1 paź 2018

Od Louise cd. Noah

         Uniosłam rękę, by chociażby spróbować wyrwać ją z ręki szatyna. Kręciłam głową, powtarzając krótkie "Daj mi spokój". Przysięgam, nie było osoby, która potrafiła tak zrujnować moją nadzieję jednym gestem. Flirtuje. Całuje. Zostawia. Niczego innego nie mogłam się spodziewać, nie po nim. Łudziłam się, że chociaż on będzie choć trochę różnił się od Aarona, który, wedle opowieści, był typowym facetem z zimnym sercem. Wzięłam wdech, delikatnie obracając głowę w jego stronę. Jego oczy. Czułam, jak wewnątrz mnie zbierają się wszystkie uczucia, kiedy na nie spojrzałam. Mimo wszystko nie potrafiłam patrzeć na niego tak, jak robiłam to tak niedawno. Tak niewiele czasu minęło, a zdążyłam stać się obojętna na jego uczucia i emocje. Ze wszystkich sił chciałam zapomnieć, że istnieje ktoś taki jak Noah Brown. Co ja sobie wyobrażałam? Szczęśliwy związek, małżeństwo, państwo Brown z gromadką szczęśliwych dzieciaków? Tak, dokładnie tak. Takie miałam marzenia, od zawsze. Cudowny mąż, wyczekiwane dzieci, kochająca się, pełna rodzina.
         — Louise — wypowiedział moje imię takim cholernym tonem, że wewnątrz mnie niemalże się zagotowało. Nie potrafiłam być na niego zła.
         Ale tak naprawdę słowa ranią gorzej, niż jakikolwiek czyn.
         — Zaufałam ci. — wzięłam głęboki wdech. — Byłeś dla mnie bardzo ważny. Stanowiłeś nieodłączną część mojego życia, Noah. Na siłę próbujesz być kimś nieważnym? Chcesz zapomnieć o tym wszystkim, co zadziało się między nami? Nie cofniemy czasu. Jednak... jeśli naprawdę chcesz, możemy zakończyć to wszystko. Jeśli taka jest twoja wola, spełnię ją. Nie, nie dlatego, że chcę dla ciebie jak najlepiej. Zmieniłeś mnie i... to chyba czas na odcięcie się. Dziękuję ci za wszystko, przepraszam za błędy. — Wyciągnęłam z kieszeni kurtki telefon. — Dziesiąta dwadzieścia dwie, muszę już iść. Roxy czeka na mnie pod pałacem, umówiłyśmy się. Miłego dnia. — Posłałam mu już kolejny nieszczery uśmiech, oddalając o kilka kroków, by móc być pewną, iż nie wpadnie mu do głowy żaden głupi pomysł typu pójścia za mną. Czymże ja się przejmuję? Już mu nie zależy.
         To koniec, nie ma czym się przejmować. Mogę wrócić do Sam, do Roxy, poświęcić im czas, który dotychczas przeznaczany był na Noah, nie zaszkodzi spróbować zagadać do tego śmiesznego chłopca z kawiarni, którą odwiedzam coraz częściej. Kto wie, może okaże się choć trochę milszy, niż Brown. Wygląda na porządnego, a grunt to dobra prezentacja. Właśnie, Sam coś ostatnio szwankuje. Żywy okaz zdrowia jak wściekły wysyła mi chaty, gdzie albo leży zmarnowana na ciemnej jak piekło pościeli i jęczy, że zaraz wybuchnie jej głowa, co kilka sekund pijąc już trzecią herbatę, choć jest dopiero dziesiąta, albo przygotowuje ową herbatę i komentuje każdy składnik niczym najznakomitszy kucharz. Kocham ją za to, przysięgam. A tak między nami, spotkanie z Roxanne to tylko głupia wymówka, nie miałam ochoty czekać tam jak idiotka i wysłuchiwać jego głupiej gadaniny. Nie potrafię wrócić do czasów, kiedy łączyły nas owocowe lody i zwykła znajomość, towarzyszył mi zbyt wielki ból i swego rodzaju tęsknota. Chciałam, żeby wszystko było w normie, ale teraz, gdy cała relacja poszła w las, mogę pomarzyć, ale i to sobie odpuszczałam. Trzeba żyć teraz, chwilą, cieszyć się wolnością, póki nadal jestem dzieciakiem w ciele dorosłej Louise Watso... o cholera. Kompletnie zapomniałam. Przez nawał wydarzeń wyleciało mi z głowy konto na Avengramie, gdzie powinnam pojawić się już kilka tygodni temu. Złapałam za telefon i wystukałam hasło, po czym odwiedziłam aplikację. Zalogowałam się na drugie konto, gdzie podszywałam się pod Miley (ale hej, to nie jest do końca podszywanie — nikt taki, poza mną, nie istnieje!). Ponad dwieście szesnaście wiadomości prywatnych. Dwa i pół tysiąca komentarzy pod ostatnim postem. Ale jedna jedyna przykuł moją uwagę. Od Noah.
         Nie był zbyt kreatywny, jeśli chodzi o nazwę.
         Skąd on wiedział?
         Czy jestem tak przewidywalna?
         Włączyłam jego profil, klikając konwersację prywatną. Trzy wiadomości, kolejno sprzed miesiąca, tygodnia, dwóch dni.
xx_miley: Nie mam ci wiele do powiedzenia, Noah. Naprawdę nie wiem, jakim cudem, nie wiem, co z tym faktem zrobić, nie wiem też, co z nami, ale proszę. Nie pisz do mnie. Ani tu, ani na prywatne konto, ani na Arbook, Chatley czy gdziekolwiek. Myślę, że pora to zakończyć.
          Pora to zakończyć, jak to w ogóle brzmi?

Noah?
Wybacz, że lecę na krótkich, ale coś ostatnio słabo u mnie z pomysłami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz