— Emm... Cześć. Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale wczoraj uratowałeś mnie przed wpadnięciem na jezdnię. Chciałam ci za to podziękować. — Doskonale to pamiętałem. Uśmiechnąłem się lekko.
— Daj spokój, każdy zrobiłby to samo. Muszę przyznać, że nieźle się wystraszyłem kiedy zobaczyłem, jak idziesz w kierunku jezdni. — Oparłem się plecami o pobliską ścianę, aby było mi wygodniej, jednocześnie pociągnąłem dziewczynę za ramię, usuwając ją z drogi kilku rowerom.
— Mogę zadać ci pytanie? — Spojrzała na mnie, wydawała się być nieco zawstydzona. Skinąłem głową. — Ten mężczyzna z wczoraj, ten którego odkułeś od latarni. Kto to był?
— Nikt taki, odstawiłem go na komisariat - Wyprzedzając jej pytanie, od razu pokiwałem głową — Tak, jestem policjantem. A przynajmniej z nimi pracuje.
Dziewczyna pokiwała głową, już miałam mnie zapytać o coś jeszcze, jednak zadzwonił mój telefon. Przeprosiłem i odebrałem. Okazało się, że podejrzany zaczął gadać i komisarz chciał, abym był przy tym. Westchnąłem, właśnie skończył się mój czas wolny.
— Wybacz mi, ale muszę iść. Obowiązki wzywają — Oderwałem się od ściany, przytrzymując dziewczynę, która potknęła się o wystającą kostkę — Uważaj na siebie Roxanne.
— Pamięta pan moje imię? — Zapytała, kiedy już powoli zacząłem się oddalać. Odwróciłem się do dziewczyny, po czym podałem jej moją wizytówkę. — Stephan Wood — przeczytała, po czym wróciła wzrokiem do mnie. Uśmiechnąłem się lekko.
— Powiedzmy, że mam dobrą pamięć. Do widzenia — powiedziałem, wsadzając dłonie w kieszenie spodni, jednocześnie znikając za zakrętem.
Kilka kolejnych godzin, spędziłem na przepytywaniu podejrzanego, oraz jego rodziny. Tak naprawdę, czasem żałowałem, że wybrałem właśnie tą pracę. Rzadko miałem czas wolny. Siedziałem właśnie w jednym z pokoi na komisariacie, po raz kolejny przeglądając akta sprawy. Co chwilę przecierałem oczy. W jednej chwili, do pokoju weszła Blair, moja znajoma z szkoły, oraz partnerka. Postawiła obok mnie kubek pełen gorącej kawy, spojrzałem na nią.
— Trzy łyżeczki cukru, tak jak lubisz Steph — Uśmiechnąłem się. Mało kto zdrabnia moje imię, ja sam długo nawet nie myślałem o tym, że można je jakoś fajnie zdrobnić. — I co? Nic nowego?
— Zupełnie. Mam wrażenie, jakby coś nam umykało Blair, nie wiem jeszcze co, ale się dowiem — Upiłem łyk napoju, wracając do akt.
— Może i tak, ale nie możesz się tak przemęczać stary. Siedzisz tu do późnej nocy, wyrwij się kiedyś z domu, zabaw się. Kurwa, jesteś młodym, atrakcyjnym mężczyzną, dlaczego nie znajdziesz sobie kogoś? — Zapytała, uśmiechając się delikatnie.
— Nie mam czasu na coś takiego, poza tym, nie nadaję się do imprez. Wolę posiedzieć w domu — Blair podeszła do mnie, po czym oparła brodę o moje ramię.
— Martwię się o ciebie. Przepracujesz się wiesz? Nie chcę, aby mój przyjaciel zmarnował sobie życie.
— Spokojnie, jak mówiłaś, jestem młody. Na wszystko przyjdzie czas, obecnie, zajmuję się karierą. Życie prywatne przyjdzie z czasem — Blair westchnęła po czym poczochrała mi włosy, skrzywiłem się kiedy otworzyła drzwi.
— Słuchaj, wiem, że jesteś uparty. Chcę dla ciebie dobrze — Spojrzała na mnie jeszcze ostatni raz, przewróciłem oczami. - Nie siedź długo.
— Jasne mamo, będę w łóżku przed dobranocką — Zaśmialiśmy się cicho, po czym kobieta wyszła z pokoju. Piętnaście minut potem, słyszałem jak odpala samochód i jedzie do domu. Po pól godziny siedzenia nad papierami, ja też postanowiłem wrócić do siebie. Leżałem spokojnie
【♦♦♦♦♦♦】
Leżałem spokojnie w łóżku, odgrodzony od światła za pomocą rolet, mając w dupie to, co dzieje się na zewnątrz. Kiedy jednak postanowiłem wstać, pierwsze co zrobiłem to udałem się do łazienki. Była dopiero dziewiąta rano, a tego dnia miałem zaczynać swój urlop. Nic nie mówiłem o nim Blair, bo zaraz by się ekscytowała. Miałem mieć tydzień spokoju od komisariatu i spraw kryminalnych. Umyłem twarz, po czym szybko ubrałem ciemne jeasny, czarną koszulkę. Zaraz po tym, zabrałem się za śniadanie, na które składały się cztery kanapki z sałatą.
Wychodząc z domu, zabrałem ze sobą torbę w której miałem strój do ćwiczeń. Policjanci muszą dbać o kondycję. Przechodząc przez park, wpadła na mnie Roxanne. Dosłownie. Biegła, po czym potknęła się o własne stopy i dosłownie wpadła mi w ramiona. Zaskoczony uniosłem brew, a policzki dziewczyny przybrały szkarłatny kolor. Od razu pomogłem jej stanąć na własnych nogach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz