Wieczorem, kiedy byłem w trakcie oglądania niezwykle zawiłych i niezbyt dopracowanych filmów akcji, usłyszałem ten głośny, irytujący dźwięk, który wskazywał na to, że otrzymałem jakieś powiadomienie lub wiadomość.
Zapewne kolejny SMS od operatora, który próbuje reklamować swoje bezużyteczne pakiety, czy wciskać na siłę jakąś ankietę, której ani mi się śni wypełniać.
A może to powiadomienie z Arbooka o tym, że ktoś obchodzi dzisiaj urodziny? Uwierzcie mi, nienawidzę tego. Dlaczego? Otóż dlatego, że większość moich znajomych to przypadkowi ludzie, których nigdy nie miałem i raczej nie będę miał okazji spotkać, więc ich urodziny obchodzą mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Sięgnąłem po telefon z typowym dla mnie grymasem na twarzy, który ustąpił zdziwieniu w momencie, w którym okazało się, że jest to wiadomość od Louise.
Kurna.
_ Louise: Hej, Noah. Przepraszam, że tyle czasu się nie odzywałam. Dziękuję za lody, są przepyszne. Co do karteczek, nie myślałam, że... w sumie to nieistotne. Mimo wszystko, naprawdę jestem wdzięczna i... zdziwiona, że ty tak po tym wszystkim jesteś w stanie na mnie spojrzeć. Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło.
_ Ja: Hej i nie ma za co... — musiałem tylko wstać rano, nakupić owoców i męczyć się ze złośliwą bitą śmietaną. — Nie przepraszaj, nie ma ku temu powodu. — Zaraz, zaraz… Jest. Wtargnięcie do mojej sypialni, kiedy się przebierałem. — Co u ciebie?
_ Louise: Bywało lepiej…
_ Ja: U mnie podobnie.
I w tym momencie straciłem jakiekolwiek pomysły na kontynuowanie tej rozmowy, przez to z lekkim niepokojem stukałem palcami o szklany blat stołu, prosząc, aby ta niezręczna sytuacja dobiegła końca.
_ Louise: Muszę iść. Na razie Noah.
_ Ja: Cześć.
Pierwszy raz w życiu byłem tak spięty podczas zwykłej wymiany SMS’ów? Co jest ze mną nie tak?
***
Właśnie obudziły mnie piski, krzyki i śmiechy jakichś dzieci. Burknąłem ze zdenerwowaniem i podciągnąłem kołdrę jeszcze wyżej, próbując ponownie zasnąć, jednak nie przyniosło to żadnego efektu.
Ubrałem koszulkę, po czym stanąłem przed oknem, próbując wychwycić spojrzeniem źródło tych przeraźliwych ryków. Muszę przyznać, że moim oczom ukazał się dosyć częsty widok. Dwóch [najprawdopodobniej] piętnastolatków znęcało się nad kilka lat młodszym chłopcem, który nie potrafił się obronić i ze smutkiem wysłuchiwał kolejnych obelg kierowanych w jego stronę.
Momentalnie w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, a wszystkie wspomnienia z okresów młodzieńczych wróciły. Pamiętałem te chwile, w których byłem bity, popychany, wyśmiewany, a jakby tego wszystkiego było mało, Aaron wielokrotnie widział te sytuacje, ale nie robił nic. Ba! Gorzej! On sam miał ze mnie niezły ubaw.
Zmarszczyłem brwi i rozwścieczony ruszyłem w kierunku grupki nastolatków, po czym odepchnąłem dwóch chuliganów i spiorunowałem ich miażdżącym spojrzeniem.
— Odwalcie się od niego, już! Wynocha! — krzyczałem, zasłaniając młodszego chłopca.
— Bo co?! — odpyskował jeden z nich, cynicznie się uśmiechając.
— Spieprzaj gnojku, bo zaraz zetrę ci ten uśmieszek z twarzy. — wycedziłem, po czym zacisnąłem pięść i zrobiłem krok do przodu, co wystraszyło dwójkę do tego stopnia, że uciekli.
Odwróciłem się w stronę nękanego chłopca, wysilając się nawet na delikatny, wręcz niewidoczny uśmiech.
W oczach tego dzieciaka widziałem ten sam strach, który towarzyszył mi przez tyle lat. Szkoda, że nikt tak jak ja teraz, nie odważył się mnie obronić.
— Dziękuję. — wymamrotał cicho i uniósł wzrok na moją twarz.
— Nie ma sprawy, młody. Trzymaj się od takich przygłupów z daleka. — mrugnąłem do niego, po czym wróciłem do swojego domu i spojrzałem na zegarek, który pokazywał już godzinę siódmą.
Czym prędzej wyciągnąłem porcję lodów oraz karteczkę z napisem na dziś, który brzmiał: „Jesteś niewinna” i wsiadłem do samochodu, po raz kolejny wykonując te same czynności.
Nie wiem dlaczego, ale odnosiłem wrażenie, że te słowa pomagają i w powolnym tempie pozwalają mi z powrotem przywrócić tę starą, nieco niezdarną Louise, którą muszę przyznać, polubiłem.
Lou?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz