Zwinąłem swoje słuchawki z biurka, wziąłem futerał z gitarą i plecak. Byłem gotowy, żeby rozpocząć kolejny tydzień. Wdech i wydech. Można iść. Zszedłem po drabince. W kuchni mama naszykowała dla mnie drugie śniadanie do szkoły, na którym nakleiła karteczkę z krótkim Kocham cię. Miłe to, ale mogłaby sobie darować. Nie mam 6 lat jak Alycia. Właśnie, a gdzie jest ten mały gówniak?
-Alycia! - Wydarłem się. - Chodź tutaj, bo zaraz spóźnimy się na autobus!
Usłyszałem głośne tupanie i zaraz moim oczom ukazała się młoda z roztrzepanymi, lekko falowanymi włosami. W ręku trzymała miśka Pana Guzika, ponieważ zamiast jednego oka miał guzik. Jego prawdziwe oko zaginęło w tajemniczych okolicznościach.
-Czesałaś się w ogóle? Jesteś poczochrana jak jakaś wiedźma. - Westchnąłem.
-Nie jestem wiedźmą. - Tupnęła nogą. - Uczesz mnie.
-Nie ma czasu. - Odparłem. - Weź ze sobą szczotkę to uczesze cię w autobusie.
Wróciła się do pokoju, a ja zgarnąłem swoje jedzenie do plecaka. Śniadanie młodej wsadziłem do jej plecaczka. Wróciła i dołożyła tam również szczotkę.
-Idziemy już? - Zerknęła na zegarek. - Chyba mamy mało czasu.
-Musimy się pospieszyć. - Zakładałem już buty i narzucałem kurtkę. Później pomogłem ubrać się Alycii. Zamknąłem drzwi i pobiegliśmy na przystanek. Sekundę po nas przyjechał nasz autobus.
-Udało się nam! - Mała się cieszyła jak głupia. Chciałbym mieć w życiu chociaż połowę jej dziecięcego optymizmu.
-Siadaj, uczeszę cię szybko. - Burknąłem. Nie lubiłem robić takich rzeczy publicznie, ale wiedziałem doskonale, że nie mogę jej puścić w takim nieładzie do przedszkola. Jej wychowawczyni zjechałaby mnie wzrokiem jakbym ją odbierał. Jakby fryzura mogła źle wpłynąć na zachowanie innych dzieci. Zacząłem czesać ją czesać.
-Lubię jak mnie czeszesz braciszku. - Uśmiechnęła się do mnie.
-Świetnie. - Odparłem krótko, bez nadmiernej tkliwości obecnej w głosie siostry. Pierwszy był przystanek, na którym młoda musiała wysiąść.
-To ja idę. Udanego dnia w szkole! - Pomachała mi swoją rączką, a potem łapką Pana Guzika.
-Do zo młoda! - Uśmiechnąłem się, bo wreszcie pozbyłem się tego smarkacza. Kochałem ją, ale mimo wszystko rano, kiedy jeszcze nie do końca byłem rozbudzony, myślenie za siebie sprawiało mi problem. A myślenie za siebie i moją sis to już w ogóle armagedon. Dlatego też, kiedy rozsiadłem się w ostatniej ławce na matmie, postanowiłem sobie odpocząć umysłowo i za bardzo nie wysilać się przy rozwiązywaniu kolejnych przykładów. Tym zajął się mój serdeczny kumpel z ławki, Thor. Znaczy taką miał ksywkę. Był dość spory i przy okazji całkiem silny. Jednak nie był tępy. Jego młotem był niesamowity umysł, dla którego matma nie stanowiła jakichkolwiek przeszkód. Dlatego też, czasami pozwalał mi z siebie spisywać, jak na przykład dzisiaj. A jak potrzebowałem, żeby coś mi wytłumaczył to też nie było problemu. Na przerwie razem z Thorem udaliśmy się do reszty naszych ziomków. Ekipa ta składała się z 5 osób, wliczając w to mnie i mojego kumpla z ławki. Oprócz nas jest to jeszcze Brad, Steve i Jim. Przywitaliśmy się wszyscy.
-Mamy dzisiaj jakiś sprawdzian czy coś? - Zapytał Jim, który w sumie momentami odlatywał w swój świat.
-Dzisiaj spokój na froncie. - Zakomunikowałem. - Steve wybierasz się dzisiaj pod wieczór na skate'a?
-A co chcesz robić? - Mój blond kumpel, który jeździł na desce zerknął na mnie z zainteresowaniem.
-Pewnie jak zwykle powypierdzielać się na rolkach. - Śmiechłem.
- No bez przesady. - Steve westchnął. - Kiedy ostatnio zaliczyłeś glebę?
-Hmm... Daj mi chwilę. - Namyśliłem się. - Już wiem! Dwa tygodnie temu. To było tak, że jeździłem akurat sam, a było po deszczu i wszystko po prostu się ślizgało. Ale ja, jak to ja, mówię sobie, co mi tam. I co ćwiczyłem? Przejazd po poręczy. Wiecie, ta poręcz jest z metalu, jakby któryś z was nie wiedział, bo nie jesteście zbyt częstymi gośćmi tych okolic. Jeden ślizg mi nawet wyszedł. Za drugim w ostatniej chwili złapałem równowagę, a tak to kołysałem się jak boja na wzburzonym morzu. No i do trzech razy sztuka. Za trzecim jeb, gleba przywitała mnie z otwartymi ramionami!
Chłopaki zaczęli się śmiać. Thor klepnął mnie po plecach, tak, że prawie wyplułem kręgosłup.
-Oby dzisiaj było sucho. - Brad wywrócił oczami. - A jak nie to osusz okolicę swoimi sucharami Steve.
-Ej! Moje żarty są śmieszne. - Blondyn się obruszył.
-Taa... Szczególnie, że ty się z nich najgłośniej śmiejesz. - Jim ryknął niepohamowany brechtem. Nastąpił dzwonek obwieszczający koniec przerwy. Ruszyliśmy do klasy na fizykę. Przedmiot, na którym zawsze starłem się uważać i faktycznie mnie interesował. Na całe dla mnie szczęście, nasz nauczyciel podobnie jak ja interesował się kosmosem i często przemycał jakieś ciekawe informacje o ciałach niebieskich. Reszta dnia upłynęła mi we względnym spokoju. Wziąłem ze sobą gitarkę, żeby po lekcjach poćwiczyć w sali muzycznej, ale przypomniałem sobie, że powinienem odebrać młodą z przedszkola. A może odebrać ją i zabrać ze sobą, żeby ewentualnie posłuchała? Ona i tak by się zajęła Panem Guzikiem. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Podjechałem, żeby ją odebrać. Wychowawczyni nawet posłała mi uśmiech. Widocznie fryzura spełniła wymogi BHP.
-Do domku. - Alycia się ucieszyła.
-Niee.- Zaprzeczyłem. - Pojedziesz ze mną na chwilę do mojej szkoły.
-Pooo coo? - Zaczęła marudzić.
-Chciałem tam poćwiczyć grę na gitarze. - Westchnąłem, bo wiedziałem, że czeka mnie krótka kłótnia.
-A nie możesz w tym swoim pokoju? - Założyła rączki na klatce piersiowej.
- No nie, potrzebuję sali muzycznej. Jest lepsza akustyka i chciałem sprawdzić jeden bajer. - Mrugnąłem do niej. Lubiła takie niespodzianki, więc może da się na to naciągnąć.
-Hmm... a jaki bajer? - Odparła powoli.
-Jak ze mną pojedziesz, to zobaczysz. - Szczegół, że żadnego bajeru nie było.
-No dobra. - Zgodziła się łaskawie, a w środku pewnie zżerała ją ciekawość. Dojechaliśmy do szkoły. Ruszyłem przez puste o tej porze korytarze do sali muzycznej. Przed drzwiami przypomniałem sobie, że w sumie to przydałby się kluczyk, jednak zatrzymał mnie dźwięk. Ktoś był w środku i grał. Chyba to były skrzypce. Dość prosta melodia, jednak grana z wdziękiem i bardzo płynnie. Stanąłem pod drzwiami i chwilę słuchałem. Nie zauważyłem, jak Alycia wraz z Panem Guzikiem uchyliła drzwi i wbiegła do pomieszczenia.
-Hej! Bo mój braciszek chciał mi tutaj pokazać jakiś bajer i myślę, że chodziło o ciebie. Tak ładnie grasz. Pan Guzik naprawdę jest pod wrażeniem. - Usłyszałem lekko sepleniący się głosik tego głupiego bachora. Wkroczyłem za nią i wtedy dostrzegłem kto gra na skrzypcach. Była to ciemnowłosa dziewczyna, której mina w tej chwili wyrażała albo niezadowolenie albo speszenie. Nie znam się na mimice dziewczyn.
-Ehem... - Odchrząknąłem. - Przepraszam za moją młodszą siostrę, ale myślałem, że sala będzie wolna i chciałem tutaj sobie poćwiczyć grę na gitarze. No, ale nie będziemy przeszkadzać. - Zgarnąłem Alycię za ramiona i zacząłem ją wypychać z sali.
-Ale ja chcę jej jeszcze posłuchać. - Burknęła niezadowolona siostra.
-Alycia, nie wygłupiaj się. - Szepnąłem jej na ucho. - Jeszcze raz przepraszam.
[Lucia?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz