-Witam jestem..
Kolejna osoba która przerywa świetnie...
- Wiem słyszałam - odparła.
- Wie pani gdzie są zwłoki? -zapytałem lekko podirytowany.
- Na plaży proszę po nie iść -tylko to powiedziała i zajęła się swoimi sprawami. Poszedłem na plażę. Zauważyłem zwłoki i podszedłem. Założyłem rękawiczki i przyjrzałem się im. Wyglądało na to że był to mężczyzna po 50-tce. Przeszukałem jego urania lecz nic nie znalazłem. Zrobiłem kilka zdjęć i zacząłem po plaży szukać innych dowodów. Po 30 minutach usłyszałem znajomy głos.
- Jak zwykle przede mną - odparł łagodny a zarazem szorstki głos.
Odwróciłem się. Była to dość niska bo aż zaledwie 165 cm wzrostu. Dziewczyna o ciemnoniebieskich włosach. Ciemnych oczach oraz bladą cerą.
- Naya w końcu - odparłem z uśmiechem
- No więc co my tu mamy - odłożyła walizkę i ją otworzyła.
- Zamordowany to Tod Greves - przeczytałem na wizytówce - był doradcą klienta w banku.
Założyła rękawiczki i szybko zaczęła zbierać różne dowody do toreb.
- A ty nie powinieneś przesłuchiwać świadków ?- zapytała
- Wole już trupy - mruknąłem i uśmiech zszedł z moich ust
Spojrzała na mnie.
- Ale one nie mówią Matt - zaśmiała się - Idź ja i tam muszę czekać aż przyjadą z noszami.
Poszedłem do budynku. Szukałem tych samych dziewczyn co wcześniej. Gdy zauważyłem że rozmawiają podszedłem.
- Mam klika pytań
- Proszę zadawać- odparła ta która wcześniej nawrzeszczała na mnie.
- Znaliście niejakiego Toda Greves'a? - zapytałem
Dziewczyny popatrzyły na siebie. Zauważyłem zę jedna z nich waha się z odpowiedzią i to ta co mnie zirytowała
- Nie znamy - odpowiedziała kobieta o niejakim imieniu Cassandra.
- Jeszcze będziemy się kontaktować jakby co proszę nie wyjeżdżać - dałem im wizytówkę- jakby coś się przypomniało proszę dzwonić.
Gdy zauważyłem przez okno jak zabierają zwłoki wyszedłem. Pojechałem do siedziby CIA. Tam złożyłem raport i szukałem czy nie jaki Tod nie miał rodziny , znajomych i przyjaciół. Gdy się dowiedziałem że był kawalerem postanowiłem pojechać przesłuchać jego kolegów z pracy i szefa.
Zajęło mi to sporo czasu. Wszyscy mówili o nim dobrze. Tylko 2 obwiniało siebie na wzajem. Jeden mówił że tamten krzyczał na niego ostatnim czasem. A jeszcze inny że tamten się pobił z ofiara. Musiałem na spokojnie w biurze to przetrawić. Gdy siedziałem i patrzyłem na zdjęcia które zrobiłem nic mi się do kupy nie układało. Przyszła Naya z teczką.
- Oj co to za naburmuszony smerf? - zapytała
Odciągnąłem wzrok z nad kartek na nią.
- oj bo ci się oberwie - uśmiechnąłem się
- Trzymaj tu masz sekcje zwłok i narzędzie zbrodni - położyła teczkę.
Zanim wyszła jeszcze się obróciła w moja stronę i zapytała.
- Może pójdziemy na piwo wieczorem ? - zapytała
Spojrzałem na nią.
- nie mogę wiesz robota - odparłem
- oj no proszę - zatrzepotała rzęsami i wyszczerzyła ząbki.
- ok.. ale warunek
- jaki ?- zapytała
- 1 pierw rozwiąże sprawę 2. jedno piwo.
- ... to są dwa warunki - założyła ręce na krzyż
- to albo wcale - odparłem z szarmanckim uśmieszkiem
- yh potwór -zezłościła się- zgoda- wyszła zła
Roześmiałem się. Zawsze jak się złościła jej policzki robiły się jak u chomiczka. Zawsze wyglądała wtedy słodko. Po przejrzeniu wszystkiego spojrzałem na zegarek. była 2 wieczorem i nie było nikogo w biurze. Wyszedłem z biura zamykając drzwi. Szedłem do auta gdy ktoś wpadł na mnie.
Cassandra ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz