Bycie osobą, która potrafi wykonywać więcej niż jedną czynność naraz jest niezwykle przydatne, Beatrice. Pomoże ci w każdej sytuacji. Powinnaś zacząć próbować się tego nauczyć, słyszałam od Eloise już jako dziecko, kiedy przerywałam wykonywanie przydzielonego zadania, by dołączyć do toczącej się w międzyczasie wymiany zdań. Skupiając się na drugim, zapominałam o poprzednim, a około dziesięcioletnia ja, jako wyraźnie odznaczająca się dla wielu będącą po prostu zwykłym wścibstwem dociekliwością, nie potrafiłam zrezygnować z przyjemności podsłuchiwania rozmów dorosłych i wtrącania w nich swoich pięciu groszy. Jakkolwiek nietrafne by one były.
Szkoła, a później i firma ojca, nauczyły mnie jednak, jak sprawnie łączyć wykonywanie poszczególnych obowiązków, by móc zaoszczędzić chociaż niewielką dodatkową czasu, którą mogłabym później przeznaczyć na odpoczynek albo wyjście z przyjaciółmi.
Bycie osobą, która potrafi wykonywać więcej niż jedną czynność naraz jest niezwykle przydatne, to fakt. Ale bycie multizadaniowym nie ma prawa bytu, jeśli powierzono ci pod opiekę dwójkę sześciolatków podjudzanych przez wyjątkowo złośliwego starszego brata, który dla czystej przyjemności musi podnieść ci dodatkowo ciśnienie.
- Cholera jasna, Conner! - syczę do zwijającego się ze śmiechu na kanapie bruneta przez zaciśnięte zęby, starając się by do uszu żadnego z bliźniaków nie doleciało przekleństwo opuszczające moje usta. - Przestań rżeć i zabierz Bartowi ciastko. Właśnie umazał nim lewą kolumnę, a ja nie zamierzam myć też drugiej - końcówka mojej wypowiedzi zostaje stłumiona przez elegancką, służącą bardziej za ozdobę niż poprawę komfortu osoby siedzącej na salonowej sofie poduszkę rzuconą w moją stronę przez siostrę, co tylko dodatkowo mnie denerwuje.
Po trzech godzinach spędzonych na pozbawionych choćby najmniejszych efektów prób uspokojenia Barta i Cissie jestem nie tylko zmęczona, ale i porządnie zirytowana. Szczególnie, że gdyby nie 'pomoc' ze strony środkowego z moich trzech braci wszystko poszłoby gładko niczym po maśle. Mieliśmy grać w przeklęte Uno, jednak z momentem dołączenia do naszej trójki dziewiętnastolatka, wszystko zaczęło się psuć, a poziom mojej cierpliwości uszczuplał się w przerażająco prędkim tempie.
Przez dłuższą chwilę mierzymy się wzrokiem, aż w końcu chłopak wzdycha ciężko i rusza w ślad za młodszym bratem. Ja za to zaczynam rozglądać się za siostrą, która, mogę przysiąc, dosłownie minutę temu stała obok mnie. Na szczęście nie uciekła daleko, siedziała na kuchennej podłodze pochłonięta zabawą z naszym starym psem, Douglasem, a na mój widok, dzięki Bogu, nie zaczęła uciekać. W przeciwieństwie do swojego bliźniaka, którego radosne krzyki, które wydaje z siebie, gdy stara się umknąć Connerowi właśnie odbijają się od ścian rezydencji. Wkrótce jednak pojawiają się we dwójkę w salonie. Koszulka Barta jest, co oczywiste, pokryta jasnym kremem, a niosący go na rękach chłopak ma ubrudzoną tą samą substancją twarz. Chociaż po jego minie wnioskuję, że wcale nie jest tym faktem poruszony. Wręcz przeciwnie, uśmiecha się szeroko, unosząc sześciolatka ku górze, niczym trofeum sportowe.
- Nie upuść go - napominam dziewiętnastolatka, nawet jeśli wiem, że szanse na wysmyknięcie się Barta z jego rąk są niewielkie i nieznacznym ruchem głowy wskazuję im, aby usiedli razem na kanapie. Zaraz także wciskam w dłonie Connera talię kart. - Tym razem nie gramy na żadne 'gdy ktoś położy zero, musimy dobiec do filara i wrócić z powrotem, a kto będzie ostatni, dobiera kartę'.
W odpowiedzi chłopak jedynie puszcza mi oczko.
Kolejną wypełnioną mieszanką entuzjazmu, gdy któremuś z bliźniaków udaje się wygrać, oraz rozpaczy, kiedy na przemian z Conem udajemy żal z powodu przegranej, przerywa mi dźwięk przychodzącego połączenia.
Auburn Calliere.
Naciskam ikonę zielonej słuchawki i rzuciwszy do telefonu szybkie 'momencik', przechodzę do pustego o tej porze gabinetu Raya. Dziewczynka dzieli się ze mną swoimi koniecznymi do odhaczenia przed ślubem ich ojca planami zakupowymi, a ja od razu zapewniam ją, że znam kilka miejsc, w których na pewno znajdzie odpowiednią dla siebie sukienkę. I od razu buty do kompletu. A do tego być może także odpowiednie dodatki.
Idź na całość albo wracaj do domu.
Umawiamy się, że za nieco ponad dwie godziny, wtedy przynajmniej jedno z moich rodziców będzie w domu i zajmie się bliźniakami, rodzeństwo Calliere odbierze mnie z rodzinnej rezydencji, abyśmy wspólnie mogli pojechać do pierwszego z kilku godnych odwiedzenia sklepów i zaoszczędzili czas, który jadąc osobno zmarnowaliby na podążaniu za prowadzącymi naokoło instrukcjami nawigacji samochodowej. I właśnie, gdy mam już kończyć połączenie, dziewczynka dodaje:
- Aha, Bee, bo Julien chciałby ci coś powiedzieć.
Marszczę czoło, nieco skonsternowana, ale czekam cierpliwie aż poda starszemu bratu słuchawkę. A później, by wysłuchać wypowiedzi z jego strony - pierwsza z nich mnie zaskakuje, druga rozbawia, trzecia... Właściwie nie potrafię określić jakie emocje wywołała u mnie ostatnia z jego prób zaproszenia mnie na ślub. Wiem tylko, że zaraz po tym wzdycham ciężko, wznosząc oczu ku niebu i ze wzruszeniem ramionami, którego znajdujący się po drugiej stronie chłopak nie może dostrzec, odpowiadam:
- Okej - po prostu. Nie mam pojęczy co i czy w ogóle powinnam coś dodać, dlatego milczę przez niedługi odstęp czasu. Zaraz jednak dociera do moich uszu stłumiony przez coś głos młodszej siostry Juliena. - I Auburn ma rację. Musisz się jakoś tam prezentować, załatwimy ci nowy garnitur.
~~*~~
- Nie, nie, nie, może, nie - mruczę do siebie pod nosem, oglądając butikowe manekiny ubrane w przeróżne sukienki. Auburn idzie obok mnie, wcielając się w rolę drugiej opinii. Ja pokazuję jej te, w których w moich oczach wyglądałaby wyjątkowo ładnie, ona ocenia czy dana kreacja przypadła jej do gustu, czy też nie. I stanowimy całkiem niezły zespół.
- Szkoda, że nie widzisz jakie miny robisz - rzuca dziewczynka, na co odrywam na moment spojrzenie od stojącej przede mną plastikowej imitacji kobiecego ciała.
- I tak nie dorastają one do pięt tej, którą zrobił Julien, gdy powiedziałyśmy mu, że w poprzednim sklepie nie było nic ciekawego - odbijam piłeczkę, a na wspomnienie wyrazu twarzy starszego brata Auburn chichocze. Chciałabym móc powiedzieć, że wyolbrzymiamy jego reakcję, jednak, co było dosyć zabawne, widziałyśmy z jaką mieszanką ogromnego znudzenia, rosnącego zniecierpliwienia zdaje sobie sprawę, że te 'szybkie' zakupy wcale nie zajmą nam tylko chwili.
Dziewczynka, widząc wewnętrzne cierpienie Juliena, zaproponowała mu, żeby przysiadł na ustawionej w pobliżu przebieralni sofie i zaczekał aż przymierzy kilka sukienek, na co przystał z kamienną twarzą, ruszając ku kanapie. Gdzie zresztą zaraz do niego dołączyłam.
Korzystając z tego, iż Auburn zakłada właśnie na siebie pierwszą z wybranych kreacji, ja zwracam się do jej brata:
- Przygotowujesz się do spotkania z całą familią? A może raczej do wejścia gniazda żmij? - kiedy marszczy nieznacznie czoło, wzdycham. - Mało która rodzina, w której skład wchodzą przedsiębiorcy i bogacze jest normalna. To, że moi rodzice są w porządku nie znaczy, że wszyscy Yatesowie i Wraithowie też. A więc? Jakieś rady, które powinnam poznać zanim mnie tam zaciągniesz?
Julien?
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz