Nie zamierzam długo tutaj zostać, wbrew oczekiwaniom. Ja nie lubię się prosić. Ja nie proszę. Ja jestem proszony. A ona będzie to prędzej czy później robić.
Rozglądam się czysto orientacyjnie po jej pokoju. Nie, żebym ignorował jej polecenie... udaję, że go nie usłyszałem. Jest bardzo jasny, ale nie mam czasu, aby wywnioskować, że mi to nie pasuje, bo mój wzrok pada od razu na część pokoju, który wygląda jak kącik niewyżytego malarza. Spoglądam znowu kątem oka na dziewczynę, potem znów przenoszę spojrzenie na oddalone o niemal całą długość pokoju stojące sztalugi.
No proszę. Artystka. Szczerze powiedziawszy... pasuje to do niej. Niech jeszcze w swoich obrazach uwzględnia taki motyw jak danse macabre.
- Jesteś na swój sposób nawet słodka - może tego nie widać, ale wiem, że takie słowa uderzają w dziewczynę jak grom. Nie wiem, co myślała, próbując mi rozkazywać. Nawet tym prostym nakazem, składającym się z jednego słowa. Odwracam głowę w jej stronę - Jest ci obojętne, ale wkurzasz się na mnie... a może właściwie jesteś zła na siebie za to, że jednak poruszyło cię cokolwiek?
- Przede wszystkim to jestem wściekła na tę idiotkę za ścianą, która nie myśląc wiele, przyprowadziła cię tu - mam wrażenie, że zapominając o całym zajściu, Adaline zmienia ton, ale zaraz potem jej postawa ulega kolejnej transformacji - Ale fakt. Na ciebie też jestem zła, tak jak powinnam być na kogoś, kto sądzi, że może sobie tak po prostu wchodzić do czyjegoś domu. Owszem, jestem wkurzona. Zadowolony? A teraz wynoś się stąd, zanim...
- Zanim co? - przerywam jej, niemalże wyduszając dwa krótkie słowa z głębi gardła. Momentalnie znajduję się tuż obok niej. To żaden problem, bo dzielił nas zaledwie jeden krok. Teraz tylko centymetry - Zanim ktoś sobie pomyśli coś, czego nie powinien o nas myśleć? - stawiam jeszcze pół kroku, przez co dziewczyna cofa się. Podejrzewam, że głównie przez naszą różnicę wzrostową, a najwyraźniej kontakt wzrokowy był dla niej w tej chwili bardzo istotną rzeczą - Co się dzieje, słońce? - uśmiecham się półgębkiem, mając świadomość, jak bardzo on wygląda nieszczerze. Jej wzrok może wskazywać albo na kolejną falę zamyślenia, albo próbę jeszcze większej niechęci do mojej osoby. Dosyć zabawne - Straciłaś ochotę do rozmowy?
- Wcale nie chciałam z tobą rozmawiać.Rozglądam się czysto orientacyjnie po jej pokoju. Nie, żebym ignorował jej polecenie... udaję, że go nie usłyszałem. Jest bardzo jasny, ale nie mam czasu, aby wywnioskować, że mi to nie pasuje, bo mój wzrok pada od razu na część pokoju, który wygląda jak kącik niewyżytego malarza. Spoglądam znowu kątem oka na dziewczynę, potem znów przenoszę spojrzenie na oddalone o niemal całą długość pokoju stojące sztalugi.
No proszę. Artystka. Szczerze powiedziawszy... pasuje to do niej. Niech jeszcze w swoich obrazach uwzględnia taki motyw jak danse macabre.
- Jesteś na swój sposób nawet słodka - może tego nie widać, ale wiem, że takie słowa uderzają w dziewczynę jak grom. Nie wiem, co myślała, próbując mi rozkazywać. Nawet tym prostym nakazem, składającym się z jednego słowa. Odwracam głowę w jej stronę - Jest ci obojętne, ale wkurzasz się na mnie... a może właściwie jesteś zła na siebie za to, że jednak poruszyło cię cokolwiek?
- Przede wszystkim to jestem wściekła na tę idiotkę za ścianą, która nie myśląc wiele, przyprowadziła cię tu - mam wrażenie, że zapominając o całym zajściu, Adaline zmienia ton, ale zaraz potem jej postawa ulega kolejnej transformacji - Ale fakt. Na ciebie też jestem zła, tak jak powinnam być na kogoś, kto sądzi, że może sobie tak po prostu wchodzić do czyjegoś domu. Owszem, jestem wkurzona. Zadowolony? A teraz wynoś się stąd, zanim...
- Zanim co? - przerywam jej, niemalże wyduszając dwa krótkie słowa z głębi gardła. Momentalnie znajduję się tuż obok niej. To żaden problem, bo dzielił nas zaledwie jeden krok. Teraz tylko centymetry - Zanim ktoś sobie pomyśli coś, czego nie powinien o nas myśleć? - stawiam jeszcze pół kroku, przez co dziewczyna cofa się. Podejrzewam, że głównie przez naszą różnicę wzrostową, a najwyraźniej kontakt wzrokowy był dla niej w tej chwili bardzo istotną rzeczą - Co się dzieje, słońce? - uśmiecham się półgębkiem, mając świadomość, jak bardzo on wygląda nieszczerze. Jej wzrok może wskazywać albo na kolejną falę zamyślenia, albo próbę jeszcze większej niechęci do mojej osoby. Dosyć zabawne - Straciłaś ochotę do rozmowy?
- Co tam sobie w główce uświadomiłaś? - na chwilę moja uwaga skupia się na odgłosach dobiegających z dołu, które cichną, aby przenieść się nieco wyżej. Moje spojrzenie może wrócić na twarz dziewczyny. Cała sztywnieje i to nie przez naszą bliskość, ale po to, aby usłyszeć, czy wszystko, co dzieje się tu, słychać po drugiej stronie. Aż tak bardzo zależy jej na ukryciu prawdy przed swoimi współlokatorkami? Może jednak mi się wydaje.
- Nie chcesz wiedzieć - twardy z niej zawodnik, ale naprawdę nie rozumiem tej naszej rozgrywającej się małej bitwy w jej pokoju. Jeszcze wczoraj nie miała nic przeciwko, a dzisiaj zachowuje się, jakby dostała alergii na mój widok.
Opieram rękę na ścianie, pomiędzy drzwiami a jej głową. Moja dłoń zahacza o krawędź jej bluzki, którą unoszę na tyle, by odsłonić skrawek jej brzucha. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, pozwalam sobie na o wiele więcej. Moja dłoń wsuwa się całkowicie pod jej koszulką. Muskam palcami dół jej stanika, delikatnie przesuwając opuszkami po ciepłej skórze jej ciała. Gdy tylko słyszę, jak wypuszcza powietrze z płuc, zabieram rękę, a moją twarz wykrzywia grymas, który miał oznaczać triumf, ale nie taki na jaki liczyłem.
- Myślisz, że jesteś w stanie sobie poradzić, co? - przejeżdżam kciukiem po jej podbródku, zahaczając o miękkie, zaróżowione usta. Ta nienaturalna dla ludzi bliskość powinna być ciążąca. Moment, w którym wyczuwa się oddech drugiej osoby na swojej skórze, jest momentem, w którym następuje stosowne odsunięcie. W naszej chwili nic podobnego nie ma miejsca - Ale tak naprawdę grasz pod przymusem niewinną ofiarę. I wcale się z tego nie cofasz - unoszę nieznacznie głowę, tak aby nie wypalać już na jej skórze piętna spojrzeniem. Co oczywiście nie oznacza, że mi się nie podoba - Nie wiem, czy dobrze robisz. Na serio, jesteś w porąbanej sytuacji - zdejmuję dłoń z jej szyi i odsuwam się parę centymetrów od niej, tak aby móc jej bez problemu spojrzeć w oczy. Z doświadczenia wiem, że ludzie lepiej przyswajają informacje, gdy widzą przesłanie również w spojrzeniu drugiej osoby. Nie wysilam się dla nich tak bardzo, ale teraz sprawia mi to niesamowitą przyjemność - Na przyszłość. Nie mów mi co mam robić, bo pomimo tego, że nie jesteś zadowolona z mojej wizyty, to nie obchodzi mnie twoje zdanie, ani nikogo wokół. Sama mówiłaś, że jest to oparte na prostej relacji, więc opierajmy to na prostej relacji. Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebny jest mi twój adres, ale to właśnie tylko i wyłącznie moja sprawa - nic nie mówi, ale zarazem widzę, że ma ochotę mi coś wygarnąć. To mało powiedziane, gdyby chciała, mogłaby mi zaprezentować wspaniałą wypowiedź, po której nie zdziwiłbym się, dlaczego jej współlokatorka ma o niej takie zdanie - Jeszcze jedna błahostka, nie rozkazuj mi. Ludziom się to nie udawało, więc tobie tym bardziej. Więc wyjdę, kiedy sam tego zechcę. Chyba że mnie ładnie poprosisz - jej wzrok przelatuje w okamgnieniu po mojej twarzy, ale zaraz odwraca go, na rzecz konkretnego odepchnięcia mnie od siebie i wydostania się spomiędzy pułapki stojącej za nią ściany. Odchodzi w przestronne miejsce i czeka, aż się do niej odwrócę. Chyba. Mam wrażenie, że specjalnie utrzymuje przejmującą ciszę, by zaraz potem pokazać mi, że nie tylko ja mam tu prawa ponad wszystko inne.
- Więc dlaczego tu jesteś? Nie witając się nawet z całą resztą, już to pomińmy, bo przecież gdyby nie było tu Beatrice, byłbyś zmuszony ślęczeć pod moimi drzwiami wraz z Lily.
- Nie przyszedłem tu znów cię przelecieć - kręcę głową, tak jakby ta jedna rzecz była moim priorytetem w życiu. Zauważam dopiero część naszego problemu. Ja uważam, że jest dziwką, a ona bierze mnie za kogoś, kto co ranek budzi się z totalnie niezwiązaną w żaden sposób obcą kobietą. Taką, za którą niby ją uważam - Wbrew pozorom, nie jestem satyrem - patrzy na mnie bez przekonania, albo to tylko pozory. Zaraz jednak, wraz z mrugnięciem, przenosi spojrzenie na drzwi, do których rozlega się pukanie. Chyba będę musiał spytać ile ma lat, bo mam wrażenie, że przespałem się z kimś, kto jeszcze musi mieć opiekę nad własnym życiem. Dziewczyna nie ukrywa dezaprobaty, tak jakby doskonale wiedziała kto to. Nie zamierza także otworzyć. Więc robię to za nią.
Odwracam się, mając przez ułamek sekundy ochotę przewrócić oczami. Kładę dłoń na klamkę i otwieram drzwi, wbijając od razu wzrok w dziewczynę. Jak jej tam... Lory, Lizzy, Lily. Lily. Tak.
- Wow, jeszcze jesteście ubrani - nawet śmieszne - Przegrałam z Beatrice, więc miałam zawołać Adaline na dół ku mojej wielkiej uciesze.
- Za chwilę zejdę - rzuca dziewczyna za mną głosem, jakby jeszcze nie pozbyła się całej złości, która się w niej nazbierała.
- Już schodzi - odzywam się i patrzę przez ramię na Adaline.
- Chcesz zostać na obiad? - Lily proponuje bezproblemowo. Zastanawiam się, czy dalej mam grać, czy mogę jednak z tego zrezygnować.
- Nie jestem tu mile widziany - mówię z pełną świadomością, że to może jeszcze bardziej poruszyć stojącą za mną kobietę.
Adaline?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz