— Przynajmniej wyrobiłeś dzienne kardio — odburknął, kombinując przy tym zamku, a ja mogłem jedynie podnieść brwi w zdziwieniu, zastanawiając się, czy zaraz nie złamie swojego klucza, a ja nie miałem ochoty ponownie schodzić i wchodzić po tych pierdzielonych schodach. — Idzie się przyzwyczaić, nie ma dramatu.
No i otworzył te wrota do swojej groty, a ja w odpowiedzi po prostu prychnąłem, przewracając oczami i w końcu podążyłem za nim.
I muszę stwierdzić, wcale nie było tak źle. Żadna tragedia, żaden burdel, ot co, po prostu nieuporządkowane mieszkanie, bez przesady, pajęczyn w kątach nie dostrzegłem, brudne bokserki również nie walały się po kanapie. Więc chyba było ok.
— Nienajgorzej się tu urządziłeś — mruknąłem, rozglądając się po pomieszczeniu i odkładając swoją torbę na bok wraz z płaszczem. Raczej miały nie być mi przydatne. Westchnąłem, przetarłem twarz dłońmi, palcami przejechałem przez włosy, a kątem oka niepostrzeżenie zerknąłem na te cudowne plecy Nivana, a może jednak ciut niżej, bo kto mi niby miałby zabronić. W końcu każdy powinien czasami pocieszyć się tymi drobnymi, bardzo ładnymi obrazkami w jakiś tam sposób specjalnej osoby. — I serio, mówię to szczerze, gdy wspominałeś o bałaganie, myślałem, że będzie… no gorzej, no, wiesz. — Przerwałem głośnym westchnięciem i opuściłem wzrok. — Czasami mam wrażenie, że dalej mamy te cholerne kilkanaście lat i jesteśmy napalonymi dzieciakami, które chętnie rzuciłyby sobie do gardeł.
Lub do ust, ale tego wolałem po prostu nie dodawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz