Strony

20 paź 2018

OD EBENEZERA DO AMY


― Nie Dominico, nie będzie lodów ― upomniał ją Ebenezer, który lekko podenerwowany ciągnął za rękę córkę do szkoły. Odkąd ich gosposia zachorowała cały dom był na jego głowie. Nianie, które zazwyczaj opiekowały się dziećmi zostały zwolnione za próbę kradzieży rodowych kryształów Rosalie. Jego żona miała jednak w nosie to co stanie się z dziećmi kiedy te zostaną pozostawione same sobie. Ebenezer postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i sam ogarnął wyjazd dzieci. Dwójka starszych chłopców została zawieziona przez jego osobistego szofera, jego osobistą, rządową limuzyną. On postanowił odprowadzić najmłodszą córkę do szkoły. Sądził, że zajmie mu to góra piętnaście minut, a resztę czasu przeznaczy na dotarcie do biura. Jakie było jego zdziwienie, kiedy po jakimś czasie spojrzał na zegarek, gdzie widniała godzina dziewiąta! Ebenezer przyspieszył kroku i starał nie dopuszczać do siebie myśli, że zgubił się we własnym mieście.
Komórka w jego kieszeni zaczęła wibrować, więc mężczyzna sięgnął po nią. Na ekranie widniała twarz jego zaplutego szefa. Przesunął po ekranie z rezygnacją palcem odrzucając połączenie. Dominica znowu zaczynała marudzić. „Lody, lody, lody”, słyszał wciąż i już potylica zaczynała mu pulsować. Ścisnął mocniej dłoń dziewczynki, aż ta zaczęła się wyrywać. Zrozumiał, że przesadził. Pociągnął ją pod jakąś ścianę, następnie uklęknął i położył swoje dłonie na jej ramionkach.
― Kupię ci te lody, tylko zamknij w końcu buzie, bo ci mucha tam wpadnie i umrzesz ― powiedział twardo mierząc ją srogim spojrzeniem. Dziewczynka wyjęła palec z nosa i wytarła go w różową sukienkę. Pokiwała lekko głową, a kilka drobnych łez pociekło po jej policzku.
― No już, nie maż się ― upomniał ją i znowu pociągnął za rękę ― Szukaj tej budki z lodami ― zaproponował, a dziewczynka słysząc te słowa wyrwała mu się i pobiegła w stronę, gdzie stał biały, wielki samochód z wielkim rożkiem na dachu. Ebenezer przewrócił oczami i poszedł w ślady córki.
Trzy minuty później Dominica z zapałem lizała truskawkowe lody, a jej ojciec szukał w telefonie ulicy, na której obecnie się znajdują. Z jego obserwacji wynikło, że byli w cholerę daleko od zamierzonego celu. W pewnym momencie na chodnik wjechał nieuważny rowerzysta. Ebenezer w ostatniej chwili uratował córkę przed bliskim spotkaniem z tym debilem. Przypłacił to jednak wielką plamą z lodów na koszuli.
- No cholera jasna! – krzyknął – Chodź – powiedział do córki, która była bliska łzom. Pociągnął ją i weszli do najbliższej kawiarni o dźwięcznej nazwie Drops. Minister rozejrzał się w około i dostrzegł młodą kobietę z jakimiś dziwnymi włosami na głowie. Ukłonił się grzecznie i spytał – Znajdę, gdzieś tutaj toaletę?

<AMY?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz