Myśli nie chciały się uspokoić, czekanie dłużyło się w nieskończoność, a ja zacząłem żałować coraz większej ilości rzeczy, których się dopuściłem. Bo trzeba było być skończonym idiotą, żeby dać mu się przenocować. Trzeba było być debilem, żeby zostać na tym walonym śniadaniu. I trzeba było być skończonym dupkiem, żeby zostawić go ze złym numerem telefonu, uśmiechając się prosto w twarz i łżąc w żywe oczy, a nawet pożegnać się przytuleniem, jakby wszystko było dobrze, a ja po prostu wiedziałem, że to kolejne rozstanie. Kolejne długie rozstanie
Mógł mnie znaleźć, pewnie dalej miał odpowiednie znajomości, które dałyby radę mnie wyśledzić z palcem w tyłku. Równie dobrze już teraz ktoś mógł mnie obserwować, a ja całkiem tego nieświadomy, przesuwałem bez celu palcem po ekranie, stukałem o etui i lampiłem się w ławkę naprzeciwko, jak sroka w gnat, licząc widocznie na cuda niewidy.
Westchnąłem ciężko, myśląc o tym, że pewnie ponownie go zraniłem, paskudnie skrzywdziłem. Domyślałem się, że po zadzwonieniu na podany numer i usłyszeniu obcego głosu, pięknie przeprosił, a później wkurwiony rzucił czymś, uderzył o coś albo co gorsza, po prostu się popłakał.
I sam to robiłem, może się nie przyznawałem, ale waliłem pięściami o ścianę, kląłem pod nosem i warczałem, że dałem się wziąć jak jakaś baba. Na pieprzone słodkie oczka i ładny uśmiech.
— Cześć. — Krótkie słowo wybudziło mnie z chwilowego zastoju, zamyślenia. Zerknąłem na kobietę, która pojawiła się przede mną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uśmiechnąłem się delikatnie, może nieco się do tego zmusiłem, ale mniejsza o to.
— Hej — odparłem krótko, gdy uścisnęliśmy sobie dłonie, dość delikatnie. — Jakieś marzenia co to tego, co moglibyśmy porobić? — spytałem, drapiąc się po zarośniętym policzku.
Postarza cię.
Wiem, ale w końcu wyglądam na trzydziestkę.
Jak uważasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz