Chciałem ją posiąść na własność. Chciałem by wiła się pode mną. Chciałem by krzyczała moje imię, gdy będę się łączyć z jej ciałem. Chciałem, lecz mimo wszystko się powstrzymywałem. Nie chciałem jej przestraszyć. Nie chciałem, by myślała, że mam złe zamiary. Nie chciałem, żeby ode mnie uciekła…
- Odette? - szepnąłem cicho, patrząc, jak jej dłonie sprawnie rozprowadzają piankę po moich szerokich ramionach. Odczuwałem ból, lecz pożądanie i zniecierpliwienie skutecznie go maskowały.
Dziewczyna powoli podniosła na mnie swój wzrok i spojrzała mi w oczy. Minimalnie się przysunąłem, sprawiając, że na jej policzkach rozkwitł obfity rumieniec, oświetlany dodatkowo przez księżyc, który ukradkiem zaglądał nam w okno, chcąc być naocznym świadkiem tego, co teraz zamierzałem zrobić.
- A-adam? - zająknęła się, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nawet, kiedy przybliżyłem się jeszcze trochę, nie zamierzała się odsunąć. Trwała w jednej i tej samej pozycji, a jej dłonie w dalszym ciągu spoczywały na moich ramionach.
Powoli, lecz stanowczo złapałem dziewczynę za policzek i musnąłem go pare razy swoim kciukiem, by chwilę później zbliżyć swoją twarz do jej i złączyć nasze usta w namiętnym, pełnym pożądania pocałunku. To w nim chciałem jej przekazać i uświadomić, jak bardzo na mnie działa. Ona i jej cudowne ciało, które miałem szansę teraz władczo objąć i przysunąć do siebie bliżej.
Moje dłonie spoczywały teraz na jej talii, dociskając ją tak mocno, jak tylko się dało do mojego torsu. Dziewczyna dosłownie w tym samym momencie przeniosła swoje dłonie na mój kark i mocniej naparła, jakby sama tego wszystkiego chciała. Bo chciała, widać to było gołym okiem.
Nie minęła chwila, gdy Odette przyparła mnie plecami do łóżka i oboje jakby zapominając o wszystkich ranach, całkiem się w tym pogrążyliśmy. Palcami badałem każdy skrawek jej ciała, by dosłownie chwilę później zsunąć je na jej pośladki i mocno tam zacisnąć. Dziewczyna syknęła cicho w moje usta, nie przerywając pocałunku. Nasze języki splotły się ze sobą, odgrywając erotyczny taniec o dominację, który aktualnie przerywałem. Między innymi faktem, że na mnie leżała. Gdybym był w większej formie, ta już leżałaby bez ubrań.
Tę naszą błogą, wspólną chwilę przerwały szybko otwierające się drzwi do mojej sypialni. Chwilę później zauważyłem w nich kątem oka moją kuzynkę z małym Harrym na rękach.
- Ou… Widzę, że nie w porę - szepnęła, odwracając powoli wzrok. - Too… Bawcie się dobrze. - Zamrugała parę razy. Pewnie nie spodziewała się tego, że zastanie taki widok. Teraz. W mojej sypialni. Po tym wstrętnym wydarzeniu.
Odette, słysząc otwierające się drzwi momentalnie oderwała ode mnie swoje usta. A gdy Jannet wyszła, ta dosyć szybko i sprawie zeszła z mojego ciała, drapiąc się z lekka zestresowana po głowie. Chwilę później, gdy usłyszała mój syk przepełniony bólem, od razu zareagowała i podała mi dłoń, pomagając podnieść się do siadu.
- T-tak bardzo cię przepraszam… To nie miało tak wyjść…
Podrapałem się po karku zakłopotany i spojrzałem na dziewczynę.
- Nie twoja wina, to ja zacząłem - mruknąłem cicho pod nosem i poszedłem w jej ślady, wstając z łóżka. Przez chwile pomiędzy nami trwała cisza. Cholernie niezręczna cisza, którą przełamał jej cichy głos.
- P-powinnam już iść? - bardziej zapytała, niżeli stwierdziła.
- T-tak - zająknąłem się przez chwilę. - Powinnaś.
- To ja już p-pójdę.
- Dobrze, śpij dobrze.
- Nawzajem. - Gdy stała za drzwiami, na oświetlonym przez lampy korytarzu, posłała mi delikatny uśmiech, który od razu przyprawił mnie lekkie mrowienie w dole brzucha. Przez światło, wydostające się zza drzwi, miałem okazję ujrzeć jej policzki, które wręcz topiły się w różu, który do nich napłynął.
Gdy usłyszałem zamykające się drzwi. Westchnąłem cicho. Jedyne co mi pozostało to samemu zabandażować swoje plecy i pójść spać. Zrobiłem to. Nieudolnie, rzecz jasna, ale zrobiłem. Gdybym jej nie puścił tak szybko, byłoby o wiele łatwiej. Może i nawet zreperowałyby się i naoliwiły inne moje narządy. Adam, przestań.
▼▲▼▲▼▲▼
Następnego dnia parę razy usiłowałem złapać dziewczynę - raz w kuchni, drugi w salonie, trzeci w korytarzu, lecz ani razu mi się to nie udało. Dziewczyna była oblegana wręcz przez wielką falę dzieci, która napłynęła wokół niej i nie zamierzała odpłynąć. Próbowałem zachować całe moje zażenowanie tym faktem, lecz było to strasznie trudne. Z każdą chwilą chodziłem coraz to bardziej nabuzowany niewiedzą. Niewiedzą, dlaczego Odette nie chce zamienić ze mną słowa na osobności. Może boi się tego, że tym razem pójdziemy o parę kroków dalej? Cholera wie, ale to jest jedna z opcji.
Po dobrych paru godzinach szukania i prób łapania kontaktu z dziewczyną, w końcu mi się udało. Dopadłem ją na zewnątrz, podlewajacą kwiaty przy wejściu. Pewnie Jannet ją o to poprosiła, co jest dziwne bo ona zawsze się boi oddać komukolwiek pod opiekę swoje drugorzędne dzieci, zwane różami, pelargoniami i innymi chwastami, których nazw w ogóle nie znałem, albo jeśli znałem, to nie potrafiłem tego w ogóle wypowiedzieć.
- Odette? - spytałem, a ona momentalnie podskoczyła na mój głos i odwróciła się do mnie przodem. Już chwilę później na jej policzkach rozkwitł wielki rumieniec. Domyślałem się, że dziewczyna tak samo jak ja, nie potrafi się wyzbyć wspomnień minionej nocy. Z jednej strony się cieszyłem, lecz z drugiej byłem zestresowany, bo czekała nas rozmowa. Dosyć poważna rozmowa.
- T-tak? - zająknęła się. Zupełnie tak, jak wczoraj. Od razu powróciłem myślami do tamtego momentu. Jej gorące usta, spotykające się z moimi, moje dłonie badające każdy skrawek jej ciała. Co moglibyśmy zrobić gdyby Jannet wtedy nie weszła…
Szybko wyrzuciłem wszystkie brudne myśli z głowy i zacząłem powoli, nie chcąc ciągle odkładać tej rozmowy na później.
- To, co się działo wczoraj… - zacząłem, czując się dziwnie zakłopotany. Nie wiedziałem, jak mam to powiedzieć, w jaki sposób przekazać, by jej nie urazić. By nie pomyślała, że jestem obrzyliwym gnojem, który chce się tylko do niej dobrać.
- M-mam o tym zapomnieć? - spytała, jak gdyby to było zupełnie oczywiste. Zrobiłem wielkie oczy. Wcale nie chciałem tego powiedzieć. To, do czego chciałem doprowadzić nie było w żadnym stopniu podobne do tego, co ona teraz zasugerowała. Miałbym zapomnieć o tamtej chwili? Nigdy w życiu! Wrzućcie mnie do ognia drugi raz, ale i tak tego się nie pozbędę.
- Co? Nie! Skądże znowu. To było… Przyjemne - uśmiechnąłem się do niej delikatnie. - Ty też wtedy nie miałaś oporów i zastanawiałem się, czy tego właśnie, naprawdę chciałaś. - Spojrzałem na nią badającym wzrokiem, czekając na jej odpowiedź.
W momencie, gdy ta otwierała usta, by odpowiedzieć na moje pytanie, na nasze głowy został wylany kubeł lodowatej wody. Dosłownie. Gdy podniosłem głowę do góry, zauważyłem jak z okna patrzą się na nas największe łobuzy z całego przedszkola - Felice, Ethan i Matthew. Trzy największe ziółka, trzymające dwa już puste wiadra i cieszące się na nas widok. Dwóch przemoczonych i trzęsących się z zimna ludzi.
- Bardzo zabawne - warknąłem w ich stronę, podnosząc głowę do góry. - Wiecie co to oznacza?! Szlaban i brak kieszonkowego przez następne pół roku!
- Nie jesteś naszym ojcem! - parsknęła Felice, a ja odpowiedziałem jej na to parsknięciem.
- Wystarczy, że powiem o tym waszej matce, nie będzie zadowolona!
< Odette? 8) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz