— Ze wzajemnością — odparł, a ja uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, widząc jego wyraz twarzy.
Bo to wszystko było szczere i pełne szczęścia, które w życiu Nivana Oakleya chyba pojawiało się wyjątkowo rzadko, a szkoda.
Cały czas uważałam, że jakich świństw nie zrobiłby ten niebieskowłosy furiat, to i tak zasługiwałby choć na odrobinę światła w swoim życiu, śmiechu i czystej beztroski. W końcu i takie chwile zmieniały ludzi, jak ich podejście, pozwalały się rozwinąć, spojrzeć na cały ten beznadziejny padół z troszkę innej perspektywy.
Albo po prostu za bardzo uwielbiałam Nivana Oakleya i chciałam dla niego jak najlepiej, nieważne, co by zrobił i jak przeciwko prawu by to było. Tak jakoś to wszystko działało.
Lub nie.
Westchnęłam, oparłam dłonie na biodrach i lekko się garbiąc, ponownie zeskanowałam mężczyznę oraz jego postawę.
— Chcesz herbaty, kawy czy po prostu wódki, tak ciut bardziej w stylu Przewalskich? — zapytałam, podchodząc ciut bliżej, aby następnie wzrokiem zgromić tego swojego ogromnego stwora, który dalej piszczał, burczał, nie dając mojemu gościowi świętego spokoju. — Fryderyk, na miejsce, już nie przesadzaj ze swoją zaborczością i tak masz mnie aż nadto — syknęłam, machając dłonią w kierunku posłania, które ukrywało się za sklepową ladą. — Przepraszam, to jeszcze bachor i tak dalej — dodałam, w końcu poświęcając całą swoją uwagę gwieździe, prawdopodobnie całego tego dnia. Klasnęłam w ręce i uśmiechnęłam się. — Decyzja podjęta? I siadaj, nie krępuj się, mamy cały sklep dla siebie, ewentualnie później możemy przenieść się do mnie, mieszkam kilka pięter wyżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz