Moje ciało bezwładnie upadło na skórzany fotel, a dłoń mimowolnie ścisnęła się w pięść i uderzyła w blat biurka z taką mocą, że wszystkie przedmioty na nim podskoczyły, wydając z siebie głuchy brzdęk, roznoszący się echem po pustym gabinecie.
— I co ja mam z nią zrobić? Cholera. — burknąłem ponuro, mrużąc pociemniałe od emocji oczy.
— Z kim?
Moja głowa w ułamku sekundy podniosła się w kierunku źródła głosu, a grymas malujący się na twarzy momentalnie zgasł, pozostawiając po sobie obojętne, ciut lekceważące spojrzenie.
— Arthur, tyle razy mówiłem ci, żebyś pukał, zanim wejdziesz. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, a nie zwierzętami w chlewie, które pchają się wszędzie bez pytania. — wstałem od biurka, aby wygodnie rozsiąść się na skórzanej sofie i chwycić w dłoń kieliszek brandy.
— Spokojnie, coś taki nerwowy? — usiadł obok, marszcząc z niezrozumieniem brwi.
— Ja po prostu... — wypiłem haustem alkohol i uderzyłem pustym naczyniem w stolik. — Nie wiem.
— Chodzi o twoją nową asystentkę? — uniósł brwi, a na jego ustach wymalował się podejrzany uśmiech.
— Być może. — odwróciłem wzrok w kierunku kominka, a dokładniej - tlącego się w nim ognia.
— Wiedziałem! — zaśmiał się dźwięcznie, nalewając sobie brandy. — Odpowiedz mi Aaron, gdyż zawsze mnie to ciekawiło. Zatrudniasz swoje asystentki ze względu na wygląd, czy kompetencje?
Bezczelny.
Jak śmiał zadać to pytanie.
Przecież odpowiedź jest... Oczywista.
— Jasne, że ze względu na kompetencje. — z moich ust wydostał się cichy chichot, który całkowicie zdradził kiepskie kłamstwo.
— Sam jesteś sobie winien, Ron. Poza tym powinieneś mieć się na baczności. Chyba nie zapomniałeś, jakim echem rozniosła się wieść o twoim poprzednim romansie. To był istny armagedon. Tłumy reporterów dobijających się do drzwi, zaglądający tam, gdzie nie powinni, aby uzyskać chociaż jeden pikantny szczegół.
— Tak, doskonale to pamiętam. — momentalnie moje myśli zostały spowite wspomnieniami z tamtego okresu, o którym wolałem nie wspominać.
— A wracając do Odette. Widzę jak się przy niej zachowujesz, ale nie masz się o co martwić - możesz na mnie liczyć, wszystko pozostanie w tajemnicy.
— Dziękuję.
***
Stałem przy wielkim oknie, oglądając ożywiające się miasto i próbując wyrzucić z głowy coraz bardziej nasilający się dźwięk stukotu obcasów.
— Dzień dobry.
Drugi dzień tortur Aarona Browna czas zacząć.
— Witaj. — zaplotłem ręce na wysokości klatki piersiowej, w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od widoku Avenley River.
— Jest coś do zrobienia?
Dopiero na te słowa powoli odwróciłem się i kroczyłem w kierunku dziewczyny do momentu, w którym za jej plecami znajdowała się ściana.
Odległość, która nas dzieliła była cholernie niewielka, jednak pierwszy raz czułem się tak, jakbym w pełni kontrolował całą sytuację.
Moje dłonie oparły się o ścianę tak, że pomiędzy nimi znajdowała się głowa zarumienionej studentki.
— Znalazłem potencjalnego klienta. Żeby go zdobyć, musimy działać bardzo, ale to bardzo delikatnie. — mówiłem powoli, nachylając się nad uchem kobiety. — Tak delikatnie, jak to tylko możliwe. — lewa ręka mimowolnie oderwała się od ściany i musnęła ramię dziewczyny. — A gdy już go zdobędziemy, będziemy mogli działać mocniej. — tym razem dłoń chwyciła biodro blondynki w silnym, zaborczym uścisku. Moje błękitne spojrzenie pełne niezakłóconego spokoju pociemniało, a na twarzy zagościł triumfalny uśmiech. — Dlatego zadzwoń do tego klienta i umów nas na spotkanie. Numer leży na twoim biurku. — odsunąłem się nieco i przekrzywiłem krawat, który już po chwili wrócił na swoje miejsce.
Oto moja odpowiedź na wczorajszy incydent, Odette.
Zastanów się, czy chcesz rozpocząć taką gierkę.
Ale pamiętaj, Aaron nigdy nie przegrywa.
On zawsze dostaje to, czego chce.
***
— Co pan sądzi o takiej ofercie?
— Nie odpowiada mi. — zmarszczyłem nerwowo brwi.
— Dorzucę jeszcze kilka bonusów.
— Nie przystaję.
— Sześćdziesiąt do czterdziestu.
— Nie. Do widzenia. — burknąłem ponuro, załamując się brakiem godności klienta, który usilnie próbował zawrzeć ze mną cholernie niekorzystną dla Brown Inc. umowę.
Czym prędzej wstałem od biurka i położyłem się na skórzanej sofie, zerkając ze znużeniem na tykający zegar.
— Odette?
— Tak? — usiadła na fotelu obok, zakładając nogę na nogę.
— Długo jeszcze będziesz bawiła się ze mną w kotka i myszkę?
Czuję, że to pytanie rozbije mnie na tysiące kawałków, których nie da się już skleić.
Odette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz