- Co? - mruknęłam chwilę później, przecierając powiekę jedną dłonią i ziewnęłam przeciągle.
- No ja za ciebie do szkoły nie pójdę - wyjaśniła, podnosząc się z mojego łóżka. - Jest pięć po ósmej, już się spóźniłaś.
Poderwałam się jak poparzona i doskoczyłam do szafy, szybko przebierając w ubraniach. Jednocześnie mówiłam wtedy do siostry z pretensją:
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłaś?!
- Myślałam, że cię już nie ma - zaśmiała się. - Sama wstałam jakieś dziesięć minut temu.
Westchnęłam pod nosem, wyciągając pierwszą lepszą bluzę i porządnie znoszone spodnie.
- Zrobisz mi kanapki? Muszę się pospieszyć - spytałam, by po chwili spojrzeć na nią kątem oka i dodać: - Proszę?
Kiwnęła głową w geście zgody i wyszła z mojego pokoju. Szybko doszłam ze sobą do porządku i nawpychałam do torby wszystkie potrzebne mi książki. Po drodze jeszcze dopchałam tam butelkę wody i wsadziłam bułkę żytnią z twarogiem. Skrzywiłam się, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam.
- Nie mogłaś mi jej zrobić tak jak zawsze z szynką i serem?
- Co za dużo, to niezdrowo - powiedziała z uśmiechem na ustach i zaczęła smarować swoje dwie kromki - oczywiście z ciemnego chleba - tym nieszczęsnym twarogiem. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor i nie powiedziałam już ani słowa więcej, by jej go nie psuć swoim nadmiernym marudzeniem, jak to rano miałam w zwyczaju. Na pożegnanie pogłaskałam Ducha, który jak zawsze pałętał mi się pod nogami i krzyknęłam “cześć”, zamykając za sobą drzwi.
Szybko doczłapałam się na moich krótkich nóżkach do znienawidzonego przeze mnie budynku, wypchanego niezliczoną ilością osób, za którymi nie przepadam, albo może inaczej - nie cierpię, bo na zwykłe “nie przepadanie” to nie wygląda. Sami nauczyciele nieraz mnie doprowadzali do szału, z żadnym nie można było normalnie porozmawiać, szczególnie z katechetą. Facet zawsze uważał, że jego słowo jest święte, a ja mając swoje własne zdanie odnośnie religii, jestem frajerem. Nienawidzę takich ludzi.
Wchodząc do szkoły, zrobiłam to, co zawsze - rozejrzałam się na boki. Chwilę później zaś, usłyszałam bardzo mi znajomy, z lekka zachrypnięty głos.
- Kogo my tu mamy? Lucia Santos! Mój ulubiony gówniarz. Życie od razu stało się piękniejsze, gdy cię zobaczyłem. - Uśmiech Jeffersona zamieszkał na dobre na jego twarzy. Nie minął moment, gdy ten znalazł się obok mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Spóźniłaś się? Twoja siostra nie zapięła dzisiaj wystarczająco głośno?
- Boże, ale ty jesteś upierdliwy - mruknęłam, podnosząc na niego swój wzrok.
Zaśmiał się, jak on to miał w zwyczaju.
- Dostałem swój własny gabinet. Czuje się kurwa jak jakaś ważna osobistość. Zaraz znowu zbiegną się do mnie tłumy, a ja będę musiał im tłumaczyć, że nie są chujowi - parsknął, na co ja uniosłam jedna brew do góry. - Może wpadniesz na kawkę?
Westchnęłam cicho. W sumie lepsze to niż siedzenie na religii i kłócenie się z facetem o to, że homoseksualizm to nie choroba.
- Lepsze to, niż religia.
< Elllllias? >
NIE
OdpowiedzUsuńT A K
UsuńWycofcie sie z tego, poki jeszcze pora
UsuńXDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńThere is no turning back
UsuńTworzycie potwora
OdpowiedzUsuńWiesz, że to dopiero początek? 😘
UsuńStfu
UsuńELCIA JEZUS
OdpowiedzUsuńMarzenia się spełniają
Usuń