19 sie 2019

Od Hyolyn do Hangagoga

Siedziałam w piątek wieczór, w barze razem z koleżankami z pracy, czyli głównie modelki i charakteryzatorki. Nie rozmawiały o niczym specjalnym, głównie to były rozmowy o wszystkim i niczym, czyli imprezy i chłopacy. Starałam się udzielać, chociaż za wiele nie miałam do powiedzenia w tej kwestii. Co jakiś czas dziewczyny zerkały na pobliskich mężczyzn, jedni byli młodsi, drudzy starsi, jednak żaden na moje oko nie przekraczał czterdziestki. Dziewczyny dalej sobie plotkowały, gdy do mnie podszedł barman, kładąc przede mną drinka. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona, ale z szerokim uśmiechem.
- Na nasz koszt – oznajmił spokojnym, ale pewnym siebie głosem. Nie przekraczał trzydziestki, a po jego sylwetce mogłam wywnioskować, że uprawiał jakiś sport.
- Dziękuję – powiedziałam, delikatnie się rumieniąc, trochę nie wiedząc, jak zareagować w takim momencie. – A z jakiej to okazji? – zapytałam się, patrząc mu prosto w oczy.


- Chociażby za to, że uwielbiam wszelkie seriale i filmy, w których grasz – odpowiedział, puszczając w moją stronę oczko. W tej samej sekundzie poczułam na sobie wzrok koleżanek. Już wiedziałam, że jutro w pracy będą się pytać, czy się z nim umówię, albo czy mnie zainteresował. Nie to, że się wstydziłam, bardziej byłam świadoma tego, że one nie dadzą mi spokoju aż do momentu, gdy się umówię z jakimś chłopakiem. Wiedzą doskonale, że od jakiegoś czasu nie byłam na żadnej randce, pomimo dosyć dużej ilości zalotników, w końcu modelka, aktorka i piosenkarka. Zachichotałam się cicho pod nosem i wzięłam łyka drinka.
- Mmmm, genialne – zamruczałam cicho, ponownie unosząc kąciki ust. Przez następną godzinę sobie gawędziłam z barmanem. Okazał się początkującym modelem i od dziecka pasjonował się tańcem. Co jakiś czas odpowiadałam na pytania lub opinie dziewczyn. W jakiś dziwny sposób zeszliśmy na temat tatuaży. Zdradziłam mu moją malutką tajemnicę, że planowałam kolejny, jednak nie miałam jeszcze wybranego studia. Steve, tak się nazywał barman, polecił mi pewnego tatuatora, nijakiego Hangagog’a Jacka Blacka. Gdy tylko usłyszałam tożsamość tego pana, coś mi się przypomniało, miałam wrażenie, że już gdzieś je słyszałam. Jednak nie chciałam przerywać rozmowy, aby wyszukać jegomościa. Zapisałam je w notatniku w telefonie.
- Zapytam się wprost, nie owijając w bawełnę – zaczął pewnym siebie głosem, posyłając w moją stronę delikatny uśmiech. – Umówiłabyś się ze mną? – zapytał się, chwytając mnie za jedną dłoń. Od razu usłyszałam ciche „uuuu” ze strony dziewczyn. Lekko się zarumieniłam.
- Daj mi swój numer, a dam ci znać, kiedy znajdę chwilkę – odpowiedziałam, podając mu swój telefon, aby wpisał numer. Na jego twarzy zagościł wielki uśmiech, szczery uśmiech. Przynajmniej tak mi się wydawało. Oczywiście wpisał się w kontaktach jakoś dziwnie, ponieważ nazwał siebie „najlepszy barman Steve”. Widząc to, zaśmiałam się cicho pod nosem. Spojrzałam na zegarek, było już wystarczająco późno, a następnego dnia, w sumie później tego samego dnia byłam już umówiona na sesję zdjęciową. – Muszę już uciekać, miło było cię poznać Steve – pożegnałam się z mężczyzną, posyłając w jego stronę promienny uśmiech. – Dziewczyny, lecę do domu – pomachałam, plotkującym koleżankom. Odwzajemniły gest, gdy ja już przekraczałam próg. Na całe szczęście nie mieszkałam daleko od baru, więc nie pogardziłam samotnym i nocnym spacerem. Gdy dotarłam do domu, było już grubo po drugiej. Miśka czekała na mnie pod drzwiami, więc jak tylko przekręciłam klucz w zamku, to suczka już zerwała się i była gotowa mnie powitać falą miłości. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, a byłam miałam już oblizaną twarz. Pocałowałam suczkę w czoło i rozczochrałam ją. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w luźną i długą koszulkę, która służyła mi za piżamę. Wskoczyłam do łóżka, a suczka położyła się w swoim łóżeczku pod ścianą.
- Dobranoc mała – powiedziałam cichutko, po czym zakryłam się kołdrą. Na początku nie mogłam zasnąć, ale powoli czułam, jak odpływałam do krainy Morfeusza.
~ Następnego ranka o 8 ~
Poczułam na twarzy coś mokrego i ciepłego… Otworzyłam oczy, a przede mną okazała się wielka biała chmurka futra z czarnym noskiem. Miśka punktualnie domagała się śniadanka. Widząc, że otworzyłam oczy, głośno zaszczekała.
- Nie tak głośno mała… - zachichotałam się, głaszcząc ją po łbie. Podniosłam się. W tym samym momencie zadzwonił do mnie telefon. Był to właśnie mój kolega, który był umówiony ze mną na sesję zdjęciową.
- No siema, coś się stało? – zapytałam się, ziewając na końcu pytania.
- Hej Jenny, niewyspana? No to mam dobre wieści, nie dam rady dzisiaj przyjechać na sesję, moja dziewczyna trafiła do szpitala wczoraj w nocy i ciągle u niej siedzę, możemy przełożyć na za tydzień? – w jego głosie słyszałam zmartwienie i lekki zakłopotanie. Przez chwilę w mojej głowie pojawiła się myśl… Jakie to jest uczucie, jak ktoś spoza mojej rodziny by się mną martwił.
- Jasne, nie ma sprawy, pozdrów dziewczynę. Daj znać, jak będziesz miał czas, nie spiesz się – odpowiedziałam miłym i ciepłym głosem. Nie byłam pewna czy się nie przesłyszałam, ale miałam wrażenie, że mężczyzna odetchnął z wielką ulgą.
- Dzięki wielkie, trzymaj się – i się rozłączył. Nie zdążyłam się pożegnać. Odłożyłam telefon, po czym przeciągnęłam się i spojrzałam na Miśkę, która niecierpliwie wyczekiwała na mnie. Leniwie wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki. Umyłam zęby i przemyłam twarz. Po szybkiej porannej toalecie zeszłam do kuchni. Dla mojej pociesznej kuleczki futra miałam już przygotowane śniadanie, sucha karma z kawałkami piersi kurczaka, ugotowanej na parze. Naprawdę, tyle jej wystarczyło, aby przez resztę dnia była szczęśliwa. Ja sama przygotowałam sobie tosty. Podczas posiłku zawsze miałam włączonego laptopa. Przypomniało mi się, że wczoraj w barze barman podał mi imię i nazwisko jakiegoś tatuatora, którego już wcześniej słyszałam. Wpisałam jego dane w wyszukiwarkę. Najpierw wyskoczyła strona studia, w którym pracował, ale chwilę później zauważyłam, że jest właścicielem osiemnastu koni. Weszłam na stronę. Od razu przypomniałam sobie, skąd go znałam. Parę razy jego imię mi gdzieś mignęło na turniejach. Rzuciłam okiem na jego stronę. Natrafiłam się na jego zdjęcie. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, to były jego piękne oczy.
- Dzisiaj chyba się przejadę do niego, wiesz, czysta ciekawość – zwróciłam się do psa, zupełnie tak, jakbym oczekiwała, że mi odpowie. Zaszczekała głośno i zamachała radośnie ogonem. – Ale ty zostajesz – dodałam, gdy zauważyłam, jak suczka podniosła się i położyła łapę na moim udzie. Zrobiła szczenięce oczka, a ja jedynie się odwróciłam. – Zostajesz – oznajmiłam stanowczo. Miśka odpuściła, choć niechętnie. Zanim wyjechałam do mężczyzny, wzięłam małą na szybki spacer. Gdy wróciłyśmy do domu, zrobiłam na szybko lekki makijaż i przebrałam się w przylegające dżinsy, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem oraz szarą, zapinaną bluzę. Była już 10 rano… Więc w sumie nie była to zbyt późna pora, aby kogoś odwiedzić i przy okazji byłam ciekawa, czy od razu mogłabym się umówić na tatuaż. Na do wiedzenia ucałowałam Miśkę w nosek i wyszłam z mieszkania. Zjechałam windą na parking, po czym wyjechałam samochodem w stronę stajni Hangagoga. Gdy dotarłam na miejsce, widziałam parę koni na wybiegu. Od razu zrobiło mi się cieplej oraz poczułam się bardziej komfortowo. Znalazłam parę miejsc, gdzie mogłam zaparkować, w końcu jak był instruktorem, to uczniowie dojeżdżający samochodami, musieli gdzieś zostawić swoje auto. Chyba nikt nie zostawia je na środku drogi. Gdy wysiadłam z samochodu, przywitało mnie donośne rżenie konia. Stał na wybiegu i wpatrywał się w moją osobę z zaciekawieniem. Podeszłam do majestatycznej istoty. Wyciągnęłam dłoń, aby mógł ją powąchać. Był spokojny. Delikatnie przejechałam dłonią, po jego łbie.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – usłyszałam męski głos. Odwróciłam się jego stronę. Przede mną stał wysoki mężczyzna o czarnych włosach i pięknych oczach. To musiał być ten cały Hangagog. W jeden dłoni trzymał uwiąz, czyli pewnie wypuszczał konie na wybieg.
- Dzień dobry, jestem Hyolyn, szukam pana Hangagog’a Jacka Blacka… - zaczęłam, ale przerwałam. Spojrzałam na mężczyznę. – I wydaje mi się, że go znalazłam – dodałam, uśmiechając się przyjaźnie. Poczułam, jak koń delikatnie trącił mnie łbem. Wyciągnęłam jedną rękę, aby znów go pogłaskać.
- Owszem, a w czym mogę pomóc? – ponownie zadał to samo pytanie.
- Wpadłam tu w sumie po części z czystej ciekawości, wiele razy słyszałam pana imię i nazwisko na turniejach, ale też przyszłam w drugiej sprawie. Przy okazji chciałam się umówić na tatuaż – odpowiedziałam, spokojnym głosem. Wszystko było zgodnie z prawdą, nie czułam potrzeby owijania wszystkiego w bawełnę. – Znajomy w sumie mi pana polecił jako tatuatora – dodałam, czując na policzku ciepły i łaskoczący oddech konia. Miałam nadzieję, że mężczyzna się zgodzi.

Hangagog? Ten koń mnie zaraz zje. XD

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz