- Acony, wracaj do mieszkania… - westchnęłam, powtarzając to zdanie już chyba po raz setny. Suczka za żadne skarby nie chciała się mnie usłuchać i siedziała jak ten kołek na korytarzu, patrząc się prosto w moje oczy. Zwariuję zaraz…
Po wczorajszym incydencie i karnej rozmowie z reżyserem, panem Stevensonem, nawet nie śmiałam przyprowadzać psów. Może i była to najkrótsza droga do niebrania udziału w tym całym filmie, ale… Shane się podekscytował. Zagroził nawet, że podwyższy mi czynsz, jeśli zrezygnuję. A to jest dziad!
- Proszę, Acony… - zaczęłam, ale przerwał mi jej pisk. Niechętnie się podniosła i ze spuszczoną głową podreptała do apartamentu. W końcu! Szybko zamknęłam drzwi i wręcz biegłam do windy, która zaczęła się zamykać, gdy do niej dochodziłam. Zmęczona oparłam się o lustro w środku, wyciągając telefon z torebki opleciony przez Inej, by spojrzeć na godzinę.
Taksówka zamówiona dobre kilkanaście minut wcześniej jeszcze na mnie czekała, co było chyba kolejnym cudem. Szybko podałam adres kręcenia kolejnych scen filmu, mając nadzieję, że kierowca nie jest zły za moją zwłokę. Moja kolej miała nadejść dopiero jutro, ale już dzisiaj miałam poznać aktorów, z którymi miałabym zagrać. Szczerze, to stresowałam się tym spotkaniem. Wiadome było, że Shane dzisiaj by mi nie towarzyszył, więc… zdana byłam tylko na siebie. I może Inej, która właśnie próbowała wypełznąć z mojej torby. Westchnęłam cicho, sięgając po nią i owijając wokół szyi. Równocześnie poczułam, jak samochodem zarzuciło, a do moich uszu dotarł zdławiony krzyk mężczyzny za kierownicą.
- Matko święta! Skąd się to wzięło w moim samochodzie! – zawołał. Zauważył ją w lusterku…? - Dobra, nieważne! Niech tylko zostanie na pani szyi – dodał, ponownie skupiając się na drodze. Odetchnęłam w duchu. Już się bałam, że każe mi wysiąść z auta, a tego raczej bym nie chciała.
Po dojechaniu na miejsce zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z pojazdu. Wyjście zza rogu i znajdowałam się w tej samej scenerii, co ostatnio i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to Charles rozmawiający z panem Stevensonem. Od razu się uśmiechnęłam na jego widok i myśl, iż choć jeden znajomy będzie mi towarzyszył. Po jakiejś minucie reżyser sobie poszedł, a ciemnowłosy od razu na mnie spojrzał. Ruszyłam się z miejsca, podchodząc do niego.
- Hej… Co jest? - spytałam, widząc nie do końca zadowolony wyraz jego twarzy. Jestem pewna, że scena, którą wczoraj nagrywał po godzinie przerwy – jak mi zrelacjonował Shane, bo mi kazano iść do domu – wyszła mu dobrze i niepotrzebna była powtórka. Chłopak przeczesał dłonią włosy, wzdychając.
- Główny aktor trafił do szpitala i resztę scen szlag trafił. Zostały przesunięte o jakiś miesiąc – wyznał. Orientacyjnie spojrzałam się na pytona, myśląc, że jednak niepotrzebnie walczyłam z Acony. Z jednej strony to dobrze, że zostały przesunięte, przynajmniej dla mnie, ale z drugiej…
- Reżyser nie poniesie jakichś szkód przez to…? - cicho spytałam. Szczerze, to nie miałam pojęcia, jak wygląda to całe kręcenie filmów.
- No właśnie będzie kilkanaście tysięcy w plecy… - wyznał. Kiepsko to wygląda… Spojrzałam za Charlesa i zobaczyłam, jak ludzie za nim składają cały rozstawiony wcześniej sprzęt.
- To… co robimy…? - znowu zabrałam głos, naprawdę będąc tego ciekawa. Mam ot, tak teraz wrócić do domu? Szatyn uśmiechnął się do mnie.
- Cóż, ja nie jadłem śniadania, więc chyba skoczę coś zjeść… Chcesz iść ze mną? - Wmurowało mnie to trochę. Nie spodziewałam się żadnego zaproszenia z jego strony, ale… szczerze, to też nic nie jadłam. Kiepsko spałam i nie miałam sił, by coś zjeść.
- Jeśli ja i Inej nie będziemy przeszkadzać – powiedziałam, schylając głowę i poprawiając palcem zjeżdżające okulary.
Charles? Nic się nie stało
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz