19 sie 2018

Od Nivana cd Antoniego

Gdy ja zajmowałem się przeglądaniem kartkówek i błąkaniem się po mieszkaniu, żeby pooglądać jakieś pierdoły na półkach, czy nawet jakieś niedokończone książki, ten polazł do kuchennej wysepki, byle zacząć przygotowywać obiecany napój. Rozlazłem się parszywie, człapiąc stopami po ładnym parkiecie i zasmradzając pełną harmonii okolicę swoim, jak już zdążył się kiedyś o tym przekonać, nie najładniejszym zapachem. Nie sądziłem nigdy, że postawię kiedyś stopę w domu Watsona, nadzieję miałem, owszem, ale zawsze zostawała przykryta przez stertę myśli, obaw i realizmu, które wołały o tym, jak bardzo nieprawdopodobne to było.
— Życie już od dawna nie jest mi miłe i ty chyba powinieneś akurat o tym doskonale wiedzieć, Niv — mruknął, wystawiając coś na blat, bo stuknęło, a ja jedynie pokiwałem głową, krzywiąc się lekko i wsłuchując w dźwięk wlewanej do jakiegoś pojemnika wody. Oczywiście, że widziałem. Jak mógłbym mówić inaczej? — Jakoś tak wyszło, znajomy znajomego miał dzieciaka, dzieciak potrzebował korków z fizyki, a że byłem dobry, znałem się i tak dalej, sam wiesz, studia i te sprawy, i w sumie to kasy nigdy za mało, to się zgłosiłem. I tak dalej, i tak dalej, aż nie wylądowałem jako nauczyciel. W sumie to nawet dobrze mi płacą, nie narzekam — mówił stałym ciągiem i tonem, na co uśmiechałem się, może nieco nieświadomie odnajdując frajdę w wysłuchiwaniu każdej wypowiedzianej przed niego głosce, zgłosce, czy innym gównie. Melodia jego tembru od zawsze była dla mnie niewyjaśnioną zagadką, która z ogromną łatwością chwytała mnie w sidła zauroczenia. — Niby idioci, a powiem ci, że trafiają się nawet perełki, które zdążyłem polubić. Nie pytaj, persony typu ty również, może nie tak oryginalne, ale jednak — powiedział i mogłem przysiąc, nawet na niego nie patrząc, że się uśmiechał. Wtedy jakoż żwawiej i cieplej się wyrażał. — Ile to lat?
Zerknąłem na niego, odkładając na chwilę jakiegoś sukulenta, którego porwałem zainteresowany każdym centymetrem kwadratowym gniazdka Watsona.
A po chwili po prostu odwróciłem spojrzenie, ponownie bojąc się patrzeć na faceta, któremu wisiałem wyjaśnienia. Sporo wyjaśnień. Zajebiście dużo wyjaśnień, a starałem się jakoś od tego uskoczyć.
— Osiem albo dziewięć — mruknąłem, przejeżdżając palcami po jednym z mebli.
Uwaliłem się na kanapie.
— Ładnie się urządziliście, monsieur Watson. Jeśli jesteś jak Przewalska, to nawet nie próbuj prowadzić ze mną konwersacji po francusku, dalej znam dwa słowa na krzyż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz