Strony

27 wrz 2018

Od Odette C.D Aaron

    Począwszy od ramienia, oparłam swoje ciało o framugę drzwi. Szerokości ani wysokości sali do wykładów nie sposób choćby objąć spojrzeniem. Stopniowo podwyższające się siedzenia, otoczone schodkami i uzupełnione po brzegi studentami, znajdowały się zaraz przy najbliższej ścianie. Zwrócone były wprost na podest, na którym znajdowała się gwiazda dzisiejszego wykładu – szanowny Aaron Brown. Mężczyzna okazjonalnie gestykulował, nie pozwalając, by z twarzy zbiegł mu wyraz powagi, który co chwila zmieniał się ze słabym uśmiechem. Nie potrafiłam określić, czy w ogóle entuzjazmował się swoją obecnością w tym miejscu, czy może podszedł do sytuacji tak, jak zwykł odpowiadać dziennikarzom. Treściwie. Czasami nawet robił z nich idiotów. Pytania mojej przyjaciółki w gruncie rzeczy nie odbiegały od standardów typowego wywiadu. Słysząc je, do odmętów pamięci wracały te same, mocno przerysowane teksty o osiągnięciach oraz sposobach na powodzenie. Niedziwne, że Aaron mógłby się już tym porządnie znudzić i cudem tłumić najróżniejsze, zgryźliwe komentarze. Można by tym wszystkim znużyć nawet największego, najbardziej narcystycznego człowieka sukcesu, który żywi się uwagą oraz pogłoskami na swój temat i wówczas powiększa swoje ego do monstrualnych rozmiarów. Oczywiście Aaron przecież taki nie był.
    Jamie wciąż tylko siedziała za biurkiem wykładowcy i bez żadnych konsekwencji uwolniła swoją olbrzymią lawinę pytań. Odkąd tu weszłam, ta kolej rzeczy nie uległa zmianie – dookoła rozbrzmiewały wyłącznie słowa związane z kierunkiem, o którym nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Rachunkowości, finanse. „Od czego zależy rozwój przedsiębiorstwa”. Nie czułam żadnej potrzeby, by dłużej tu przebywać, a jednak niewyjaśniona siła ciągle wybijała mi z głowy pomysł o wyjściu.

    - Już od wczoraj obejmuje pan stanowisko prezesa. Jak radzi pan sobie z presją, że wszystko znajduje się na pana głowie? – Jamie wysunęła wzrok zza długiej listy pytań i znów zaczęła upajać się widokiem błękitnookiego. Byłam pod wrażeniem jej opanowania, gdyż mimo wszystko ani razu nie zachichotała, nie zagryzła wargi lub też nie założyła nogi na nogę, co miała w zwyczaju robić, gdy ogarniało ją podekscytowanie.
    Dobra, już założyła.
    Zerknęłam na zegarek. Miałam całe trzy godziny zanim rozpoczną się pierwsze zajęcia.
    - Robię to, co do mnie należy, i staram się nie myśleć o presji – wyjaśnił Brown. – Moim obowiązkiem jest dawać sobie radę. – Uśmiechnął się szeroko przy tych słowach i chyba pierwszy raz od dłuższego czasu omiótł wzrokiem widownię, jaka nieskromnie go podziwiała. Nie zapomniał też skontrolować resztę sali i tak się złożyło, że spojrzał również na mnie, a przez jego oczy przemknął błysk zdziwienia.
    Nie mogłam opanować wkradającego się na moje usta uśmiechu.
    - Ma pan jakieś formy odstresowania? – Dziewczyna od razu zagarnęła jego uwagę. Ale co te pytanie miało do wykładu z finansów?
    Zastanowił się przez chwilę. Ani razu nie słyszałam o tym, by mówił o spędzaniu wolnego czasu. A jak już wpraszałam się na tę udeptaną dla wybrańców ścieżkę, byłam natychmiast zwracana do jej początku.
    - Sporty – zaczął – czyli tenis ziemny. Czasami czytam, oglądam widoki ze swojego okna i wyciszam się w pewien sposób. – Uśmiechnął się z nostalgią, jakby właśnie dotknęło go jedno z całkiem przyjemnych wspomnień.
    Wypełnił mnie błogi spokój. Zawsze go czułam, gdy ktokolwiek pokazywał szczery, warty zapamiętania uśmiech, a dzisiaj nie było inaczej.
    - Super! I na koniec, jaki jest sekret pana sukcesu? – Jamie nie powściągnęła się przed ukazaniem w oczach czystego wyrazu chorej ekscytacji.
    - Cóż, sekretów się nie zdradza – roześmiał się Aaron, zakładając stopę na kolano i nieco wygodniej układając się na fotelu.
    - Zawiedzie pan przybyłych – odezwałam się, zanim zdołałam ugryźć się w język. Na policzki wpłynął mi spory rumieniec i czułam jego piekącą temperaturę aż zbyt wyraźnie. Aarona natomiast ogarnęła chwilowa zawieszka, zresztą jak każdego, zupełnie tak, jakby nie spodziewali się tego zwrotu akcji.
    - Będą musieli to przetrwać – odparł bez namysłu. – Lepiej, żeby tajemnice zostały tajemnicami.
    - Nie sądzi pan, że ma pan ich zbyt dużo? – Ten żart w zwrocie „pan” mógł wyczuć tylko Aaron. Wymawianie tego tak oficjalnie już nawet mnie przyprawiało o delikatny dyskomfort. Ale przecież nie mogło nagle wyjść przed Jamie, że jestem z nim „na ty”.
    - Ponoć im więcej człowiek ma w sobie tajemnic, tym ciekawszy jest.
    Musisz przestać. Już.
    - Sądzi pan, że to działa w ten sposób? – Nieświadomie podniosłam brew w kokieteryjnym uśmiechu, którego nie potrafiłam kontrolować żadnymi ograniczeniami.
    - Ty mi powiedz.
    Cholera.
    - Moja tajemnica – powiedziałam już znacznie ciszej, wręcz szeptem, który jednak zdołał dosięgnąć mężczyzny. Po sali zaraz rozniosło się wymowne odchrząknięcie Jamie, przerywające wszystko, co do tej pory miało miejsce. Dziwne, nieznane uczucie, które uprzednio napędzało mnie do tworzenia zmierzającej donikąd konwersacji, wyparowało z mojego ciała lub też urwało się niczym film.
    Niedługo potem wywiad dobiegł końca, ja stojąc przy srebrnym aucie, grzejącym tylko miejsce na parkingu, czekałam na Jamie. Wyszła w towarzystwie Aarona, uradowana i wypełniona zapewne najpiękniejszymi uczuciami, jakie tylko można sobie wyobrazić.
    - Odette, ja jeszcze zamierzam skoczyć na kawę z panem Brownem. – W jej oczach zaświeciły gwiazdki. Niemal od razu pokiwałam z wolna głową na tę wieść. Moja przyjaciółka spełnia marzenia!
    - Może przejdziesz się z nami? – spytał Aaron. Uniosłam głowę i rzuciłam mu zszokowane spojrzenie, które mogło sugerować tylko to, że nie jestem pewna, do kogo skierował te pytanie. Byłam jednak jedyną możliwością w okolicy.
    No nie wiem.
    Nie, nie mam czasu. Uczę się.
    Dziesiątki niepotrzebnych wymówek krążyły mi po głowie, jedna przenikała przez drugą.
Skłamię, żeby nie było, że wtrącam się w ich towarzystwo. Jay chciała momentów sam na sam i nawet średnio rozwinięta intuicja dałaby radę to wykryć. Dla tej dziewczyny od zawsze byłam skrzydłami, nie jedną z trudnych do przeskoczenia kłód, a w takiej roli bezsprzecznie nie chciałabym siebie zobaczyć.
    Zebrałam wszystkie myśli w jeden, w miarę ogarnięty wniosek i tuż po pokonaniu sporej guli w gardle, przemówiłam. Lecz bez śladu przekonania.
    - Nie, nie... – I wtedy jakby mnie piorun trzasnął. – Tak.
    Jak mogłam to powiedzieć?
    - Naprawdę? – Jamie wyraziła zdziwienie przyczajone w cieniach malachitowego spojrzenia. Byłam jedyną osobą, która mogła odczytać ten sygnał ostrzegawczy jako delikatna wersja groźnego „trzymaj się z daleka”.
    Cholera, no to raz mogę być kłodą.
    - W takim razie nie czekajmy. – Aaron uśmiechnął się szeroko, gotowy, by w każdym momencie ruszyć z miejsca.
    - Odette, jesteś pewna? – Wiem, do czego zmierza te pytanie, Jamie. Samo już moje spojrzenie wyrażało przeprosiny.
    - Myślę, że tak.
    - Skoczę do toalety i możemy ruszać. – Z jej płuc uleciało głębokie westchnienie, jakie na pewno nie podpowiadało mi niczego dobrego. Miałam ochotę wręcz rozszarpać się wewnętrznie za ten cholerny brak kontroli i niestabilność. Jamie odeszła od nas, wchodząc prosto na uczelnie. Dopiero w tym momencie zdołałam wyczuć wiszące w powietrzu wyraźne napięcie, które było zapewne pozostałością z dyskusji przy wywiadzie. Ja naprawdę nie chciałam tego zrobić.
    - Ja… przepraszam za te wtrącenie się w wywiad. Nie wiem, co mną kierowało. – W moim głosie rozbrzmiała autentyczna skrucha.
    - Nie masz za co przepraszać. – Poprawił swój krawat, ale niezbyt równo. – To była mała odskocznia.
    Skrzywiłam się delikatnie. To nie powinno tak wyglądać. Nie czekając na żadną reakcję, zbliżyłam się, chwyciłam ostrożnie jedną dłonią za wiązanie od krawata, drugą zaś za jego koniec, i ustawiłam go tak, by prezentował się przyzwoicie. Dopiero po tym mój wzrok uniósł się o parę centymetrów wyżej, trafiając nieoczekiwanie na głębokie, błękitne oczy.
    - Teraz jest okej.


[Aaron?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz