Shane miał rację. Mimo że dla niego większość facetów to „ciacha”, to tym razem… mogłam mu to przyznać. Ciemnobrązowe loczki, oczy w tej samej barwie. Pod garniturem na pewno skrywał mięśnie. Poza tym nigdy bym nie sądziła, że taki potężny mężczyzna, z takim uczuciem obchodziłby się z małym szczeniakiem. Pozory mylą. I to podwójnie, bo też nikt by się po mnie nie spodziewał węża na szyi. Do tego pytona.
- Szybko zaczęłaś mówić – zauważył Shane, gdy Charles już się od nas oddalił. Spojrzałam na chłopaka obok mnie, gładząc głowę Inej. Faktycznie, nawet tego nie zauważyłam. Zazwyczaj trochę trwa, nim się przyzwyczajam do czyjegoś towarzystwa, nie wspominając o poznaniu osoby, z którą przebywałam. Może to przez to, że od razu się przedstawił?
Wtem usłyszałam cichy pisk pode mną. Zerknąwszy w dół, dostrzegłam niecierpliwiącą się Acony, merdającą ogonem. No tak… Tu jest tyle nieznanych przez nas ludzi, że ta aż drży z podniecenia na myśl o ich poznaniu. Niestety, nie dzisiaj mała.
- Shane! - za nami rozległ się czyjś głos. Po odwróceniu się zauważyłam pana Kita. No tan, szkicownik! Szybko zajrzałam do swojej czarnej torby na ramię, wyjmując z niej gruby zeszycik w twardej okładce. Podałam go jasnowłosemu, który po wciśnięciu mi Lokiego w ręce, podbiegł do swojego mentora, od razu pokazując mu swój nowy projekt. Jego chyba popaprało dawać mi tego szczeniaka na ręce, gdy Inej owinęła się wokół mnie! Malec zaczął cicho popiskiwać, niekoniecznie bezpiecznie czując się w moich ramionach. Oj rozumiem go doskonale. Samica raczej nie lubiła przebywać tak blisko nowych osób, choć nie miała też bardzo możliwości zrobienia mu krzywdy. Jednak niedługo, a nawet jutro zbliżała się jej pora karmienia. Myślę, że byłaby w stanie zjeść takiego małego pieska, ale to nie znaczy, że naprawdę ma spróbować. Inej popatrzyła się chwilę na Lokiego, wystawiła swój język, po czym wtuliła się w moją szyję. Zaczęłam gładzić pieska po głowie, by choć trochę mniej się stresował i zrozumiał, że pyton raczej nie ma zamiaru go zjeść. Prawda?
Gdy Shane do mnie wrócił, najwyraźniej uszczęśliwiony za wsze czasy, od razu zwróciłam mu szczeniaka. W tym samym momencie zauważyłam nadciągającego w naszą stronę Charlesa w towarzystwie konia. Na śmierć zapomniałam! Mieliśmy przecież patrzeć na jego scenę z helikopterem. Po prostu ekstra.
- I jak wrażenia? - zapytał z uśmiechem na twarzy. Patrzył się raz to na mnie, to na Shane’a, który jakby się skurczył. Chyba nie mam innego wyboru.
- Wybacz – wyznałam, spuszczając trochę głowę – Nie widziałam jej, skupiłam się za bardzo na zwierzakach – dokończyłam, wzrokiem przejeżdżając po moich pupilach, jak i po Lokim. Usłyszałam ciche westchnięcie przed sobą.
- No cóż… Mówi się trudno, prawda? Tak w ogóle przedstawiam wam moją towarzyszkę, Ignis - z powrotem się uśmiechnął.
- Jaka piękna! - zawołał Shane, podchodząc do niej i wyciągając swoją dłoń, by pewnie ją pogłaskać. Klacz jednak miała inne plany i odsunęła się o krok od chłopaka. Zaśmiałam się cicho na to. Najwidoczniej go nie zaakceptowała, biedaczek. Jego wzrok mówił, jakby go mocno zraniono. Zaczął głaskać Lokiego na pocieszenie. Wtedy coś sobie przypomniałam.
- Cóż, tylko moich nie przedstawiłam. Wąż na mojej szyi to Inej, duży psiak Sherlock, a mniejsza nazywa się Acony. W domu tkwi jeszcze kot Parapet – opowiedziałam, na koniec poprawiając swoje okulary. Charles uśmiechnął się szeroko, co tylko odrobinkę mnie speszyło.
- Gdzie jest Charles!! - czyjś krzyk rozległ się chyba w całym mieście. Chłopak odwrócił się na dźwięk swojego imienia. W naszą stronę szedł ktoś na wzór reżysera. Założyłabym się, że nim był. Facet podszedł do nas i złapał ciemnowłosego za ramię.
- Musisz powtórzyć scenę. Była perfekcyjna, ale na nagraniu okazało się, że jakiś durny ptak, który na pierwszy rzut oka był niewidoczny, wleciał w kadr i wszystko szlag trafiło – Charles niekoniecznie wydawał się szczęśliwy z tego powodu. Wtem wzrok reżysera padł na mnie i moje zwierzaki.
- A ty to kto? - spytał, podejrzliwie mrużąc oczy. - Nie przypominam sobie, bym zatrudniał tresera zwierząt – rzekł, przejeżdżając po mnie wzrokiem z góry na dół. Kątem oka zauważyłam, jak Shane i Charles otwierają buzię, by coś powiedzieć, gdy mężczyzna zatrzymał ich ruchem dłoni.
- Podobasz mi się. Chcę cię w swoim filmie – uśmiechnął się do mnie. Ja jednak stałam jak ten słup soli, tylko siłą woli powstrzymując swoją szczękę, by się nie rozwarła z wrażenia.
- Będziesz sprzymierzeńcem głównego bohatera. Hackerką! A twoim wiernym towarzyszem będzie twój wąż, którego masz na szyi. Bo on jest twój, prawda?
- Tak, ale…
- To świetnie! Charles, zaprowadź… - zaczął, nie kończąc, chcąc użyć mojego imienia, którego nawet nie znał.
- Koyori…
- Zaprowadź Koyori do namiotu z charakteryzatorkami, mój asystent zaraz wszystko jej tam wyjaśni. Migiem! Muszę zmienić trochę scenariusz i powiedzieć jednej osobie, że wypada z filmu. A potem od razu wracaj na plan – rzucił to wszystko na jednym wydechu, następnie odchodząc. Ja jednak dalej byłam w szoku. Miałam grać w filmie…? Przecież ja nigdy w żadnym nie grałam!
Charles?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz