31 sie 2019

Od Candice C.D Izzy

Zirytowana przyjaciółka mija mnie, żeby jak najszybciej wyjść za drzwi, ale ja zamiast iść za nią stoję pogrążona w totalnym niezrozumieniu. I nie wiem nawet, na kogo patrzeć — Dupka, który wydaje się niezbyt wzruszony wszystkim, czy lekarza, który nieustannie powtarzał, że dobrze wie, kim jest pani Mortensen. Przez to w mojej głowie otworzyła się dziwna luka. Ubytek w informacjach. Nawet szukając teraz czegokolwiek w swoim umyślę, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że przyjaciółka zwyczajnie mi czegoś nie powiedziała. Dawno nie zachowała się tak dziwnie. Właściwie to nigdy nie zachowała się aż tak dziwnie. Już prędzej pomyślałabym, że to moja przyjaciółka jest chora na głowę niż swobodnie, autentycznie odnoszący się do znajomości z nią lekarz — przepraszam, Izzy.
Z nerwowym uśmiechem żegnającym mężczyzn opuszczam pomieszczenie, wiedząc, że to będzie najlepsze, co mogę zrobić w tej żenującej, kłopotliwej sytuacji. Odnajduję Isabelle niemal na środku korytarza. Rozgląda się za mną w wyraźnej złości, jednak na mój widok rysy jej twarzy delikatnie łagodnieją.

Od Dustina C.D Katfrin

Nigdy nie lubiałem robić zakupów. No, przynajmniej tych większych ze względu na zbyt dużą ilość rzeczy do zapamiętania i zakupienia. Oprócz tego zawsze wychodziło dużo pieniędzy i trzeba było przepychać się przez ludzi. Kolejna okropna rzecz. Miałem ochotę ochotę załatwić to wszystko jak najszybciej, kiedy nagle poczułem że ktoś na mnie od tyłu wpadł. Od razu sie odwróciłem zdezorientowany, jednak za nim to zrobiłem, usłyszałem szybkie i ciche "przepraszam".
Przyjrzałem się uważnie kobiecie i odpowiedziałem że nic nie szkodzi. Niższa ode mnie kobieta, tak szybko jak się pojawiła, tak szybko i zniknęła. Mruknąłem sam do siebie w zamyśleniu.
Szybko powrociłem do swoich zakupów, by jeszcze szybciej wrócić do domu. Do zakupienia pozostało mi już jedynie mleko, jajka i jakiś ser, więc byłem bliżej niż dalej. Gdzieś pomiędzy sklepowymi półkami dziewczyna mi minęła ze dwa lub trzy razy. Przy kasie jej już natomiast nie spotkałem. Szybko skasowałem swoje zakupy, zapłaciłem i je spakowałem. Chwyciłem reklamówki i udałem się do swojego auta by zapakować zakupy. Spojrzałem na dziewczynę która we mnie wpadła przy owocach. Zaczepiało ją jakichś trzech dziwnych chłopaków, więc podszedłem do nich.

Doczepiali się do dziewczyny sam nie wiem o co, gdyż mnie od samego początku tam nie było. Nie zamierzałem jednak w to wnikać i chciałem ich odstraszyć. Nie byli jednak tacy chętni do ucieczki, więc i doszło do mini bójki. Niespodziewany unik dziewczyny wraz z pechowym miejsce w którym się znajdowałem, spowodował że dostałem prosto w twarz. Nie był to mocno cios jednak nie spodziewałem się go, przez co dalszy rozwój sytuacji potoczył się tak, jak się potoczył.  Sam ne wiem kiedy i jak, ale dziewczyna skopała im wszystkim tyłki przez co uciekli niemal w podskokach. Podszedłem na krok do dziewczyny, bardziej od boku niż tyłu, przez co odwróciła się i zrobiła delikatny krok. chyba zbyt ufna nie była dla nowo poznanych ludzi.

- Niepotrzebnie się pakowałeś tutaj. Poradziłabym sobie. A teraz muszę oczywiście pomóc ci z policzkiem. Nie wygląda on dobrze. -Powiedziała dziewczyna, przyglądajac się mojej twarzy.
- Nie przyznam Ci racji. Nie spodziewałem się tego ciosu, poprzez Twój unik. A policzek nie wygląda tak źle, a już na pewno nie trzeba będzie go szyć... Zaufaj mi. - Zaśmiałem się delikatnie.
- Masz delikatne rocięcie na nim. Krew Ci leci.
- To nic takiego. Zatamowanie krwawienia gazikiem, zdezynfekowanie rany, założenie opatrunku... I po sprawie.
- Dość biegły w tym temacie... Czyżby lekarz?
- Broń boże.. Ratownik medyczny... Ale aktualnie po służbie. - Uśmiechnąłem się dając ręce na klatke piersiową. - Swoją drogą... Dustin.. a Pani..?
- Katfrin..
- Cóż… W takim razie miło poznać. Cóż.. Może mialabyś ochotę na jakąś kawe lub herbatę w jakiś dzień?

Kat?

30 sie 2019

Od Rosalie cd. Michaela

Rzadko się zdarza w naszej małej kawiarence, aby przyszedł ktoś zupełnie nowy. Wszystkich klientów znam na pamięć, wiem jak układa im się w małżeństwach, czy robią ich dzieci albo wnuczki, jaką kawę lubią, czy ją słodzą i dlaczego. Kilka lat starszy ode mnie mężczyzna, wyraźnie zmęczony i uciekający od tłumu do tego właśnie lokalu, to okazja jedyna w życiu. Na jego pytanie i szybkie usprawiedliwienie odpowiadam uśmiechem.
- W żadnym wypadku nie jesteś nieproszonym gościem - odpowiadam łagodnie, jak do dziecka, które chce się uspokoić. - Jeśli chcesz wypić ze mną kawę o tak wczesnej porze, to nie miałabym serca odmówić.
Zasada jest jedna przy poznawaniu nowych osób, szczególnie mężczyzn. Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie wykonać. Taki nawyk wyrobił we mnie straszy brat, widząc jak bez przerwy z dobroci czy poczucia empatii komuś praktycznie nieznajomemu coś obiecuję, czy na coś się zgadzam, a później sprawia mi to same problemy. Jednak to było dawno temu...

Od Brianne do Dustina

Odsłaniam ciężkie, pastelowe zasłony i odruchowo mrużę oczy, gdy dociera do mnie jasne światło słoneczne. Prawdę mówiąc, wolę noc, ale moje postanowienie dotyczące udawania normalnej osoby musi tym razem dojść do skutku. Wciągam na siebie pierwsze lepsze ubrania, myję zęby i rozczesuję włosy, nie tracąc czasu na poranną kąpiel. Przecież nie śmierdzę. Mój wiecznie milczący telefon chowam do kieszeni, ale właściwie i on mi się nie przydaje, na karcie zapisany jest jedynie numer do sprzątaczki, która przyjeżdża do mojego mieszkania wtedy, kiedy uznam, że już musi. Wychodzę, przekręcając klucz w drzwiach. Na ramieniu ciąży mi czarna, materiałowa torba ze szkicownikiem, a podczas pokonywania schodów w kamienicy, wyjmuję portfel i szukam jakichś pieniędzy na autobus. Nie jest zbytnio wypchany, ale chyba na biedę nie mogę narzekać, skoro jeszcze nie jeżdżę na gapę. Jest chłodno, ale dosyć słonecznie, przez myśl przemyka mi, że można by wrócić po bluzę, jednak skutecznie rezygnuję z tego pomysłu, który wiązałby się z koniecznością powrotu do mieszkania. Po drodze mijam bawiące się dzieci na placu zabaw, grono nastolatek i parę staruszków trzymających się za ręce. Gdzieś tam w tłumie osób stojących w kolejce do sklepu przemyka mi znajoma twarz sąsiadki z mieszkania obok, ale niestety nie mogę powiedzieć, że ją lubię. Nie tak dawno doniosła na mnie policji pod pretekstem przetrzymywania jej kota na moim balkonie, o czym nie miałam zupełnie pojęcia i nie było to moją winą, że jakiś sierściuch urządził sobie tam posiadówkę. Autobus przyjeżdża z dwuminutowym spóźnieniem, ale najważniejsze, że jest, więc do niego wsiadam, trzymając się kolorowej rurki wewnątrz, gdyż każde miejsce siedzące jest zajęte przez schorowane emerytki. Jadę cztery przystanki, aż w końcu wysiadam. Wystarczy przejść przez pasy, nim znajdę się u celu, jakim jest zwykła, przydrożna kawiarnia, może nie zachwycająca swoim wyglądem, jednak cenię ją sobie głównie przez ciche wnętrze i małą liczbę klientów. Gdy przechodzę przez próg dzwoneczek nade mną się odzywa, powiadamiając innych o moim przybyciu, jednak żadna głowa nie odwraca się w moją stronę. To też lubię.
– To co zawsze – kładę odliczoną sumę na stolik, siadając na wysokim, barowym krześle, a kelnerka wycierająca szklane kieliszki jedynie przytakuje głową zabierając pieniądze i podając zamówienie na kuchnię.
W tym samym czasie, gdy moje śniadanie się wesoło smaży, ja zajmuję miejsce przy oknie i wyciągam naręcze ołówków i szkicownik, po czym wykładam to wszystko na stolik. Otwieram zeszyt na pierwszej lepszej, pustej kartce, łapiąc za ołówek, a kelnerka podchodzi do mnie, kładając tacę na blat stolika. Zdejmuje z niej wysoką szklankę wypełnioną miętową herbatą, a obok tego kładzie sztućce na serwetce. Odchodzi, kiedy zaczynam rysować kolejny projekt sukienki. W myślach notuję, że muszę udać się do sklepu po materiały.
Odrywam się od rysowania, kiedy kobieta w fartuchu stawia przede mną talerz z jajkami sadzonymi, tostami i sałatką grecką, czyli to, co niezmiennie zawsze jem na śniadanie. Wszystko mija powoli i w spokoju, kiedy niespodziewanie blond włosy mężczyzna w podeszłym wieku upada na podłogę i zaczyna kaszleć. Moja ręka trzymająca widelec zatrzymuje się w połowie drogi do ust, a wzrok kieruję na leżącego tutaj mężczyznę. Ma drgawki, ale nie znam się na tym, nie wiem co mu dolega. Jest tu sam, jego twarz robi się czerwona z każdą chwilą, a nikt nie reaguje. Dochodzi do mnie, że nie jestem w niczym lepsza, skoro ja także tylko się patrzę. Ktoś dzwoni na karetkę, kiedy podchodzę do mężczyzny. Sprawdzam jego portfel, oglądam nadgarstki, ale nie zauważam żadnej bransoletki czy plakietki z informacją czy nieznajomy przypadkiem nie choruje. Spoglądam niemrawym wzorkiem na jego oczy i zapadnięte policzki, słuchając świszczącego oddechu. Pomagam mu, aby pochylił się do przodu, po czym stukam go pięścią w plecy, kiedy do środka wbiegają ratownicy. Cofam się kilka kroków do tyłu, aby mieli do niego swobodny dostęp, po czym odchodzę do stolika, aby skończyć jedzenie.

Od Hangagoga CD. Amy

Gdy Amy wylądowała na ziemi Książę od razu ruszył w moją stronę i zaczął prychać w stronę zwierzaków dziewczyny. Zrobiłem kilka kroków w stronę kobiety i ukląkłem obok niej. Spadła na plecy więc ma trudności z oddychaniem. Przytkało ją. Złapałem ją w pasie i podniosłem do pozycji siedzącej. Poklepałem lekko po plecach by mogła lepiej oddychać. Ta krztusiła się powietrzem jednak powoli łapała go coraz więcej.
- Oddychaj, spokojnie - powiedziałem, mój wzrok odnalazł Księcia, który stał w odległości i przyglądał się dziewczynie zdziwiony. Zapewne myślał czemu nie jest na jego grzbiecie. Przecież sekundę temu była.
- Zobacz on też jest przestraszony całym zjawiskiem. Nic ci nie będzie. Oddychaj - mówiłem do niej by ją uspokoić. Działało. Zobaczyłem jak Cezara, który idzie w naszą stronę. Książę skulił uszy, ale lis nie zwracał na niego uwagi. Jęknąłem przeciągle. Wiedziałem, że może się znów to źle skończyć.  Książę spojrzał na mnie przestraszony i cofnął się parę kroków do tyłu. Bał się nowego zwierzaka. Nigdy go tutaj nie widział więc było dla niego to coś nowego. To tylko zwierzęta. Nie wiedzą co i jak. Lis przyszedł do Amy, która oddychała już normalnie.
- Co cię boli? - zapytałem dalej patrząc na konia by ten nic nie zrobił.
- Plecy, trochę głowa - rzekła masując ją.
- Okey nie jest źle. Na drugi raz pamiętaj, że w takiej sytuacji pochylenie się i łapanie szyi jest najbardziej niebezpieczną rzeczą jaką możesz zrobić. Odchylasz się wtedy do tyłu. Koń ma wtedy większe obciążenie - powiedziałem do niej.
- Nie będzie raczej drugiego razu - rzekła przerażona. Jej głos był cichszy niż zawsze. Niestety ale tak to już jest.
- Poczekaj zaprowadzę Księcia do boksu. Zaraz i tak będę musiał wziąć kilka koni na rozruszanie. Dziś nie mam jazd, a konie muszą chodzić - powiedziałem bardziej do siebie niż do niej. Dziewczyna skinęła głową - Nie wstawaj - dodałem jeszcze. Podszedłem do konia i złapałem za jego wodzę. Poklepałem go po szyi by się trochę uspokoił i ruszyłem z nim w kierunku stajni. Odstawiłem go do boksu. Zdjąłem z niego cały sprzęt i odłożyłem je tuż obok boksu, który zaraz zamknąłem.Wróciłem do Amy, która mimo moich uwag wstała na nogi.
- Nie powinnaś tak szybko wstawać - powiedziałem do niej, a ona machnęła dłonią.
- Jest lepiej - rzekła, a ja skinąłem głową.
- Chodź do domu. Zrobię ci herbaty i dam przeciwbólowe - zażądałem. Dziewczyna podeszła do mnie i ruszyła w stronę budynku. Ruszyłem za nią pilnując gdyby coś się stało.
- Wybacz, powinienem go trzymać za wodzę, ale po prostu było to za szybko - powiedziałem chcąc się wytłumaczyć z zaistniałej sytuacji.
- Rozumiem - rzekła jedynie. Westchnąłem i przyśpieszyłem. Dobrze, że nic poważnego się nie stało.

~~~~**~~~~

Amy po dwóch godzinach stwierdziła, że chce iść ze mną zobaczyć do koni. Oczywiście część została wypuszczona na padok, a część, która na nim była zabrana do boksów. Książę znów został wypuszczony na padok i cieszył się z zaistniałem sytuacji.
- Muszę wziąć je na trening. Zacznijmy Od Bossa - rzekłem kiedy przechodziłem obok jego boksu. Sprzęt konia był tuż obok jego boksu. Wyprowadziłem gniadego wałacha. Był razy szlachetnej półkrwi. Dość ciekawy koń. Tylko pewne siebie osoby na nim jeżdżą ze względu na jego charakter. Jest uparty, a nieraz nawet podgryza w czasie jazdy. Wyczyściłem go, a Amy się przyglądała. Był brudy, ale co się dziwić był na padoku. Kuch i piach leciał z całego konia. W końcu wyczyściłem mu kopyta i założyłem cały sprzęt. Zdjąłem z niego kantar i wyprowadziłem go na ujeżdżalnie. Tuż obok mnie szła dziewczyna.
- Ten też jest taki spokojny? - zapytała, a ja pokręciłem głową.
- Ten nie jest już taki spokojny - odpowiedziałem i spojrzałem na nią kątek oka, ta jednak zasłaniała się włosami.
- Jak coś dzwonię po karetkę - zażartowała jednak ja nie mogłem się zaśmiać. Wprowadziłem konia na ujeżdżalnie i wsiadłem na niego od razu z ziemni.

Amy?

Archibald Michael Boult

Źródło: Pinterest - wizerunek KJ Apa.
Motto: “Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu”
Imię: Archibald “Archie/Archiekins” Michael
Nazwisko: Boult
Wiek: Ile lat już tułam się po tym świecie? Z jakieś dwadzieścia jeden lat.
Data urodzenia: Siedemnasty czerwca
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: Mieszka w dzielnicy Nashleen. Nazywa to zwykłym mieszkaniem, chociaż można przyznać, że bardziej to piętrowy apartament od ojca, który po dwóch latach mieszkania tutaj ma urządzoną kuchnię i łazienkę. Salon oprócz telewizora na ścianie i czarnej sporej kanapie, nie ma absolutnie nic, pomijając wielki stos pudeł ułożonych wzdłuż ściany przy schodach, które musi rozpakować i kupić meble. Kręcone schody, prowadzą na piętro z trzema pokojami, każdym pustym i drugą łazienką, która też jest prawie gotowa. Całe mieszkanie jest pomalowane białą farbą, bo nie ma czasu na duperelki, gdy w głowie tylko ma walki, jedzenie i sport.
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Gdzie pracuje? W sumie sport to było coś, co chciał już od kilku lat, a gdy udało mu się w branży bokserskiej, został tu, walcząc w wadze średniej.
Charakter: Archie jest osobą lojalną, uczciwą (jeśli nie chodzi o pracę oczywiście) oraz życzliwą. Zawsze na pierwszym miejscu stawia rodzinę oraz przyjaciół, których i tak nie posiada za wielu. Jest także dobroduszny, wiele poświęciłby, by jego bliscy w ogóle nie cierpieli. Archibald jednak ma niską samoocenę po wszystkich jego przygodach nie za ciekawych dla młodego człowieka. Jest osobą wrażliwą, nie lubi cierpienia innych, a co dziwnego sam, gdy wchodzi na ring, nie sprawia dla niego żadnego problemu obijania twarzy przeciwnikom, aż do stracenia najczęściej przytomności. Potrafi perfekcyjnie już opanować emocje na zewnątrz, mając zwykle to samo pełne beznamiętne spojrzenie, którym często darzy ludzi, gdy nie ma ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Arch jest osobą dość zmienną co do swojej pasji, zwłaszcza że odkrył posiadanie swoich wielu talentów, rozpoczynając od pisania piosenek, śpiewania ich, grania na gitarze aż do boksu. Co ważne u Boulta jest jego łatwowierność, gdy w odpowiedni sposób okręci się go wokół palca. Pomimo swoich pięknych cech niczym u zwykłego chłopaczka z sąsiedztwa, gdy tylko wprowadził się do Avenley River, nic nie było u niego tak samo, jak wcześniej, mało gadatliwy, niemówiący o sobie zbyt wiele, bo po co, jeśli jego życie według niego ciekawe ni było. Jest wielkim wielbicielem burgerów i kebabów. Kocha zwierzęta, gdyby mógł, miałby ich tyle, aż jego mieszkanie nie zarosłoby chodzącym futrem. Jego konikiem jest adrenalina, szybkie auta, motory, czy parkour, którego jeszcze się uczy. Często się denerwuje, zbyt często można rzec, nie lubi, jak ktoś mu się sprzeciwia w jego planach, nasuwa pomysły, które dla Archiego stają się z automatu absurdalne, ale jeśli ta osoba jest kobietą, to na pewno nie usłyszy przekleństw, a bardziej jakiś komentarz dotyczący, że stacza się, ale i tak posłucha się kobiety, jeśli będzie chciała go odsunąć od którejś z walk. Co do miłości to Archibald jest okropny, nigdy nie traktuje jej poważnie oprócz jednej, którą stracił.
Hobby: Pisanie piosenek - gdy już naprawdę się nudzi, to usiądzie na podłodze i zacznie pisać swoje piosenki
- Śpiewanie - to już usłyszysz jak od święta, od dawna już nie śpiewał no, chyba że pod prysznicem
- Gra na gitarze - akustyczna czy elektryczna, nie ważne
- Sport - z samego rana już przebiera się, by biegać, treningi, siłownia i walki to jego konik i parkour
- Motoryzacja - gdy tylko może i jest taka konieczność stanie przed autem i zacznie w nim grzebać, woli zajmować się swoimi autami niż mieszkaniem
Aparycja|
- wzrost: Metr osiemdziesiąt pięć
- waga: Siedemdziesiąt jeden kilogramów
- opis wyglądu: Archiego dość łatwo rozpoznać. Jego największy atut w wyglądzie to ruda czupryna oraz krzaczaste brwi na kwadratowej szczęce. Rzadko spotykany uśmiech, który od razu uwydatnia małe dołeczki na policzkach oraz białe zęby, które na szczęście pomimo walk wszystkie należą do jego. Na twarzy średnio widoczne są małe piegi, a dokładnie na policzkach i na nosie. Beznamiętne spojrzenie zamknięte w zimno czekoladowych oczach. Jest pomimo szczupłej sylwetki bardzo dobrze zbudowany, widoczne zapracowane przez spory czas mięśnie brzucha ładnie uwydatniają tak zwany sześciopak. Styl ubioru chłopaka jest dość… normalny, niewyróżniający się z tłumu. Zwykłe, dopasowane koszulki w ciemnych kolorach bądź białe, obowiązkowo jeansy, czarne trampki lub adidasy, do tego niebieska bejsbolówka czy skórzana kurtka zależy, czym jedzie. Na nosie, gdy jest ładna pogoda, nosi okulary przeciwsłoneczne ze zwykłą czapką z daszkiem wziętą z jakichś zawodów, na których był.
- pozostałe informacje: Posiada kilka tatuaży na ramieniu i przedramionach. Na jego ciele także pojawiają się blizny, nad prawą brwią ma szramę od pałki policyjnej czy już od walnięcia głową w kamień sam już nie pamięta, wypalone znamię na biodrze za karę za chęć ucieczki, potraktowany niczym krowa na znakowaniu, oraz na lewej piersi i ramieniu pociągnięte trzy spore sznyty, o których nie chwali się za dużo, bo twierdzi, że to jest jego spora tajemnica i niech tak pozostanie.
- głos: KJ Apa - I’ll try
Historia: Chłopak mieszkał w małej mieścinie, jakieś może z trzydzieści może max. pięćdziesiąt kilometrów od Avenley. On, mama i tata, czego chcieć więcej dla dość prostego chłopaka takiego jak Archie. Powodziło mu się prawie zawsze, zespół, mecze drużyny footbalowej, ścisła zgraja przyjaciół na dobre i na złe oraz dziewczyna, z którą chętnie byłby zawsze. Wpadał w kłopoty tylko na imprezach, gdy sączył się alkohol, a kumple z drużyny niczym diabeł na ramieniu kusiły go na walkę z jakimś chłopakiem z młodszej klasy. Po kilku minutach chłopaczek leżał nieprzytomny na ziemi dalej okładany przez Archiego, odsunięty przez swoich przyjaciół i dziewczynę, został szybko zabrany z miejsca zdarzenia. Wtedy każdy zobaczył tą “gorszą stronę” rudego chłopaka, która zniszczyła mu życie w szkole, wytykając palcami, a potem i w codziennym, gdy dostał wezwanie na rozprawę za poważne uszkodzenie ciała chłopaka. Po kilku miesiącach jechał busem prosto z rozprawy do poprawczaka, gdzie spędził dokładnie rok, rok spotkań przez szybę z telefonem w uchu. Widzenia się z ojcem, przyjaciółmi i kilka razy z dziewczyną. Potem wrócił do domu, ale to był błąd, znajomi poszkodowanego nie dawali mu żyć, tak samo, jak wścibska policja. Wytrzymał z rodziną kilka miesięcy, pożegnali się ze wszystkimi, zerwali kontakty i pojechali do metropolii. Dopiero tutaj dali mu szanse rzucając na ring, a rodzice oddali ostatnie oszczędności na mieszkanie, potem nadeszły kłótnie, bo chłopak zrezygnował ze studiów na rzecz sportu, a potem wiadomość, że jego “miłość życia” przeprowadziła się tu z bratem. To nie tak miało wszystko wyglądać....
Rodzina: Archie nie posiadał wielkiej rodziny, tylko on, mama oraz tata, nikt nie utrzymywał z nimi kontaktu bądź po prostu nie żyli. Jego ojciec Fred Boult to architekt, którego zwykle “poleca się znajomym”, a matka Mary to adwokat w kancelarii blisko mieszkania swojego kochanego syneczka. Sam jakoś nie utrzymuje większego kontaktu po tym, jak pokłócił się z ojcem, bo nie poszedł na studia, tylko rzucił naukę na rzecz boksu.
Partner: Niestety już brak.
Potomstwo: A skąd! Nigdy w życiu… znaczy, jeszcze nie ma i jak na tę chwilę, nie chce mieć, za młody jest na dzieci. Pogadajmy o tym za minimum trzy lata, to może się coś zmieni.
Ciekawostki:
- Zawsze do czytania zakłada okulary, co zabawne zerówki, bo twierdzi, że wtedy wygląda mądrzej
- Ma zamiar zrobić sobie jeszcze kilka tatuaży
- Nie jest na nic chory, ale jest i tak w grupie ryzyka, by mieć nowotwór
- Czasem zachodzi do kawiarni, w której pracuje jego wielka miłość, by po prostu na nią popatrzeć i nie zwrócić na siebie uwagi
- Był w poprawczaku
- Nienawidzi niedźwiedzi
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x]
Zwierzęta: Ktoś mieszkania musi pilnować i zatykać pustą dziurę w sercu, dlatego kupił sobie psa, a dokładnie owczarka niemieckiego, którego nazwał Balios jak ten nieśmiertelny koń Achillesa
Pojazd: Archie jest wielkim fanem aut i zamiast pakować pieniądze w mieszkanie, to daje w swoje trzy słońca. Czarno-niebieski Mustang GT 500 to jego kochany wóz, którym jeździ przez większość czasu, gdy jest taka możliwość, Chevrolet Camaro niczym wyrwany z Transformersów oraz zielono czarny Suzuki RM-Z 450
Kontakt: WszystkoKreatywnie [howrse]

Odejście

Z wielkim smutkiem żegnamy Neala Lyne'a. 

Brianne Waldorff



Źródło: Pinterest, Kelsey Simone
Motto: „Im mniej o tobie wiedzą, tym lepiej ci się wiedzie".
Imię: Rzadko kiedy można usłyszeć jej pełne imię, nieważne z czyich ust by ono miało paść. Od dzieciństwa towarzyszyło jej urocze przezwisko „Bee", od imienia Brianne, jednak z biegiem czasu, mając dwadzieścia lat na karku, ciężko było jej zostać nazwaną pszczółką przez otaczających ją ludzi. Mimo to, zostało przy niej wiele innych przezwisk i ksywek, między innymi Brie, w latach szkolnych przewinęło się nawet męskie imię Brian, czego dziewczyna do teraz nie może pojąć. Po babce odziedziczyła nie tylko piegi, ale i drugie imię - Lettie, którym to najczęściej się przedstawia, bez konkretnego powodu - tak po prostu się przyjęło.
Nazwisko: Waldorff
Wiek: Osiemnaście.
Data urodzenia: Trzynasty lutego. Bardziej pechowo, czy romantycznie?
Płeć: Kobieta.
Miejsce zamieszkania: Sporej wielkości, nowoczesny dom na obrzeżach miasta. Utrzymany w kolorze białym, obłożony w niektórych miejscach ciemnoszarym kamieniem, z drzwiami i futrynami w podobnym kolorze oraz z dobudowanym obok garażem. Na pierwszym piętrze znajduje się salon połączony łukiem z kuchnią i jadalnią. Wszystkie ściany pomalowane zostały na kolor nieskazitelnie biały, a dwie w salonie - obłożone kamieniem. Na marmurowej podłodze leżą miękkie dywany oraz jeden z naturalnej skóry wyłożony pod stołem w jadalni. Pomieszczenia nie są zbyt udekorowane, mają podstawowe wyposażenie, jak na przykład blaty z czarnego marmuru w kuchni, czy skórzaną kanapę w salonie. Wnętrze domu jest raczej surowe, niż przytulne, a odkąd matka Brianne nie robi w domu zupełnie nic, to i nie jest tak zadbany, jakby mógł być. Na pierwszym piętrze znajdują się dwie łazienki, sypialnia Jodie, jeden wolny pokój oraz pokój należący do Brianne. Jedynie ten ostatni jest zawsze czysty, rzeczy wewnątrz są poukładane, a podłoga umyta, bowiem dziewczyna nie cierpi bałaganu. W jej pokoju przeważa kolor biały, łączący się z beżowym, czyli jedynym innym, niż czarny, który występuje w innych pomieszczeniach jej domu. Ogród przed domem byłby bezwątpienia piękny, ale niestety swoje pięć minut już miał za czasów, gdy rodzina była pełna. Teraz przeważają chwasty i uschnięte łodygi niegdyś kwitnących kwiatów, a niekoszona trawa sięga kolan. Podjazd mający kilka metrów bardzo dawno nie gościł żadnego samochodu, a wysypany na nim żwir jest wymywany przez padający deszcz. Wielka brama prowadząca na podjazd domu rodziny Waldorffów także straciła swój urok, teraz już skrzypiąca i zardzewiała, przez długi czas nie była otwierana, bo przecież kto miałby do nich przyjeżdżać? Drzewa rosnące wzdłuż podjazdu, niegdyś przycinane, teraz były obrośnięte niczym w lesie.
Orientacja: Hetero, chociaż może bi, ale nie wiadomo. Raczej nie mogła by być w stałym związku z kobietą.
Praca: Brianne nie musi pracować i tego nie robi, spadek po ojcu i pozostałej, nieżyjącej już rodzinie, który dostały jest w zupełności wystarczający do przeżycia. Mimo to, drobne pieniądze dziewczyna zarabia często ze sprzedaży swoich rysunków, które czasem u niej są zamawiane. Ponadto, uczy się.
Charakter: Charakter: Brianne jest pełna sprzeczności i niezrozumiałych dla innych (i dla niej samej) zachowań, które coraz częściej wymykają się jej spod kontroli. Zacznijmy od jej stosunku do ludzi - szanuje wszystkich. No, może nie gwałcicieli, morderców i tych, którzy znęcają się nad zwierzętami (ale to dla niej już nie są ludzie, a potwory). Stara się nie oceniać po okładce, ale wiadomo, że nie zawsze jej to wychodzi. Zawsze niesie pomoc każdemu w potrzebie, często zapominając o sobie. Nie żywi nienawiści do bogu ducha winnych ludzi, jest raczej nastawiona do każdego tak pozytywnie, jak tylko potrafi, ale mimo wszystko, nie czuje się dobrze między ludźmi. Ceni sobie ciszę, spokój i swoje własne towarzystwo. Może gdyby miała kogoś bliskiego, to i spędzanie z tym kimś czasu okazałoby się przyjemne, jednak nie dane było jej się o tym przekonać. W rezultacie jest ona, trzy beżowe ściany i jedna biała. Tylko tyle. Towarzystwo innych niezwykle ją męczy, ale przy tym wie, że to nie jest ich wina i nie wyładowuje swojej złości na niewinnych osobach. Mijając ją na szkolnym korytarzu najczęściej pośle ci nieśmiały uśmiech, żebyś się nie zraził, a następnie cicho czmychnie w jeden z cichych kątów, aby otworzyć książkę i zanurzyć się w świecie nauki, z którą to nie ma problemu. Nikt jej nigdy nie zmuszał do studiowania podręczników w wakacje, ale brak znajomych ją do tego przekonał. I tak właśnie się stało, że Brie niezwykle polubiła naukę, tę w szkole jak i naukę nowych rzeczy, o ile oczywiście jest w samotności.
     Kolejnymi rzeczami, które bezsprzecznie budują charakter dziewczyny, to jej wady. Nie stara się ich ukryć, czy też pozbyć, po prostu je akceptuje, będąc w pełni ich świadoma a jak ktoś pyta, to odpowiada wprost - tak, bywam uparta, zazdrosna, marudna, wybuchowa, naiwna, małostkowa... i można by tak wymieniać i wymieniać, ale po co? wady to część jej, nie ma ludzi idealnych, a jeśli komuś zależy, to pomimo trudności przy niej zostanie, a przynajmniej takie właśnie zdanie ma Brianne. Właśnie, własne zdanie to kolejna rzecz (zaraz po swoich bliskich) której dziewczyna zaciekle broni niezależnie od sytuacji i chociaż z bólem, ale potrafi przyznać się do swojego błędu. Ważne, że się stara, nie?
     Może absurdalnym jest to, że widząc krzywdę drugiego człowieka Brianne nie zawsze zachowa się właściwie. Tchórzostwo także można przypisać do tych jej negatywnych cech, jednak z tym akurat dziewczyna nie umie walczyć. Często wiele rzeczy ją przerasta, przez co zwyczajnie wybucha płaczem, jednak nigdy w czyjejś obecności. Jasne, łzy bezsilności w trudnych sytuacjach nie są niczym niespodziewanym nawet w towarzystwie, ale płacz? Na to nigdy nie może sobie pozwolić, to sprzeczne z nią samą.
     Trudno ją złamać, jednak na codzień dominującą emocją na jej twarzy jest zwykłe przygnębienie bez głębszego dna. To nie jest depresyjny smutek, ani też wesołość i radość z życia, a raczej przytłoczenie tym wszystkim, tą monotonnością i problemami, które ma, jak każdy. Ponadto, Brianne charakteryzuje szereg dziwacznych zachowań, które mają swój zalążek głęboko w psychice dziewczyny. Bywa, że ta nagle zawiesi się bez słowa, wpatrując się w jeden punkt, nie zdając sobie nawet sprawy z mijającego czasu. Często zachowuje się w sposób niezrozumiały dla innych, a jej reakcje na pewne rzeczy mogą mijać się z przyjętymi normami. W swoim życiu ma momenty, w których jest dobrze - funkcjonuje na tyle normalnie, na ile może. Są także chwile, w których najzwyczajniej nie wychodzi z łóżka, nie je, nie pije ani o siebie nie dba, co nie jest zależne od niej. Nie posiada także nikogo, kto by się nią w tym czasie zajął, więc podobne stany są dla niej o tyle groźne, o ile musi się martwić sama o siebie, a w takowych momentach, jak wiadomo, nigdy tego nie robi.
Hobby: Jest dość wszechstronna. Po pierwsze, łyżwiarstwo, które zakorzeniło się w niej od dziecka, od pierwszego razu, gdy tylko postawiła nogę na lodzie. Co prawda, wtedy jej nogi automatycznie się rozjechały na dwie różne strony świata, ale jeździ do dzisiaj - i bardzo dobrze jej to wychodzi.
     Podobnie jak balet, chociaż tym nie zajmuje się już tak amatorsko, jak jazdą na łyżwach. Bierze udział w różnych występach, nawet jeśli są one rzadko, to grunt, że są. Ponadto, ćwiczy regularnie, w każdy poniedziałek, środę, czwartek oraz sobotę - przed szkołą lub po.
     Rzeczą, którą odziedziczyła po rodzicach jest talent do rysowania. Nie robi tego pięknie, a spod jej ręki nie wychodzą dzieła sztuki, jednak rysuje sama dla siebie i w stu procentach jej to wystarcza.
     Poza tym, lubi czytać. Książkom poświęca większość czasu, obojętnie, czy jest to fantasy, kryminał, biografia, czy podręcznik do matematyki.
     Po piąte, i ostatnie, co potrafi i lubi, jest gra na skrzypcach. Podobnie jak z rysowaniem, nie jest wirtuozką, nie gra niewiadomo jak dobrze, ale to w niczym jej nie przeszkadza, aby to robić.
Aparycja|
- wzrost: Sto pięćdziesiąt osiem centymetrów.
- waga: Czterdzieści osiem kilogramów.
- opis wyglądu: Brianne ma z pewnością charakterystyczną twarz, którą łatwo zapamiętać, oraz która, chcąc nie chcąc, wyróżnia się w tłumie (przynajmniej takim pełnych zwykłych, szarych ludzi, a nie jakichś modelek). Nos, policzki, trochę czoło, trochę broda - wszystko zapełnione jest dość subtelnymi piegami, których sama zainteresowana w sobie nie lubi. Mocno brązowe oczy otoczone rzęsami, na które czasem nałoży tusz, do czego nie przykłada się zbytnio, oby tylko uniknąć kolejnych, niepotrzebnych minut spędzonych w swoim domu. Na ogół się nie maluje, co nie znaczy, że tego nie lubi albo nie potrafi, wręcz przeciwnie, czasem czuje nagłą chęć nałożyć na twarz każdy kosmetyk będący akurat pod jej ręką. Filigranowa sylwetka dziewczyny jest raczej kwestią genów, niż ciężkiej pracy, gdyż ona nawet nie zna słowa „dieta", czy „ćwiczenia", nie mówiąc nawet o „siłownia".
- pozostałe informacje: Posiada po jednym kolczyku w uchu.
- głos: Kobiecy, a jaki?
Historia: Jodie i Matthew Waldorff, ku swojej uciesze, swój ślub zaplanowali we wczesnej młodości, całkowicie nie przewidując jak tragiczna będzie dla nich przyszłość. Można powiedzieć, że żyli w nieświadomości całego zła, które ich otaczało - czyli rodziny. Wysoko postawionej, bogatej rodziny, która sama ułożyła ich życie. Fakt, za ich pieniądze zostało opłacone sporej wielkości, nowoczesne mieszkanie, dwa samochody - jeden sportowy i jeden trochę większy, rodzinny. Pracę także załatwili im troszczący się teściowie. Mieli dom, mieli wszystko, oprócz poczucia, że są na swoim, i że mają władzę nad swoim życiem, bo w rzeczywistości jej nie mieli. Jakże szczęśliwym momentem okazał się dla nich fakt, że Jodie zaszła w ciążę - była bezpłodna, a jednak im się udało. Radość podwoiła się tak samo, jak ich - rzekomo - jedno dziecko. Dziewięć miesięcy po szczęśliwych informacjach na świat przyszło dwoje dzieci, śliczne, piegowate dziewczynki. Bliźniaczki. Wraz z mijającym czasem te rosły i się rozwijały, z tym że jedną i drugą dzieliła przepaść, zupełnie tak, jakby jedna była kilka lat młodsza. Tą dziewczynką była Brianne. Miała problemy w szkole, z ocenami, z nawiązywaniem znajomości, do Waldorffów napływało coraz więcej skarg na ich młodszą o kilka minut od drugiej córkę. Za to jeśli chodziło o Cindy - cud nie dziecko. Przynosiła same najlepsze oceny już w podstawówce, miała masę koleżanek, brała udział we wszystkich możliwych konkursach. Oprócz tego także trenowała strzelectwo z łuku, przez jakiś czas grała na fortepianie. A w tym samym czasie Brianne ćwiczyła sam na sam kroki baletowe, rysowała pokraczne rysunki i rozmawiała sama ze sobą. Była specyficznym dzieckiem, ale to nie oznaczało, że głupim. Niestety, chcąc nie chcąc, zepchnięto ją na bok a Cindy była numerem jeden w rodzinie. Prezent na urodziny? Dostawała najdroższy i taki, jaki chciała. Pozwalali jej wybrać. A Brie? Dostawała garść przeterminowanych cukierków, z których i tak się cieszyła. Z roku na rok coraz bardziej czuła się źle sama ze sobą, z wiekiem zaczynała rozumieć także wiele rzeczy, między innymi to, że rodzina wcale jej nie chce, jest marginesem Waldorffów oraz problemem. W wieku piętnastu lat podczas wypadku samochodowego zginął ich ojciec. Wydarzenie niebywale tragiczne zostałe spotęgowane przez fakt, że jechali autem we czwórkę. Matka oraz Brianne wyszli bez zbytniego szwanku, siedziały po prawej stronie samochodu, gdzie to lewa strona została połowicznie zmiażdżona. Cindy zapadła w śpiączkę, w której znajduje się po dziś dzień, a matka Brianne od pamiętnych wydarzeń znajduje się w ciężkiej depresji, nawet nie wychodząc z pokoju, więc wszystko leży na głowie Brie.
Rodzina: 
- Jodie Waldorff - matka, jedyna żyjąca i jako tako funkcjonująca osoba oprócz Brianne, jednak przy jej obecnym stanie, niewiadomo jak długo,
- Cindy Waldorff - starsza o kilka minut, siostra bliźniaczka Brie przebywająca od kilku lat w śpiączce.
Partner: Brak.
Potomstwo: Brak.
Ciekawostki: 
- W jej karcie widnieje szereg chorób, o których niezbyt lubi mówić i najzwyczajniej tego unika.
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x]
Zwierzęta: Brak.
Pojazd: W garażu stoją dwa samochody - sportowy Chevrolet Camaro, którego kupno wyniknęło z pasji ojca Brianne [x] oraz rodzinny, służący do wyjazdów we czwórkę, Range Rover [x]. Mimo tego, że Brianne ma czym jeździć, to z tego nie korzysta. Nie umie jeździć zbyt dobrze, więc po prostu nawet nie próbuje, a zamiast tego chodzi pieszo lub jeździ komunikacją miejską.
Kontakt: jill#9107 [discord]

29 sie 2019

Od Dustina C.D Hyolyn

Obca osoba okazała się uroczą dziewczyną, która najwidoczniej bawiła się ze swoim psem, w tutejszym parku. Uśmiechnąłem się na jej pytanie o przeszkodzenie mi. Nudziło mi się i podziwiałem widoki, odpoczywając. Nikt mi nie mógł przeszkadzać w tym momencie,  a szczególnie tak miła dziewczyna.
- Mnie? Skądże! Nie spodziewałem się, że ktoś koło mnie się nagle pojawi. - Odwzajemniłem uśmiech. Ni stąd, ni zowąd podbiegł do naszej dwójki pies, najprawdopodobniej tej dziewczyny, gdyż najpierw podbiegł do niej samej.
- Spokojnie, ona nie gryzie. - Powiedziała dziewczyna z delikatnym uśmiechem.
- A więc to ona... W sumie to tak widać po niej taką uroczą urodę. - Zaśmiałem się.
Wyciągnąłem ostrożnie rękę do psa, chcąc ją pogłaskać. Na otwartej dłoni, tak aby widziała, że nic w niej nie trzymam. Gdy byłem pewny, że mnie nie dziabnie, ostrożnie ją czochrałem po futrze na głowie.
- Ale ładna jesteś.. Taka śliczna i dostojna. - Zacząłem głaskać psa ostrożnie po głowie i karku. Ewidentnie psiak mnie polubił, bo przybliżył się i dał się głaskać.
-  Ej... Powinnam się poczuć zazdrosna.. - Zaśmiała się dziewczyna.
- O co? O to, że ja głaskam psa, czy o to, że pies się tuli do mnie? - Uśmiechnąłem się.
- A mogę być o obie rzeczy zazdrosna?
- Hm... Myślę, że jak najbardziej.
Zaśmialiśmy się obydwoje i spojrzeliśmy na siebie nawzajem. Zapanowała też niezręczna cisza, więc wstałem na równe nogi.
- Dustin jestem...
- Hyolyn. - dziewczyna podała mi rękę. Podałem jej również swoją i mocno je sobie uścisnęliśmy nawzajem.
Zacząłem rozmowę o jej psie, który był rasy samoyed. Spodobał mi się ten psiak, więc chciałem o nim wiedzieć coś więcej. Prócz tego porozmawialiśmy na temat tego, co zamierza robić w następne dni. Nie ukrywam, że rozmawiało się bardzo miło, przez co chętnie bym się z nią spotkał jeszcze raz, jednakże w spokojniejszej atmosferze.
- Hyolyn a może pójdziemy na jakąś herbatę lub kawę, jeśli wolisz? Dajmy na to za dwa dni w tej nowej kawiarni?
- Kawę lubię, a herbatę kocham, więc wybór zależy od ciebie, dostosuję się. Za dwa dni... Mnie najbardziej by pasowało tak po 18, wcześniej w pracy jestem. - Dziewczyna się delikatnie zarumieniła i uśmiechnęła. Co odwzajemniłem.
- W takim razie ustalone... Tutaj masz mój numer.. Spotkamy się na miejscu. Do zobaczenia za dwa dni. - Uśmiechnąłem się.
- Do zobaczenia.
Ruszyłem powoli w stronę swojego domu. Musiałem się przygotować w końcu na następny dzień do pracy, a robiło się w sumie coraz później. Liczyłem, że dziewczyna jeszcze przed snem, napisze mi sms, abym mógł zapisać jej numer.

***

Dwa dni później pojawiłem się pod kawiarnią, pod którą umawiałem się z dziewczyną. Spojrzałem na zegarek na ręce. Dochodziła osiemnasta, więc miała prawo się jeszcze spóźnić. Oparłem się o ścianę, patrząc gdzieś w dal i czekając, aż przyjdzie.

Od Althei C.D Bellami

O Hangagogu mogłam wiele powiedzieć. W każdym razie nic konkretnego — w końcu marne paręnaście godzin rozprawiania z nim o Bellu nie dawało mi od razu szansy na przejrzenie go na wylot. Byłam jednak pewna tego, że żył i miał się dobrze, jego szyja nie zsiniała ani nie był blady, wbrew temu wszystkiemu, co widział Bell podczas swoich odlotów od normy. Nie decydowałam się także na to, żeby przesadnie spoufalać się z obcym facetem i wprawdzie oboje ograniczaliśmy się do mało osobistych tematów.
Minęło naprawdę sporo czasu, zanim nasza naćpana śpiąca królewna zwlokła się z łóżka, a jak już się zwlekła, wyglądała znacznie lepiej niż wcześniej, choć nadal nie idealnie. Na jego skórze rozciągały się głębsze rany po szkle, a w kąciku ust dalej widniała krew, która musiała poprzednio ulatywać z wewnętrznej strony policzka. Ważne, że żył i może drugi raz pomyśli, zanim przedawkuje. Może tacy w ogóle nie myślą. Nie wiem.

Od Katfrin do Dustina

Wychodziłam właśnie z pracy. Była wściekła. Miałam mieć wolne! Wyszło jak zawsze. Nie kurwa... zapierdalaj do tej roboty. Wzięłam głęboki wdech wiedząc, że muszę się ogarnąć. Powinnam zaraz być w domu. Mieć spokojny wieczór i iść do łóżka jak najwcześniej by się wyspać. Po prostu być spokojna. Dobra... jeden głęboki wdech, wydech. Kiedy wsiadłam do samochodu od razu chciałam skierować się do domu, a przypomniałam sobie oczywiście o tym, że miałam zrobić zakupy. Moja lodówka świeciła pustami. Westchnęłam jednak wiedziałam, że muszę je zrobić. Jeśli nie zrobię tego dziś to nie będzie mi się chciało. A co za tym idzie nie będę w ogóle jadła. Co jest kolejnym minusem. Odpaliłam samochód i ruszyłam do pobliskiego sklepu już myśląc co kupić. Jednak jak to zawsze u mnie wypada. Mogę wiedzieć co kupić, ale w sklepie zdanie zmienię jeszcze pierdyliard razy. Westchnęłam i po chwili zaparkowałam na parkingu. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam do sklepu. Wzięłam wózeczek, który pchałam w stronę budynku. Kiedy wjechałam na dział owoców zaczęłam pakować wszystko co wyglądało dobrze i było w miarę dojrzałe. Rozejrzałam się szukając awokado. Kiedy je znalazłam od razu ruszyłam w ich stronę. Wpadłam na jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam - powiedziałam i chwyciłam dwa awokado. Znalazłam się tuż obok swojego wózka i zapakowałam owoce do torebki.
- Nic się nie stało - odpowiedział chłopak, a ja skinęłam mu głową jedynie i ruszyłam dalej w poszukiwaniu innych cennych zdobyczy. Mąka, kawa... dużo kawy. Bardzo dużo. W koszyku wylądowało ich cztery opakowania. Każda innego smaku lub firmy.  Westchnęłam kiedy musiałam stanąć przed wyborem jakie lody wybrać. Hmm... dobre pytanie. Wezmę śmietankowe, pistacjowe i... czekoladowe. Wsadziłam wszystko do wózka i ruszyłam dalej. Mięso, warzywa, nabiał, chleb, alkohol. No i do kasy. Kiedy wszystko rozpakowałam i znów spakowałam w torby do wózka mogłam zapłacić. Wróciłam do samochodu i zaczęłam znów opróżnić wózek z zakupów do samochodu by w domu znów wyjąć te rzeczy i zanieść do domu. Bez sensu. Westchnęłam, a kiedy już wszystko zapakowałam odprowadziłam wózek bo oczywiście sam się bał. Kiedy wracałam wyjęłam paczkę papierosów i wyjęłam ostatniego. Wyrzuciłam kartonik i odpaliłam fajka. Zaciągnęłam się nikotyną i oparłam o samochód kiedy już do niego dotarłam. Mój wzrok spoczął na moich butach dlatego nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie grupka chłopaków. Mieli po około 20 lat. 
- Masz fajki? - zapytał jeden z nich. Podniosłam na nich wzrok. Było ich trzech, postura mówiła, że chcą wyglądać na groźnych. Prychnęłam z uśmiechem na ustach i zaciągnęłam się papierosem.
- Niestety to był mój ostatni - powiedziałam - dużo was, kupcie sobie paczkę. A jak nie to idźcie żydzić dalej - dodałam później.
- Zważaj na słowa - prychnął ich "szef", który wyszedł bliżej mnie. Uśmiechnęłam się lekko i odchyliłam głowę do tyłu.
- Nie kochaniutki. To ty uważaj - rzekłam i wyrzuciłam niedopałek na ziemię. Zgniotłam go obcasem i odwróciłam się do samochodu. Chciałam otworzyć drzwi, ale szefunio złapał mnie za włosy i chciał pociągnąć jednak nie zdążył. Dostał z łokcia prosto w brzuch, przez co zgiął się i wylądował na moich plecach. Moja głowa walnęła o jego, a ten jęknął tylko i odsunął się ode mnie. Poprawiłam włosy i zarzuciłam je na plecy.
- Ej zostawcie ją! - krzyknął nagle ktoś. Odwróciłam się zdziwiona usłyszanymi słowami. Zauważyłam Pana od awokado. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony. Oni czy ja, że ktoś zainterweniował. To już zostawiam na wieczorne przemyślenia w łóżeczku.
- Serio? - zapytałam, a on spojrzał na mnie swoimi jak się nie mylę brązowymi oczami.
- Kurwa kolejny obrońca się znalazł - powiedział blondyn, który stał tuż obok mnie. Wymierzyłam mu cios prosto w szczękę.
- Spierdalajcie stąd. Mało wam już? - zapytałam, a ich szefunio zacisnął tylko dłonie. Chciał mnie uderzyć jednak uchyliłam się przez co "mój obrońca" dostał prosto w żebra. Powiedzmy sobie szczerze, ale jestem niskich rozmiarów prawda? Szefunio zrobił krok w moją stronę, a gdy podniosłam głowę i walnęłam nią o jego brodę ten natychmiast zamknął szczękę i przyciął sobie język. Po jego ustach ciekła krew, a ja zrobiłam krok w tył przez co jeszcze bardziej wpadłam na Pana awokado. Wywróciłam oczami przez co szefunio wymierzył mi cios prosto w kolano. Kurwa. Bolało. Moje nogi ugięły się na lewy bok przez co straciłam swoją pozycje. Krok w moją stronę był czymś co mnie uratowało, a jego spisało na straty. Kolejny łokieć poleciał w jego kierunku trafiając prosto w żebra. Chłopak machnął dłonią, a Pan awokado złapał ją jednak druga dłoń wylądowała na jego policzku. Kopnęłam szefunia w jajka, a ten jęknął i osunął się na ziemię.
- Żegnam państwa - powiedziałam miło, a ci zabrali tylko swojego koleżkę i oddalili się szybkim krokiem. Odwróciłam się do Pana awokado i zrobiłam krok w tył by oddzielić się na bezpieczną przestrzeń osobistą.
- Niepotrzebnie się pakowałeś tutaj. Poradziłabym sobie. A teraz muszę oczywiście pomóc ci z policzkiem. Nie wygląda on dobrze - powiedziałam do niego i syknęłam z bólu kiedy zobaczyłam małe rozcięcie.

Dustin?

Od Michaela do Rosalie

Cały miesiąc nie byłem w stanie zmrużyć oka, ale po kilku dniach organizm już sam domaga się przynajmniej minimalnej dawki snu. W ciągu kolejnych dwóch miesięcy zdołałem poznać wszelkie bary w Avelney, porównać ich standardy ze dwa razy i obecnie jestem w stanie stwierdzić, gdzie i pod jakim względem najlepiej się udać. Skosztowałem niemal wszystkiego - tanie życie w tanich pubach. Nie wiem, na jakim etapie w życiu jestem. Jedno wiem na pewno - wszystko posypało się jak zamek z piasku.

Trzy miesiące przed
Stoję przed ostatnią nadzieją. Przed ostatnim miejscem, które mogę odwiedzić i mieć nadzieję, że uda mi się wszystko odkręcić.
Ten miesiąc był dla mnie męczarnią. Wziąłem więcej wolnego niż przez ostatnie lata, ale nie mogłem przestać jej szukać. Troskę i zmartwienie zastępował ból oraz poczucie straty. Byłoby przynajmniej minimalnie lepiej, gdybym usłyszał, że ktoś wie, gdzie ona jest, ale od każdego słyszałem to samo.
Przyjaciele także szukali, ale to zdawało się na nic. Nikt nie miał żadnych informacji, żądnych wieści, jedynie słowa, że na pewno w końcu wyjdzie na prostą. Byłem im wdzięczny, słowa dawały drobną ulgę, ale wiedziałem, że nie wyjdzie, dopóki jej nie znajdę.

28 sie 2019

Od Lucy C.D Ken

Po atrakcjach poprzedniego wieczoru spałam jak niemowlę, dosłownie. Zasnęłam od razu, jak tylko ubrałam na siebie ogromną  koszulkę Lionell’a, w której wieki temu trenował koszykówkę, która z resztą z powodzeniem służyła mi za koszulę nocną. Od razu jak tylko zwinęłam się w kulkę na kanapie, wtulając się w bluzę chłopaka.  Nie śniło mi się nic konkretnego, albo najzwyczajniej w świecie tego nie zapamiętałam. Nigdy nie posiadałam jakiś super zdolności sennych, o ile można tak nazwać te wszystkie numery typu: lunatykowanie, jakieś świadome sny.  Czasami zdarzały mi się problemy z zasypianiem, ale powiedzmy sobie szczerze: Kto ich w ogóle nie miewa? Nie znam takiej istoty, która zawsze zasypia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Przyciągający wzrok tytuł

Chociaż wybory na administratora odbywały się już dobre tygodnie temu, a nasza ekipa o nowego współtwórcę się nie powiększyła, co mogliście zauważyć. Zamiast tego, poszerzyła się o moderatora, czyli znaną nam wszystkim Alysh Hariri aka Sugar Daddy Alyszon. Z Altheą czekałyśmy na dogodny moment, aby wprowadzić jedną, dość znaczącą zmianę i, chociaż nadszedł on już jakiś czas temu, dopiero dziś zdecydowałyśmy się oficjalnie ogłosić, iż nasz drogi moderator awansuje na stanowisko administratora Avenley River. Chociaż nie konsultowałyśmy się z nią w tej sprawie, wszyscy doskonale wiemy, że lubi gratulacje, więc, śmiało, można klaskać!

Odejście

Pragniemy poinformować, iż odchodzi od nas Milo.

Od Althei C.D Tyler

Irytacja rozrywała mnie od wewnątrz. Nie umiałam jej wytłumaczyć — ot nagłe wzburzenie na całego. Jakby tego było mało, czujny wzrok kobiety Tylera nieustannie mnie taksował, utrudniając przy tym skupienie przy pracy.
Czy nad nią też się znęca? 
Czy ją też szmaci i nienawidzi? 
Ubierała się bogato. Była pewna siebie, świadoma swojej urody i walorów, co ukazywała przez odważne gesty oraz pełną swobodę wśród męskiego zgromadzenia. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może ma swoje wpływy albo dzieli interesy Tylera, bo inaczej mężczyzna aż nazbyt zaznaczałby fakt, że należy ona do niego. W ciągu zaledwie miesiąca coś musiało ulec naprawdę dużej zmianie. Powtarzałam sobie, że kochanki Tylera i jego nędzne istnienie to ostatnie, co może mnie obchodzić, ale im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej mnie to chłonęło. Byłam wręcz zła na siebie za to, że nawet teraz, wśród obowiązków, pozwoliłam sobie skupić na czymś innym. Na czymś mniej istotnym. Niewartym ani złamanego avara.

Od Izzy cd. Candice

Przechylam głowę raz w jedną, raz w drugą stronę, czując, jak strzelają mi kręgi. Nieco ścierpłam podczas tych "przesłuchań".
Propozycja, czy też sugestia Candice była całkiem słuszna. Powinnyśmy odwiedzić Dupka, przynajmniej z powodów czysto moralnych. Tak po prostu wypadało. Przeciągam swoje westchnięcie, kiwając jednocześnie głową.
- Tak, ale najpierw muszę napić się kawy... albo nie, mocnej herbaty, najlepiej z dwóch torebek.
Informuję przyjaciółkę, że nie idziemy prosto do szpitala, tylko zahaczamy o pierwszą napotkaną kawiarenkę. Nie wierzę, że sama nie ma ochoty na nic dobrego. Pieczone ciastko czekoladowe każdemu robi dobrze na duszy.
GPS w telefonie okazał się niezawodny i doprowadził nas prosto do wybranej kawiarni. Zamówiłyśmy po ciastku, ja wzięłam herbatę - naturalnie z dwóch torebek - a Candice małą czarną. Usiadłyśmy przy oknie i delektowałyśmy się w ciszy, którą naturalnie musiałam przerwać.
- Naszła mnie pewna myśl - odstawiam parującą filiżankę na blat i unoszę wzrok na rudowłosą.
Kieruje na mnie swoją uwagę i czeka, aż powiem coś więcej.
- A co jeśli to Dupek wygadał wszystko policji? Nie będę na to obojętna - Candy wydaje się nieco zdziwiona tym, że zwróciłam na to uwagę, ale chyba sama się domyśla, że istnieje takie prawdopodobieństwo.
- Nawet jeśli, to pewnie musiał. Nie trudno dowiedzieć się policji, że ktoś wylądował w szpitalu z powodu wypadku motocyklowego, biorąc udział w nielegalnym wyścigu - brzmi to gorzej, niż było naprawdę. Jakbym brała udział w jakiejś schadzce bandytów.

Wszystkiego najlepszego!

Nie zapomnieliśmy! Jak moglibyśmy? Po dokładnie miesięcznej przerwie w pisaniu tego typu postów, dzisiaj, dwudziestego ósmego sierpnia, na samym końcu wakacji, świętujemy urodziny Brooke. Życzenia, nie ukrywajmy, powinny być specjalne — przecież to nasza była administratorka, która wraz z Louise dała początek naszemu Avenley River. Nie ma dokładnych słów, jakie określiłyby naszą wdzięczność dla tej dziewczyny za to, że w każdym zakątku bloga zostawiła swój ślad i jeszcze większą cząstkę działalności. Autorka wielu wątków, długich opowiadań (gdzie ten opowiadanie na 10/15k słów czy jakoś tak?), parunastu zakładek na blogu, których treści przez nią wypisane nie uległy żadnej zmianie. Dzisiaj, gdy Brooke jest członkinią Avenley, myślę, że nie każdy zdawał sobie sprawę z tego, że to ona opisała między innymi fabułę i sprawiła wraz z Louise, że blog jest taki dokładny i rozbudowany, jaki jest. Teraz, gdy już każdy to wie, możemy jej za to gorąco podziękować! W końcu mamy za co.
Urodziny urodzinami — życzenia są podstawą! Te najbardziej oklepane również, ale przecież zdrowie, szczęście i radość to naprawdę ważne wartości. Droga Brooke, przede wszystkim udanego życia, samych pomyślności, wieeelu wspomnień i nieznikających uśmiechów na twarzy. Młodości nie przeżywa się drugi raz, wiec korzystaj z niej ile wlezie, ale oby nie ZA dobrze ( ͡° ͜ʖ ͡°). Gdyby nasunęła się przeszkoda, przeciwność losu, dobrze wiesz, że musisz mocno kopnąć ją w poślad i iść dalej! Życzymy Ci dużo, dużo wytrzymałości, dążenia do własnych celów i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń. Worka weny, pomysłów na bloga oraz chęci. Niezapomnianych shipów (pamiętasz fazę na Astarona? XD), samych prawdziwych przyjaciół, pięknej, długiej miłości i wszystkiego, co najlepsze, bo co jak co, ale Ty dokładnie wiesz, czego potrzebujesz.


Zapraszamy do sekcji komentarzy. ♥

Od Bellamiego CD. Althei

- Ej, chwila, chwila. Dobra, jesteśmy tu - rzekła, a jej stanowczy ton głosu rozbrzmiewał w mojej czaszce. - Ale co dalej? Co chcesz mu powiedzieć? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. Ochłoń najpierw - dodała, a ja pokręciłem głową przez co z moich mokrych już włosów zaczęły wylatywać krople wody.
- On zrozumie - powiedziałem jedynie - on wie - dodałem tylko i ruszyłem znów w kierunku drzwi. Otworzyłem je i wszedłem od razu do domu bez zawahania. Wiedziałem, że Han jest w domu. Musi być. Przed oczami błysnęło mi jego zwisające truchło. Wziąłem głęboki wdech. Niech będzie. Co zrobię gdy zniknie? Co będzie gdy nie żyje? Co się ze mną stanie? Co stanie się z Katfrin. Już za dużo straciliśmy. Już nie trzeba więcej... Nie w ten sposób.
- Han!- krzyknąłem gdy usłyszałem telewizje dobiegającą z salonu.
- Co chcesz?! - usłyszałem, a moje nogi zrobił się jak z waty. Ruszyłem niemal biegiem w jego stronę. Na kanapie leżał on. Uśmiechnąłem się smutno na jego widok. Jego twarz była sina, na szyi miał ślady po linie. Upadłem na podłogę przed nim. Złapałem go za dłoń i zacząłem płakać kiedy jego zimna skóra dotykała mojego mokrego policzka.
- Nie wiem co się z nim dzieje... przyszedł do mnie już taki... rozbił lustro... myśli, że nie żyjesz - usłyszałem głos Alt. Moje policzki stawały się coraz bardziej mokre. Czemu on to zrobił?! Czemu.
- Przedawkował. Musi się położyć. przynieś apteczkę z kuchni, jest w szafce na wprost - powiedział ktoś mi tak bardzo odległy. Nie zwracałem już nawet uwagi na ich słowa. Miałem dość. Kurwa... czemu on to zrobił?! Wziąłem głęboki wdech i zamknąłem powieki. Muszę zadzwonić do Kat. Musi wiedzieć... ale jak ja jej to powiem? Jak spojrzę jej w twarz po czymś takim? Przecież to moja wina... mogłem go uratować. Czemu tego nie zrobiłem? To twoja wina. To przez ciebie. On nie żyje. To tylko i wyłącznie twoja wina. Jak się z tym czujesz? Ja... ja nie wiem. Chciałem się uspokoić. Nie mogłem. Poczułem dłoń na swoim ramieniu. Ktoś pochylił się nade mną.
- Widzisz co zrobiłeś - powiedział, a ja pokręciłem głową, nie... jak ja mogłem to zrobić. Czemu? Co się ze mną dzieje? Westchnąłem, a gula w gardle rosła.
- Ja nie chciałem, to nie jest moja wina... ja - rzekłem jednak głos łamał mi się przez co wybuchłem jeszcze większym płaczem. Nagle poczułem ukłucie w ramię. Spojrzałem się na Alt, która stała tuż obok. Czy ona to zrobiła? Co ona mi dała.

27 sie 2019

Rosalie Coleman

Źródło: Pinterest, na zdjęciu nieznana osoba
Motto: W życiu nie chodzi o czekanie, aż burze minie… chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.
Pozytywne prawda? Czasami nie zostaje nic oprócz nadziei i kurczowego trzymania się tej pozytywności, w którą samemu już się nawet nie wierzy. Dlatego właśnie Rosie stale przypomina samej sobie o tych słowach, aby nie stracić sensu w takim czekaniu na lepsze jutro.
Ludzie zapomną o tym, co powiedziałeś, ludzie zapomną o tym, czego dokonałeś, ale ludzie nigdy nie zapomną tego, jak dzięki tobie się czuli.
Mama nauczyła ją niewielu rzeczy. Zbyt była zajęta kłótniami z ojcem, ale jedna z tych rzeczy pokrywała się z tym, czego nauczył ją Gavin, mimo że jest niewiele od niej starszy. Jest to traktowanie innych ludzi tak, jakby sama chciała być przez innych traktowana, ponieważ wierzy, że nie robi tego na marne.
Imię: Rosalie to imię w swoim znaczeniu łączące dwa kwiaty - różę i lilię. Christine była bardzo zdziwiona jak bardzo maleńka będzie jej córeczka, jej drugie dziecko, które urodziło się za wcześnie. Do dzisiaj wspomina, że wydawała się jej taka krucha, delikatna, jak kwiatuszek. Stąd właśnie to imię uznała za idealne dla niej. Rosalie bardzo często jest skracane nie tylko przez rodzinę dziewczyny, ale również znajomych, współpracowników i ona sama nigdy nie miała nic przeciwko. Najczęstsze zdrobnienia to Rose, Rosie, Rie.
Nazwisko: Coleman
Wiek: 20 lat
Data urodzenia: Dosyć niespodziewana przez matkę Rosie oraz położnej data 5 sierpnia. Termin wyznaczony został przez lekarzy na dokładnie tydzień później, a w czasie ciąży nie było żadnych problemów, a więc nic nie wskazywało na to, że Christine urodzi córkę nieco za wcześnie. Nie przyniosło to jednak większych problemów ani matce, ani dziecku, które urodziło się całkowicie zdrowe.
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Mieszkanie, w którym na co dzień mieszka Rosalie należy nie do niej, a jej brata - Gavina. Dokąd skończył on osiemnaście lat i odłożył trochę pieniędzy ze swojej ciężkiej pracy, wyprowadził się z domu, aby nie tylko się uniezależnić ale również odciążyć matkę. Dopiero po urządzeniu się zabrał za sobą siostrę. Samo usytuowanie mieszkania pozostawia trochę do życzenia, jednak jako młodzi ludzie, nie opływający w miliony na koncie nie mogli sobie pozwolić na lepszą okolicę i wygląd miejsca, w którym mieszkają. Jednak przez te kilka lat Rosie zdążyła według swoich możliwości uczynić to miejsce najbardziej przytulnym, przywodzącym na myśl prawdziwy dom.
Ich kamienica to starszy budynek, którego elewacja została zostawiona jako surowy mur, przez co widać jego specjalnie zabarwioną brunatną cegłę. Znajduje się on na jednym z tych pierwszych osiedli mieszkaniowych, czyli aktualnie na bocznej uliczce w nieprzyjemnej części miasta, gdzie wszędzie wzdłuż chodników ciągną się długie, małe bliźniacze budynki, z których niektóre nie są kamienicami, a bliźniaczymi domami trzypiętrowymi. Do każdej z klatek prowadzi kilka wysłużonych już schodów, stanowiących jedyną przerwę w stalowym, trochę pordzewiałym ogrodzeniu. Każda dosyć wąska klatka schodowa prowadzi do łącznie ośmiu mieszkań - po dwa na piętro.
Mieszkanie Gavina i Rosie znajduje się na ostatnim piętrze, w ostatniej klatce budynku, przed samym skrzyżowaniem, co ma o tyle plusy, że w nocy wejście jest jeszcze oświetlone przez latarnię, stojącą właśnie przy tym skrzyżowaniu. Jest ono niewielkie i składa się łącznie z dwóch sypialni, łazienki, kuchni z małym pomieszczeniem na tzw. wszystko oraz salonu. Pierwszym, co rzuca się w oczy po wejściu i rozejrzeniu się po tym mieszkaniu jest zadziwiająca ilość roślin znajdująca się w nim. Do niedawna jedynym pomieszczeniem oprócz spiżarni, jak lubi popularną graciarnię nazywać Rosie, był pokój znajdujący się zaraz na lewo od drzwi wejściowych, czyli pokój Gavina. Jest to niewielkie pomieszczenie o ścianach w kolorze ciemnego turkusu, co bardzo kontrastuje z białym sufitem, a nieco rozjaśniane jest przez ciemne panele na podłodze. Znajduje się tam ogromna ciemnobrązowa szafa, w której mieszczą się wszelkie rzeczy Gavina. W najdalszej części pokoju, na podwyższeniu o wysokości jednego schodka, tuż przy oknie wychodzącym na ulicę znajduje się podwójne łóżko. Na parapecie okna często można znaleźć laptopa i książki Gavina lub inne drobiazgi. Dzięki Rosie naprzeciwko drzwi, również przy oknie stoi fikus benjamina, jedyna roślina w tym pokoju. Zaraz obok znajduje się małe królestwo Rosalie, które czasami bardziej przypomina dżunglę niż sypialnię. Zielonkawo-limonkowy kolor ścian ładnie komponuje się z ciemnobrązowymi panelami oraz drewnianymi meblami w nieco jaśniejszym od podłogi odcieniu. Zaraz za drzwiami na lewo znajduje się bardzo duża szafa, pełna ubrań, butów i drobiazgów Rosie, a do której została dorobiona jedna oddzielna kolumna, zamykana na jedne drzwi, w której to ustawione zostały wszelkie farby, ołówki, pastele, tusze i innego rodzaju narzędzia malarskie, rysownicze. Na tej samej ścianie, jednak znacznie bliżej okna znalazło się biurko, zawsze pełne jakiś szkiców, rysunków i zapisanych informacji, które zazwyczaj Rosie przypina do wiszącej nad biurkiem tablicy korkowej. Naprzeciwko biurka ustawiono łóżko, nie tak duże jak u Gavina, jednak całkowicie wystarczające tej drobnej kobitce. Na samego końca łóżka do ściany, na której znajdują się drzwi zostały ustawione książki oraz rośliny na równych, długich półkach, obok których możemy znaleźć wiklinowy fotel z poduszką do siedzenia oraz kocykiem. Tuż przy wyjściu, niemal dotykając futryny, wisi długie na wysokość całego pokoju lustro. Znajdujące się naprzeciwko wejścia do mieszkania kolejne pomieszczenie to niewielka łazienka, wyłożona błękitnymi i białymi płytkami. Tutaj również nie mogło zabraknąć roślin, a stojące tutaj wężownica i dwa zamiokulkasy prosto rzucają się w oczy. Ustawione zostały naprzeciwko wejścia, a wzdłuż znajdującej się na lewo wanny odgradzając tą część od toalety, czyli znajdującego się zaraz za kwiatkami sedesu i umywalki z toaletką i zamykaną półką pod spodem. Naprzeciwko wanny, co znaczy na prawo od wejścia znajdują się kolejno pralka i wiklinowy kosz na pranie. Tuż nad pralką znajdują się półki, na których znajdują się kosmetyki mieszkającej tutaj dwójki. Mając już obraz lewej strony mieszkania i jego najbardziej odległego od wejścia końca możemy się przenieść na prawą stronę. Stanowią ją kolejno salon, kuchnia i spiżarnia. Salon to największe pomieszczenie w całym mieszkaniu o równie ciemnych panelach co w pozostałym częściach domu i przyjemnych delikatnie żółtych ścianach. Urok temu miejscu nadaje ściana, dzieląca to pomieszczenie z kuchnią, a w którym znajduje się drugie wyjście z salonu. Ściana ta została pokryta bardzo delikatnym, pomalowanym na biało, drewnianym rusztowaniem, na którym zostały poustawiane różnorodne rośliny, które zostały poprzedzielane książkami, świeczkami i innego rodzaju drobiazgami. Na przeciwległej ścianie oprócz niskiej, długiej komody, na której stoi telewizor, znajdziemy coś na kształt biblioteczki zamykanej na szklane drzwiczki, wypełnionej książkami. W rogu tego pokoju stoją dwa czarne fotele. Ostatnie pomieszczenie to kuchnia wraz ze spiżarnią. Wypełnia je piękny zbożowy kolor, którego intensywność podkreślają białe meble kuchenne, ustawione w kształt litery L, wzdłuż ściany salonu oraz ściany wychodzącej na wąskie zielone tereny między blokami. Na środku tego zabudowania znajduje się wąska wyspa, z ustawionymi przy niej trzema wysoki krzesłami, również w białym drewnie. Wyjście w stronę łazienki i przedpokoju naprzeciwko okien dzieli nam tę ścianę na dwie nierówne części. Tak więc na prawo patrząc w stronę tego wyjścia ustawiono okrągły stół z czterema krzesłami, a na lewo w znacznie węższej części stoi piękna, rozłożysta kencja. Wejście do "spiżarni" znajduje się centralnie naprzeciwko wejścia do salonu. Jest to małe, wąskie, ale długie pomieszczenie, w którym oprócz oczywistych rzeczy jak deska do prasowania czy odkurzacz znajdują się szafy ze zmianami pościeli, ręcznikami, czy kurtkami, których nie nosi się o tej porze roku, aby nie zalegały w szafie w korytarzu.
Orientacja: heteroseksualna
Praca: studentka ASP i kelnerka
Charakter: Jakby na ziemię mógł wejść anioł, to Rosalie na pewno by nim była. Cała otaczająca ją atmosfera, pewne poglądy jej i sposoby na przeżycie swojego czasu tutaj, powodują, że ludzie czują się nadzwyczaj komfortowo w jej towarzystwie i szczerze uważają ją za najmilszą osobę na całym świecie. Wychowana została na bazie bardzo jasnych zasad moralnych i nauczona została przez brata, że warto być dobrym, nawet jeśli ludzie tego nie rozumieją i nie odwdzięczają się tym samym. Te rzeczy wpajane jej od najmłodszych lat miały ogromny wpływ na praktycznie większość mechanizmów nią rządzonych. Są to dla niej oczywiste, bardzo proste w swojej budowie połączenia przyczynowo-skutkowe, których istnienie czy możliwość wystąpienia sprawiają, że Rosie postępuje w określony sposób, nawet jeśli jest to sprzeczne z tym, co zrobiłaby na jej miejscu każda inna osoba. Ciężko zarazem tutaj mówić o trzeźwym myśleniu, ponieważ człowiek jest istotą subiektywną i emocjonalną, co sprawia, że trzeźwe, a więc obiektywne spojrzenie jest praktycznie niemożliwe. Stąd właśnie wychodzi potrzeba poddawania się pewnym mechanizmom działania, które według każdej indywidualnie osoby działają w najbardziej oczekiwany sposób i najbardziej zgadzającymi się z poglądami tej osoby.
Najsilniejszym mechanizmem w przypadku Rosalie jest miłość do rodziny. Najbliższa rodzina to pewne dobro najwyższe w jej życiu, a więc logiczne staje się wtedy to, że pewne nawet ryzykowne decyzje podejmowane są przez tą dziewczynę, ponieważ jej osobiste szczęście, bezpieczeństwo czy usatysfakcjonowanie stoi u niej na drugim miejscu. Jeśli więc ma do wyboru narazić w jakikolwiek sposób siebie, a kogoś z rodziny, to woli wybrać pierwszą opcję. Bardzo szczególnymi przypadkami w tym mechanizmie są osoby, na których Rosie bardzo mocno zależy. Nie są te osoby związane z nią więzami krwi, czy jakiegoś innego rodzaju powinowactwa, a mimo to relacja między nią, a nimi jest na tyle silna, że niejako uznaje ona ich za swoją rodzinę, a więc automatycznie zaczyna ich bronić. Należą do tej grupy przede wszystkim jej bardzo bliscy przyjaciele, których jest tak naprawdę niewiele w jej życiu. Właściwe nie ma ich poza pracą. Nazywa więc ich potocznie swoją kawiarnianą rodziną, co z kolei skutkuje tym, że Rosalie bardzo mocno przywiązuje się do ludzi, a ich strata powoduje u niej ogromne problemy psychiczne, przede wszystkim wewnętrzny dyskomfort i niewytłumaczalny przed czymś bliżej nieokreślonym. Po stracie kogoś bliskiego po prostu się boi i tyle. Za to powrót do normalności zajmuje jej wiele czasu i zmusza do ogromnego wysiłku, nie tylko ją, ale praktycznie większość otaczających ją ludzi.
Drugim mechanizmem kontrolującym umysł Rosie jest chęć jak największego uproszczenia życia nie tylko sobie, ale również innym ludziom. Sęk jest w tym, że mimo nachodzenia na siebie tych dwóch na przykład mechanizmów, to istnieje w głowie dziewczyny pewna hierarchia między nimi, która nie jest do końca wytłumaczalna, a z którą trzeba się pogodzić. Mechanizm ten jest podobny, do pierwszego, a mimo to nieco inny. Gruntem w tym jest nie lojalność, miłość i gotowość do poświęcenia się, a bardziej odpowiedzialność, sumienność i samokrytyka, ale również umiejętność cieszenia się z niewielkich rzeczy i gestów. Kiedyś pewien chłopak, po ich pierwszej randce stwierdził, że Rosalie jest okropnie prostą do zadowolenia kobietą. Oczywiście do niczego między nimi nie doszło i nie został jej chłopakiem, a mimo to miał w pewnym aspekcie rację. Chodzi o to, że ona nie tylko stara się żyć jak najprostszym życiem, gdzie wszystko jest jasne, wszystko ma swoje miejsce i każdy jest dzięki niej trochę szczęśliwszy niż wcześniej, ale również potrafi cieszyć się ze wszystkiego. Kobieta może dostać diamentowy pierścionek na urodziny i twierdzić, że jest za mały diament na nim, Rosie dostanie laurkę od swojego młodszego brata i jest to dla niej warte więcej niż całe pieniądze tego świata, bo jest bardzo indywidualne, niemal sentymentalne, a zarazem wyjątkowe. Klucz tutaj polega na tym, że ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie każdy może od razu wszystko mieć i opływać w luksusach, które zresztą zabierają człowiekowi wolność. Ona kocha swoje proste życie, kocha mieć wszystko zrobione na czas, nigdzie się nie spóźnić, zostać kilka minut po pracy, żeby pomóc koledze, ugotować obiad dla brata. Nie widzi sensu, w stwarzaniu sobie samej problemów i powodu do nieprzespanych nocy, z którymi ma już wystarczające kłopoty. Woli być trochę głośną, trochę roześmianą i zadowoloną z życia, żartować z klientami kawiarni, w której pracuje i powodować uśmiech na twarzach innych.
Trzecim, właściwie ostatnim i zarazem najbardziej skomplikowanym jest bardzo indywidualnie, subiektywnie pojęty artyzm. Książkowo jest to talent, kunszt, mistrzostwo, zdolność do tworzenia pięknych, doskonałych dzieł sztuki. Dla Rosalie to o wiele bardziej szeroko możliwe do rozwinięcia pojęcie. Pomimo że aktualnie powstawanie dzieł sztuki, nie jest już dla niej tak tajemnicze i niemożliwe, a jednak nadal w ich twórcach widzi pewną enigmę i pokazywanie ludziom tylko tego, co chcą zobaczyć, co zadowoli ich publikę. Jak za to dostosowuje to do swojego życia Rosie? Otóż dla bardzo subiektywnego dobra innych osób bardzo wiele emocji wypuszcza z silnego uścisku swojego umysłu dopiero wieczorem lub w nocy. Noc jest zarazem porą największej słabości tej silnej mimo wszystko kobiety. Pokazującej jej, jej ograniczenia i słabe punkty. W snach widzi często sytuacje, w których żałuje swoich decyzji, widzi rzeczy, które nie chciałaby, aby kiedykolwiek się wydarzyły. To tak, jakby silne mury samokontroli, silnej woli, erudycji i nieugiętości upadły, a z życzliwej, empatycznej, bezinteresownej, trochę wstydliwej, ale kochanej przez wszystkich małej kobietki wychodziły wszystkie jej demony - strach, przewrażliwienie, bezradność, bezwolność, smutek, ten ogromny smutek, który pożera nocami jej wnętrza, kiedy martwi się o tych, których kocha i o przyszłość.
Można powiedzieć, że kiedy jednocześnie pierwszy mechanizm jest najpotężniejszy, a drugi go uzupełnia, to trzeci jest w stanie złamać je oba i obalić, niczym tyran obalający poprzedniego, kochającego swój lud króla. To trochę jak lęk przed ciemnością, ponieważ noc sprawia, że wyobraźnia Rosie wymyka się spod jej kontroli uwalniając to wszystko, co na co dzień dziewczyna dusi w sobie, wmawiając sobie jednocześnie, że robi to dla czyjegoś dobra, które jest ważniejsze... i tak koło jej życia się zamyka.
Aparycja| 
- wzrost: niewielkie 152 centymetry wzrostu, które Rosie w przeciwieństwie do Gavina uważa za okropne i niewygodne, czyniące z niej dziecko dla większości społeczeństwa
- waga: 46,3 kilograma... nie dość, że niska to jeszcze drobna, połączenie możliwie najgorsze według Rosalie
- opis wyglądu: Po urodzeniu Gavina, jego matka - Christine spodziewała się podobnej dziewczynki. Sama zresztą może pochwalić się całkiem dużym wzrostem jak na kobietę i była przekonana, że drugie dziecko odziedziczy to równie dobrze co pierwsze. Nikt nie mógł uwierzyć jak bardzo się pomyliła. Rosalie najkrócej mówiąc jest przeciwieństwem swojego starszego brata, pod względem postury. Jej niski wzrost i problem z przybraniem na wadze powodują, że Rosie sprawia wrażenie bardzo wątłej młodej kobiety. Ciężko jest tutaj nawet mówić o kobiecie, ponieważ w swojej drobności przypomina dziewczynę młodszą od Gavina nie o wiele więcej niż 3 lata. Wrażenie to pogłębiają szczegóły jej ciała takie jak stosunkowo wąskie biodra i nie za duży biust, co powinno być atrybutem jej kobiecości, jednak trudno o tym u niej mówić. Sama zawsze twierdziła, że jej największym atutem są zgrabne, szczupłe nogi, które lubi pokazywać - w przyzwoity sposób oczywiście - oraz ładne ręce, a w szczególności dłonie, które są jednak również stosunkowo małe. Często sprawia jej to problem w przenoszeniu dużych rozmiarowo rzeczy, które mimo swojej lekkości czasem nie mieszczą się jej w dłoniach.
W całej reszcie Rosalie o wiele bardziej widać jej brat. Przede wszystkim mają włosy tego samego koloru, czyli ciepłego brązu, przywołującego na myśl mleczną czekoladę. U Rosie jednak sięgają one do połowy pleców, okalając jej również jej ramiona prostymi pasmami. Pofalowanie tych włosów, czy co gorsza pokręcenie, wymaga od ich właścicielki niemałego wysiłku, ponieważ nie są one bardzo podatne na takie zmiany, co z kolei powoduje, że najlepiej wykonane loki rozpadają się w przeciągu godziny lub maksymalnie dwóch. Dlatego Rosalie nie lubi ich zmieniać, jednak mimo to dała się namówić na skrócenie kilku przednich pasem włosów, tworząc wrażenie długiej grzywki. Najczęściej ze względu na pracę, gdzie włosy nie mają prawda dostać się do wydawanych klientom rzeczy czy ze względu na pracę na studiach, gdzie włosy mogłyby ubrudzić się farbą lub innym odczynnikiem czy rozpuszczalnikiem, włosy zostają związane przez Rosie w niskiego kucyka, który nie powoduje napięcia skóry głowy, więc można go spokojnie nosić przez cały dzień.
Również można zauważyć jakieś większe podobieństwo w rysach twarzy tej dwójki, mimo że rysy twarzy dziewczyny są o wiele łagodniejsze i nie tak ostre jak brata, a szczęka i kości policzkowe nie są tak znacząco uwidocznione. Z drugiej jednak strony oboje nie odziedziczyli dołeczków w policzkach, którymi może pochwalić się ich matka. Za to przy tak małej masie ciała Rosie można prosto zauważyć inne dołeczki, tzw. dołeczki Wenus. Wracając do twarzy dziewczyny co cechują ją podobne do Gavina wąskie a szerokie usta, w jasnym odcieniu moreli oraz prosty nos. Najbardziej jednak unikalną rzeczą, od razu zauważalną są oczy Rosalie, które same w sobie będąc dużymi, charakteryzują się przede wszystkim niecodziennym kolorem tęczówki. Jest to określane jako jasnobrązowy kolor tęczówki, jednak dla zwykłego człowieka kolor ten wydaje się po prostu złoty lub bursztynowy (jasny bursztyn).
Jednakże styl ubierania się Rosie to już całkowite szaleństwo. Ciężko jest go jednoznacznie określić, ale z łatwością można stwierdzić, że dziewczyna nie kieruje się modą czy radami, których jest wszędzie pełno, a które mają na celu pomóc podkreślić najważniejsze aspekty kobiecej sylwetki. Przy tak drobnej posturze Rosalie zaskakująco dobrze czuje się w luźnych ubraniach, a jej ulubioną rzeczą z garderoby są bluzy jej brata. Ma ich pokaźną kolekcję w swojej szafie. Uwielbia również ogrodniczki, z długimi nogawkami czy krótkimi, ważne aby były klasycznie z dżinsu, bez żadnych kolorowych dodatków. Można ją również często spotkać w sukienkach, oczywiście takich codziennych, które nie ograniczają jej ruchów, a do których zawsze zakłada buty ja jakimś obcasie, w których ogólnie bardzo lubi chodzić.
- pozostałe informacje: Zawsze historia składała się w taki sposób, że Rosalie jak się poparzyła to wszystko się na niej goiło, a każdą inną okazję do pozostawienia blizny odbierał jej Gavin, który nabawił się ich kilka w zamian za siostrę. Jedyne kolczyki jakie posiada to te w uszach. Przebijała je łącznie trzy razy, z czego wynikła taka sytuacja, że w lewym uchu ma trzy dziurki, a w prawym dwie i poważnie się zastanawia nad wyrównaniem tej liczby do 3:3. Posiada również jeden, jedyny tatuaż i jest to motyl znajdujący je się przy jej prawym obojczyku. Odkąd skończyła piętnaście lat, a Gavin wrócił z pierwszym ze swoich tatuaży do domu, marzyła o zrobieniu jakiegoś również na swoim ciele. Oczywiście musiała poczekać na to kolejne trzy lata, ale w końcu brat zabrał ją do studia tatuażu, gdzie Rosie pozwoliła wybrać mu wzór. Po wyjściu ze studia przysięgła Gavinowi, że już nigdy więcej nie sprawi sobie dobrowolnie takiego bólu... Chyba że mówimy o porodzie, ponieważ to zmienia postać rzeczy. W każdym razie nigdy już nie pomyślała o zrobieniu sobie drugiego tatuażu i prawdopodobnie nigdy nie pomyśli.
- głos: Alessia Cara
Historia: Podobno bogactwo może zepsuć człowieka... Na pewno jednak zepsuło Martina Colemana. Zacznijmy jednak od początku, czyli kilkanaście lat wcześniej. Rodzice Rosalie poznali się na pierwszym roku studiów, kiedy oboje zaczęli uczyć się na kierunku zarządzania finansami. Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia? Ciężko powiedzieć. W każdym razie po roku subtelnych znaków i trzech latach spotykania się Martin postanowił oświadczyć się swojej dziewczynie, uczynić ją swoją żoną, którą jak mówił będzie kochać do swojego ostatniego oddechu. Sama Christine miała nieco sceptyczne podejście do tej sytuacji, widząc jak jej chłopak bardzo prosto odnajduje sobie inne towarzystwo, kiedy tylko raz nie da mu takiej ilości uwagi i podziwu jakiego by od niej oczekiwał. Oczywiście te zarzuty spotkały się z zapewnieniami od Martina, że się zmieni, że nigdy już nie spojrzy na inną kobietę, a na pewno jej nie dotknie. Dwa lata narzeczeństwa i Martin zachowywał się jak aniołek. Wychodził tylko z kolegami, ale brak historii i niechęć do rozmów o tych wyjściach nigdy nie wzbudziły żadnej podejrzliwości u Christine. W końcu kto na kacu chce rozmawiać o wszystkich głupotach, które zrobił poprzedniego dnia? Ślub był piękny. W końcu niesforny syn znanej pary szanowanych ludzi w tym mieście się żenił. Wesele ku delikatnym niezadowoleniu Christine było ogromne, a sama jako panna młoda nie znała wszystkich gości, co jeszcze bardziej ją zniesmaczyło. Zdawała sobie sprawę, że to tylko chęć pokazania się przez państwa Colemanów, a szczególnie pana Colemana, jednak postanowiła trzymać język za zębami dla dobra swojego kilkugodzinnego małżeństwa. Gavin pojawił się na świecie mniej więcej półtora roku po ślubie. Martin dawnym zwyczajem opijał syna z kolegami... trzy dni. Na trzy dni zostawił obolałą kobietę zaraz po powrocie ze szpitala ze swoim nowo narodzonym synkiem. Christine pomagały obie jej matka i teściowa, która bardzo ociepliła swoje relacje z nią, kiedy tylko dowiedziała się o ciąży. Zawsze bardzo cieszyła się na myśl o wnukach, ponieważ życie dało jej tylko jedno dziecko. Kiedy Martin wrócił, Christine nadal trzymała język za zębami, tym razem dla dobra dziecka. Pojawiła się cztery lata później Rosalie. Mąż zaczął częściej wychodzić, częściej wracać pijanym, częściej sprawiać, że czteroletni Gavin siadał przy łóżeczku Rosalie, które stało w jego pokoju i pilnował, żeby ojciec nie podszedł do jego siostrzyczki i jej nie wystraszył. To chyba właśnie przelało czarę goryczy. Po raz pierwszy Christine się nie powstrzymała. Zaczęła krzyczeć, rzucać talerzami, kazała mu się wynieść. Wrócił po tygodniu. Skruszony, cichy, błagający o przebaczenie. Obiecał poprawę, a żona wypomniała mu, że obiecał też jej coś w czasie narzeczeństwa. Wszystko jednak wróciło do normy. Do czasu... Piętnaście lat później na świat przyszedł Tobias. Różnica polegała tylko na tym, że tym razem w czasie porodu nie było obok Christine jej męża i nie byl też z Gavinem i Rosie na poczekalni. Byli tam jej rodzice z dwójką swoich wnucząt oraz matka Martina. Nikogo więcej. Dziewięć miesięcy wcześniej sytuacja w domu Colemanów była zła. Martina praktycznie nie było w domu. Kiedy kilka tygodniu później Christine dowiedziała się, że jest po raz trzeci w ciąży, miała nadzieję, że ta informacja zmieni jej sytuację z mężem. Zmieniła. Tego wieczora Gavin oraz Rosalie byli u rodziców Christine, tak dla unikalności wieczoru. Zrobiła ona kolację, zaplanowała wszystko co do szczegółu. Martin był w szoku. Nie tylko powiedział, że trzecie dziecko to za dużo, ale również przyznał się, że regularnie sypia z inną kobietą... że jest z nią w pewnym sensie relacji od prawie dwóch lat. Dwa lata podwójnego życia... zanim Christine zdążyła otrząsnąć się z szoku i łez, jego już nie było. Kilka dni później, kiedy wróciła z dziećmi od swoich rodziców, nie było ani jednej jego rzeczy. Zniknął.
Gavin podjął szybką decyzję o pójściu do pracy. Miał już skończone osiemnaście lat, mógł pracować legalnie, a za żadne skarby nie chciał, aby jego matka się przepracowywała, szczególnie będąc w ciąży. Wyprowadził się kilka miesięcy później, do mieszkania, w którym jakiś czas później znalazła się również Rosalie i w którym nadal mieszkają. Wszystko wydawało się płynąć z powrotem swoim rytmem. Rosie poszła na studia, zaczęła dorywczą pracę, urodził się Tobias... a ojca jak nie było, tak nadal nie ma.
Rodzina: Po dosyć skomplikowanej historii rodziców Rosalie życie rodzinne i kontakty z pewnymi osobami, niegdyś bardzo jej bliskimi nieco się zatarły powodując, że grono ludzi, określanych przez dziewczynę jako "rodzina" z czasem się zwężało. Jej najbliższymi nadal jednak są trzy osoby, bez których Rosie nie wyobraża sobie życia. Są to:
~ mama Christine Butler; po rozwodzie wróciła do swojego panieńskiego nazwiska, jednak nie zmuszała do tego samego dzieci, aby nie przysporzyć im jeszcze więcej zmartwień przy i tak ciężkiej dla nich wtedy sytuacji. Jest to dosyć wysoka, szczupła, nadal zgrabna kobieta w wieku czterdziestu pięciu lat, zmęczona pracą i ciągłą opieką nad najmłodszym synem, a mimo to pełna ciepła i wdzięczności dla każdego dobrego słowa i gestu.
~ Gavin Coleman; dwudziestoczteroletni pan starszy brat, który na widok chłopaka zbliżającego się do jego młodszej, ukochanej siostrzyczki dostaje białej gorączki. Odkąd odszedł ojciec - głowa rodziny. Sam poszedł do pracy zamiast na studia, nikt go o to nie prosił. Wyprowadził się, zabrał do siebie siostrę, pomaga mamie w każdy możliwy sposób. Bycie mechanikiem nie jest proste, często nie jest też opłacalna, a za to niewdzięczna. Gavin jednak nie narzeka, właściwie to chyba nikt nigdy nie słyszał, aby on kiedykolwiek, chociaż raz zaczął narzekać. To typ człowieka, który nie mówi o swoich problemach, o swoim zmęczeniu, ponieważ za bardzo jest skupiony na innych.
~ Tobias "Tobby" Coleman; sześcioletnia kulka ciepła, radości i dobroci, która właściwie nigdy nie poznała swojego ojca. Dla niego tatą jest Gavin, chociaż wie, że jest to tylko jego o wiele lat starszy brat. To bardzo pozytywnie nastawiony do życia chłopiec, którego wszędzie jest pełno i wszędzie z daleka słychać jego charakterystyczny chichot, który wywołuje uśmiech u każdego, kto go słyszy. To wielkie szczęście dla całej tej małej rodzinki, pomimo konsekwencji, które razem z Tobby'm przyszły.
Należy tutaj wspomnieć również o jednej osobie, chociaż tylko formalnie. Powinna to być osoba najbliższa, jednak przez własne decyzje przestała nią być, czego w końcu każdy mógłby się spodziewać. Jest to Martin Coleman, ceniony i bogaty makler, mający aktualnie pięćdziesiąt lat, jedynak, który zostawił swoją rodzinę dla niejakiej Victorii Cassel - o wiele młodszej od siebie kobiety, żyjącej na jego utrzymaniu.
Sprawa dalszej rodziny niestety pozostaje równie skomplikowana, co tej najbliższej. Problem polega na tym, że kiedy rodzice Christine nie mają problemów z kontaktem z wnuczkami, o tyle stosunek rodziców Martina do wnucząt jest różny. Andrew i Sylvia Butler to spokojni starsi państwo mieszkający aktualnie na wsi, w niewielkim domu, w małym miasteczku, gdzie mogą zapewnić sobie wygodne życie pełne cichych spacerów ulicami, na których nie ma ruchu i wieczorów czy lampce wina. Bardzo kochają oni swoje wnuczki, jednak nie są w stanie im pomóc finansowo, dlatego starają nadrabiać to wsparciem i dobrym słowem. Natomiast Valentine i Josephine Coleman to bogate małżeństwo, od lat ustawione społecznie i finansowo. Ich małżeństwo nie było najprostszym, jednak przez lata nauczyli się akceptować wzajemnie swoje decyzje. Z tego również powodu kiedy Josephine wspiera wnuczkę w spełnianiu się artystycznie i pomaga jej w zdobyciu pracy w najbardziej znanym muzeum, czy organizuje wystawę jej prac, albo kiedy wieczorami rozmawia przez telefon z Gavinem o książkach, filmach, o życiu lub zwyczajnie oferuje, że zajmie się Tobby'm przez jakiś czas, Valentine kompletnie nie ingeruje w ich sprawy, tak jakby z odejściem jego syna od nich, stracił swoje wnuczki.
Martin jest jedynakiem i może to nieco wpłynęło na jego postawę wobec rodziny, której ciepła nigdy do końca sam nie doświadczył, ale Christine ma dwójkę rodzeństwa. Najstarszą z rodzeństwa jest siostra Christine - Elise Morgan, która wyjechała po ślubie z Harry'm Morganem, swoim wieloletnim chłopakiem do dużego miasta w Clavem, niedaleko stolicy kraju. Ona wykłada fizykę na uniwersytecie, on pracuje jako geodeta. Natomiast najmłodszy z całej trójki to Ian Butler szczęśliwy mąż swojej pierwszej miłości Jade i ojciec trójki nastolatków: bliźniaków Denisa i Raphela (18 lat) oraz Phoebe (14 lat).
Partner: brak
Potomstwo: nie ma jeszcze dzieci, ale bardzo chciałaby mieć w przyszłości
Ciekawostki:
~ Miewa bardzo poważne problemy ze snem, które objawiają się w taki sposób, że podczas dni, kiedy jest pod wpływem dużego stresu nie może zasnąć, potrafi godzinami leżeć bez ruchu na łóżku, nie mogąc zmrużyć oka, a kiedy już uda się jej zasnąć, bardzo często kończy się to krzykiem spowodowanym przez najróżniejsze koszmary, w których występują również jej najbliżsi. Z tego powodu większość takich nocy kończy wędrując przez mieszkanie do pokoju brata, gdzie bez pytania wpycha mu się pod kołdrę, ponieważ wie, że nie sprowadza on kobiet na noc do mieszkania i nigdy by jej z niego nie wyrzucił. Tylko Gavin potrafi ją uspokoić i dać jej poczucie bezpieczeństwa.
~ Wiele kobiet, szczególnie w tak młodym wieku kocha wychodzić do klubów, bawić się, spotykać się codziennie z innym chłopakiem i nie myśleć o jutrze, co dokładnie zaprzecza naturze Rosie. Ona woli spędzić wieczór na pieczeniu ciasteczek dla młodszego brata i słuchaniu jazzu, czy oglądaniu kolejnego serialu.
~ Wbrew temu, co mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, Rosie nie znosi czytać romansów. Uważa je za stanowczo zbyt płytkie i zazwyczaj przekoloryzowane, a przez co czytanie nie sprawia jej żadnej przyjemności. Zdecydowanie woli czytać książki gatunkowo na pograniczu kryminału z elementami sensacji czy thrillera. Akcja w nich jest o wiele bardziej wciągająca przez co sama książka wydaje się ciekawsze i przyjemniej mija z nią czas.
~ Bardzo lubi deszczowe dni, ponieważ kojarzą się one z dzieciństwem, kiedy w czasie powrotu ze szkoły przeskakiwali z Gavinem kałuże... a właściwie to on jej w tym pomagał. Do dzisiaj ma taki nawyk, że idąc z parasolką przez miasto nie omija kałuż tylko przez nie skacze. Wyjątek stanowią te zdecydowanie za duże dla jej krótkich nóżek, ponieważ dorosłość przyniosła jeden problem - Rosie nie nosi już kaloszy w deszczowe dni, a nie chce przemoczyć butów, w których chodzi na co dzień.
~ Będąc w szkole średniej bardzo lubiła chodzić na organizowane przez szkołę zajęcia plastyczne, podczas których chodziła z innymi uczniami na wystawy sztuki, a także uczyła się malunku oraz rzeźby. To dzięki nim zdecydowała się pójść na Akademię Sztuk Pięknych i podczas jednych z zajęć, kiedy odwiedził je kustosz jednego z muzeów, który zauważył wprawną rękę Rosie i zaoferował jej pracę, kiedy tylko ukończy studia. Dla jasności trzeba wyjaśnić, że na ASP Rosalie studiuje na wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki.
~ Tak naprawdę kawiarenka, w której Rosie pracuje, to nie jest lokal, w którym pierwsza lepsza osoba może wypić kawę. Problem polega na tym, że w tym bardzo minimalistycznym, a zarazem pięknym i pełnym roślin - szczególnie drzewek cytryny - miejscu, znajdują się oprócz czterech wysokich krzeseł przy samej ladzie, dwa dwuosobowe stoliki po jednej stronie od wejścia i jeden większy - pięcioosobowy stolik, czyli łącznie mieści się tutaj piętnaście osób. Dodatkowo nie jest to również tani lokal, za to jego popularność i dobra sława przynoszą właścicielowi nie mały zysk, a pracownikom doskonały zarobek.
~ Nigdy nie słodziła ani herbaty, ani kawy przez co nie może zrozumieć, jak ktoś mógłby psuć smak czystej czarnej kawy, czy kawy z mlekiem, czy z drugiej strony herbaty cukrem, który jak wiadomo zabija pewne walory smakowe, które wyczuwalne są czy czystym wywarze. Ograniczenie cukru przyczyniło się do tego, że Rosie je bardzo mało słodyczy i najczęściej są to wyłącznie te, które sama przygotowała.
~ Jest oburęczna, nie jest to jednak oburęczność wrodzona, a wyuczona przez lata praktyki. Jest to umiejętność na tyle wyćwiczona, że sama Rosie nie odczuwa żadnej różnicy przy wykonywaniu prac różnymi rękoma, a efekty jej pracy są identyczne bez względu, którą ręką maluje, czy używa ich wymiennie. Oryginalnie jednak była leworęczna.
~ Nie mając wielkiego upodobania w słodyczach, zastępowała je owocami, które potrafiła zjadać na raz kilogramami w dzieciństwie. Był jednak jeden owoc, który w swojej nieoczywistej słodkości mógł jej zastąpić każdy cukier świata, a były to jagody lub wymiennie borówki.
Inne zdjęcia: brak
Zwierzęta: Po wielu miesiącach negocjacji z bratem, z którym w końcu Rosie mieszka, zgodzili się oboje na to, że adoptują psa ze schroniska. Było to rok temu, a oficjalnym właścicielem pieska rasy Shiba Inu, którego nazwali Thao, została Rosalie.
Pojazd: nigdy nie odczuła potrzeby posiadania samochodu, ponieważ Gavin ma i samochód, i motocykl, a jego wrodzona nadopiekuńczość powoduje, że bardzo chętnie wszędzie ją wozi
Kontakt: maya.schtz@gmail.com

Scott Gregorio McCall


Źródło: Pinterest na zdjęciu Tyler Posey
Motto: “Sukces jest wynikiem właściwej decyzji”
Imię: Rodzice nie mieli problemu z nadaniem mu imienia, bo jego imię jest na cześć dziadka od strony ojca i matki. Tak oto na świat przyszedł Scott Gregorio.
Nazwisko: McCall rzecz jasna.
Wiek: Jeszcze ma 26 lat
Data urodzenia: 6 grudnia
Płeć: Mężczyzna
Miejsce zamieszkania: mieszka wraz ze swoją siostrą Veronicą w małym piętrowym domku w jednym z zaułków miasta w dzielnicy Orlando. Pierwsze co rzuca się w oczy to biały mur z czarną bramą, która odgradza posesję od ulicy. Zadbany ogród przez Veronicę jest tym, czym chwalą się najbardziej, gdy przyjeżdżają goście, a dom, jego remont i wszystko, co związane z jego zewnętrznym wyglądem należy do Scotta. Biały domek z desek z czarnym dachem oraz kwiatami na oknach wygląda jakby, był wzięty od jakieś babci i w sumie tak jest, grunt to mieć rodzinę prawda?
Orientacja: Heteroseksualny
Praca: Jest weterynarzem w klinice wuja, oprócz tego w weekendy często dorabia w klubie jako barman.
Charakter: Scott został opisany przez kilka osób jako bezinteresowny i robiący wszystko, co niezbędne do ochrony tych na, których mu zależy. Jest bardzo skłonny do dania drugiej szansy, nie wierzy w rzeczy niewykonalne. Jednak zamiarem chłopaka jest chronić swoich bliskich, oznacza to, że ​​nie podejmuje rozsądnych decyzji, aby ich chronić, zwłaszcza jeśli to właśnie przez jego nierozsądek zostały spowodowane te szkody. Okazuje się, że jego pragnienie, aby widzieć co najlepsze w ludziach i przez jego ufną naturę, stwarzają problemy w jego życiu. Śmierć dziadka, dla niego najbliższej osoby pomijając siostrę, zmieniło go. Choć pozostał człowiekiem współczującym i empatycznym, którym był wcześniej, stał się też bardziej pewny siebie, już nie wydawał się wątpić w siebie lub swoich decyzji.
Hobby: 
Sport - jego chleb powszedni, to rower z siostrą, a za czasów szkolnych kapitan szkolnej drużyny lacrosse
Weterynaria - pomimo, że na początku jego nauka była mozolna to dopiero zagrożenie, że się nie dostanie do następnej klasy, dodało mu kopa i tak wylądował na wreszcie upragnionych studiach, a potem do pracy
Literatura - przeczytanie dwudziestu książek w dwa miesiące wciągnęło go tak mocno, że już się nie wyrwał
Aparycja|
- wzrost: Metr osiemdziesiąt siedem
- waga: Osiemdziesiąt trzy kilo
- opis wyglądu: Scott jest przystojnym i młodym mężczyzną o wysokiej posturze. Ma oliwkową cerę, ciemne, kręcone włosy i brązowe oczy. Z powodu tego, że jest sportowcem, ma umięśnioną i wysportowaną sylwetkę. Na co dzień ubiera się w sztruksowe i jeansowe kurtki, flanelowe koszule, bluzy, jeansy i trampki. Ma także krzywą szczękę, zakrzywioną w prawą stronę jednak budowa zębów i ich ułożenie jest prawidłowa mimo tego.
- pozostałe informacje: Na prawym policzku ma małą bliznę, która jest pozostałością po tym, jak on i jego przyjaciel z dzieciństwa rzucali piłką lacrosse po domu McCalla. Ma jakieś siedemnaście tatuaży, które ma na rękach, żebrach, nogach i kostce (naprawdę mu odbiło, gdy mieszkał z ojczymem i sam.)
- głos: Tyler Posey
Historia: Jak według jego siostry życie było udane, to stąpający dłużej na tym świecie Scott zdecydowanie inaczej widział realia, jakie były w domu. Dla kłócących się wiecznie rodziców to Veronica była tym promyczkiem łączącym rodzinę przez kilka lat i skończyła się balanga. Był od małego rozrabiaką, więc granie w lacrosse z kumplem po domu było czymś oczywistym i największym tornadem zniszczeń. Krzyczenie ojca zawsze było tylko na niego, a jedyną osobą, która go broniła to dziadek, bo Vi zawsze bawiła się ze swoją koleżanką u niej. Potem rozwód i nowa część rodziny, do której Scott był sceptycznie nastawiony, że z nowym dzieckiem trzeba dzielić dom. Szkoła była jedynym wolnym miejscem, a liceum było świetne, gdy miał dobre oceny po pierwszym roku obijania się i zostanie kapitanem drużyny. Dostanie się na studia, a potem wyprowadzka. Wolność była zarąbista, mógł zaszaleć, gdy ojczym zbliżał się do niego i nawiązali pewną nić porozumienia. To właśnie ojczym namówił Scotta, by wziął do siebie Vi i tak oto mieszkają razem.
Rodzina: 
Hiriam McCall - ojciec, dziennikarz sportowy w starej miejscowości
Melissa Carter - matka, pielęgniarka w szpitalu
Veronica McCall - młodsza siostra, kelnerka
Max Carter - młodszy brat, uczeń pierwszej klasy liceum
Alan Deaton - wujek od strony mamy, weterynarz i właściciel kliniki weterynaryjnej
John Carter - ojczym, Tłumacz przysięgły
Partner: Brak
Potomstwo: Nie ma.
Ciekawostki: 
- Siedemnaście tatuaży to zdecydowanie dla niego za mało
- Kiedyś miał fazę na stworzenie zespołu, ale nie ma czasu na takie zabawy
- Siostra dla niego to oczko w głowie, więc skrzywdzisz ją, on skrzywdzi ciebie
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x]
Zwierzęta: Jeśli siostra się liczy to ma.
Pojazd: Oczywiście posiada swój rower górski, bo by go siostra zabiła, gdyby go nie miał. Oprócz tego ma Volkswagen Beetle koloru bordowego i zielonobiałego KTM Freeride, którego dostał od ojczyma
Kontakt: WszystkoKreatywnie [Howrse]

Veronica McCall

Źródło: Pinterest na zdjęciu Camila Mendes.
Motto: “I don’t follow rules, I make them. And when necessary, I break them.”
Imię: Kiedy przyszła na świat rodzice nie mieli pojęcia jak ją nazwać, cóż obstawiali, że będzie chłopcem, więc stworzyli poważną listę imion męskich, a tu taka niespodzianka. Gdy do sali wszedł ich synek, od razu stwierdził, że Veronica idealnie do niej pasuje i tak zostało. Nie myśleli nad drugim imieniem, więc posiada tylko jedno. Ze skrótami jej imienia bywa różnie, ale najczęściej nazywają ją Vi, a małe grono mówi na nią Ronnie.
Nazwisko: McCall
Wiek: Urodziła się dwadzieścia jeden lat temu i właśnie tyle posiada
Data urodzenia: 28 luty
Płeć: Kobieta
Miejsce zamieszkania: Veronica mieszka wraz ze swoim bratem Scottem w małym piętrowym domku w jednym z zaułków miasta w dzielnicy Orlando. Pierwsze co rzuca się w oczy to biały mur z czarną bramą, która odgradza posesję od ulicy. Zadbany ogród właśnie przez Veronicę jest tym, czym chwali się najbardziej, gdy przyjeżdżają goście, a dom, jego remont i wszystko, co związane z jego zewnętrznym wyglądem należy do Scotta. Biały domek z desek z czarnym dachem oraz kwiatami na oknach wygląda, jakby był wzięty od jakieś babci i w sumie tak jest, grunt to mieć rodzinę prawda?
Orientacja: Heteroseksualna
Praca: Jest kelnerką w jednej kawiarni w Nashleen, przez co musi nieźle dojeżdżać do pracy, ale zdecydowanie nie narzeka, a wręcz kocha komunikację miejską, nawet jeśli jest tłum to i tak to kocha.
Charakter: Veronica jest charyzmatyczną i pewną siebie młodą dziewczyną. Veronica jest często elegancka i czarująca, od wyczucia stylu do jej postawy. Jest też inteligentna i wyrafinowana. Zawsze próbuje być opanowana w każdej sytuacji i na pierwszym miejscu stawia zdanie rodziny, a przede wszystkim wujka, który zawsze daje jej dobre, a raczej wspaniałe rady. Po rozwodzie rodziców stała się bardziej empatyczna co do ludzi, zabawne, że rozwód uwolnił jej lepsze cechy charakteru niż wcześniej. Jest typową romantyczką, która czytając książki, marzy o swoich chwilach z ukochanym, którego aktualnie nie ma, jednak gdy już dochodzi do rozmów z facetami, jest bardziej chłodna i zdystansowana, bo zwykle próbują do niej zagadać jedynie w pracy. Co do rodziny, to jest dla niej najważniejsza i nic tego nie zmieni, zawsze ma kontakt z rodzicami, ojczymem i młodszym bratem, który mieszka wraz z mamą w starym miejscu zamieszkania.
Hobby: Muzyka - od czasu do czasu sobie pośpiewa, a najlepiej w ogrodzie podczas prac
Ogrodnictwo - to dzięki niej ogród jest taki zadbany i kolorowy, kocha kwiaty i nawet sporo ich zna, a bardziej te, które ma w ogrodzie czy w domu.
Jazda rowerowa - gdy ma wolną chwilę i pogoda doskwiera, zmusza starszego brata do wyjścia i jadą, dopóki się nie zmęczą
Zwierzaki - w sumie starszy brat i wujek ją tym zarazili, zawsze, gdy kończy wcześniej niż brat, zajeżdża do kliniki, by pomóc w zajmowaniu się zwierzakami.
Aparycja|
- wzrost: Metr siedemdziesiąt pięć
- waga: Sześćdziesiąt kilo równiutko
- opis wyglądu: Veronica to cały tata, latynoski wygląd odziedziczony po ojcu dał jej miano bardzo ładnej dziewczyny. Oliwkowa nieskazitelna cera, czarne proste włosy i brązowe oczy. Veronica należy do szczupłych dziewczyn, ale nie można jej zarzucić, że tego i owego jej brakuje, bo wręcz przeciwnie oprócz tego, że delikatnie widać zarysy jej żeber od braku regularnych posiłków. Jej styl ubierania jest dość staranny, zawsze próbuje wyglądać nienagannie i dobiera swoje ubrania zależnie od sytuacji no, chyba że jest w domu, wtedy potrafisz ją znaleźć w luźnym kucyku i dresach oraz koszulce brata, bo nie oszukujmy się… męskie koszulki są wygodniejsze.
- pozostałe informacje: Ma znamię pod lewą piersią tak samo, jak mama
- głos: Camila Mendes
Historia: Według Vi jej życie było udane, pomijając zgrzyty między rodzicami, to było wspaniale. Najpierw była ona i starszy brat, ale szybko się to skończyło, gdy rok po rozwodzie mama przyniosła nowego członka rodziny Maxa, w którym wówczas sześcioletnia Veronica zakochała się od razu, chociaż Scott był dość sceptycznie do niego nastawiony. Mieli wspaniały kontakt z ojcem oraz z ojczymem, dzieci szczęścia. W liceum poznała swojego pierwszego chłopaka Archiego, w którym od razu się zakochała i to na potęgę. Imprezy, wspólne wypady wraz z paczką czy sam na sam, twierdziła, że to jest właśnie to i to jej książę z bajki, cóż pierwsza miłość jest największa, jednak bajka szybko się skończyła, gdy ten odsiadywał wyrok w poprawczaku. Najpierw odwiedzała go, jak tylko mogła, a potem sam zaczął się odsuwać i blask miłości zgasł. Próbowała żyć dalej, aż do końca liceum i gdy Scott wyprowadził się na swoje, a bardziej do starego domu babci w Avenley. Minął rok i przeprowadziła się do niego. Znalazła pracę w kawiarni i oszczędza, by dostać się na studia biznesowe.
Rodzina: 
Hiriam McCall - ojciec, dziennikarz sportowy w starej miejscowości
Melissa Carter - matka, pielęgniarka w szpitalu
Scott McCall - starszy brat, weterynarz w klinice weterynaryjnej wujka Alana
Max Carter - młodszy brat, uczeń pierwszej klasy liceum
Alan Deaton - wujek od strony mamy, weterynarz i właściciel kliniki weterynaryjnej
John Carter - ojczym, Tłumacz przysięgły
Partner: Brak i jak na razie nie szuka nikogo
Potomstwo: Brak dzieci jak na tę chwilę
Ciekawostki: 
- Gdyby nie przeprowadzka do brata pracowałaby w kwiaciarni
- Nawet jak ma dobry kontakt z rodzicami, to zdarzają jej się kłótnie z mamą
- Gdy się denerwuje za mocno, sięga po fajki
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x]
Zwierzęta: Nie ma żadnych zwierząt no, chyba że liczy się brat...
Pojazd: Ona sama? Nie ma nawet prawa jazdy no, chyba że kartę rowerową i tylko to jest w garażu z jej pojazdów, różowy rower typu damka.
Kontakt: WszystkoKreatywnie [howrse]