale cóż… — z moich ust dało się usłyszeć ciche westchnienie. — Może kiedy indziej.
— Myślę, że jeszcze będzie okazja. — odgarnęła włosy z twarzy — A teraz przepraszam, ale muszę iść. — pożegnała się ze mną, a ja stanąłem w ogromnym oknie i odprowadzałem ją wzrokiem do momentu, aż znikła z mojego pola widzenia.
Spojrzałem na zegarek.
Siódma dziesięć.
Za niecałą godzinę muszę być w pracy.
Czym prędzej zjadłem coś na szybko, po czym ubrałem się w garnitur i zawiązałem ulubiony, błękitny krawat, który doskonale podkreślał kolor moich oczu. Nieco byle jak poprawiłem rozwichrzone włosy, chwyciłem w dłoń mą nieodłączną, czarną teczkę i żwawym krokiem wsiadłem do samochodu, kierując się prosto do wielkiego, oszklonego wieżowca Brown Inc.
Kiedy wreszcie znalazłem się w swoim miękkim fotelu, odetchnąłem z ulgą, czekając na kolejną porcję papierów, którą zapewne zaraz dostarczy mi Arthur.
Nie myliłem się.
Wnet usłyszałem pukanie do gabinetu, a po chwili ujrzałem wesołą twarz pracownika, który z lekkim współczuciem położył mi na biurku stertę dokumentów i odszedł, cicho przymykając za sobą drzwi.
Kiedy zaczynałem na nowo zatracać się tych świstkach, usłyszałem stukot obcasów.
— Dzień dobry panie Brown. — uniosłem wzrok na długie nogi kobiety.
— Witaj, Julie. — włączyłem laptopa i zająłem się papierami, nie zwracając uwagi na stojącą przy moim biurku asystentkę. Ani mi się śni zarywać kolejną noc, aby nadrabiać dokumenty, których nie zdążyłem uzupełnić w pracy. Nie mogę stać się takim pracoholikiem jak mój ojciec, który nie potrafi oddzielić życia prywatnego od swojego zawodu.— Masz jakąś sprawę?
— Po prostu przyszłam panu potowarzyszyć, jest pan ostatnio taki samotny, zapracowany…
Zmarszczyłem nerwowo brwi i w dalszym ciągu próbowałem skupić się na porozrzucanych na moim biurku papierach.
— Nie próbuj ze mną flirtować, tylko pracuj. — odparłem oschle, śmiejąc się w duszy z tej sytuacji.
— Jesteś sztywniakiem, Aaron! — krzyknęła z wyrzutem, wychodząc z gabinetu.
— Zrób mi kawę! — rzuciłem szybko, aby zdołała usłyszeć, po czym głośno się roześmiałem.
Czas mijał nieubłaganie, a ja w kółko wykonywałem te same, schematyczne czynności, gładząc z poirytowaniem swój delikatny, czarny zarost.
***
Wreszcie moja zmiana dobiegła końca.
Z pewnym siebie uśmiechem kierowałem się w stronę drzwi gabinetu, z moją ukochaną teczką w dłoni, kiedy nagle poczułem, że ktoś na mnie wpadł.
Czym prędzej uniosłem wzrok i zauważyłem jasnowłosą dziewczynę, która niosła spory koszyczek wypełniony czekoladkami, kawą i winem, zasłaniający jej całe pole widzenia.
— Dobry wieczór, Odette! — zaśmiałem się cicho, patrząc na całą tę sytuację.
— Dobry wieczór, to dla pana. — wręczyła mi ogromny koszyk, a kiedy go od niej wziąłem, odetchnęła z ulgą.
— Z jakiej to okazji?
— To koszyk dwa w jednym. W ramach podziękowań za pomoc i za to, że mogłyśmy się zatrzymać u pana na noc... oraz przeprosinowy, za stłuczoną szklankę.
— Ależ nie trzeba było! — delikatnie położyłem podarunek na podłodze, po czym ofiarowałem kobiecie pocałunek w policzek, wyrażając w ten sposób wielką wdzięczność. — Muszę się chyba odwdzięczyć, prawda? — uniosłem brwi, z zamyśleniem patrząc na Odette. — Nie obrazisz się, jeżeli porwę cię na kolację?
Odette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz