14 paź 2018

Od Lucii Do Eliasa

     - Lucia? - usłyszałam cichy głos mojej siostry i poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. - Lucia! - dziewczyna podniosła głos, przez co momentalnie zerwałam się z łóżka i przypadkowo zrzuciłam kołdrę razem z poduszką na podłogę. Przerażona zaczęłam się rozglądać po całym pomieszczeniu, by po chwili ogarnąć, że jestem w nim sama razem z Al i nie grozi mi żadna krzywda.
     - Co? - mruknęłam chwilę później, przecierając powiekę jedną dłonią i ziewnęłam przeciągle.
     - No ja za ciebie do szkoły nie pójdę - wyjaśniła, podnosząc się z mojego łóżka. - Jest pięć po ósmej, już się spóźniłaś.
    Poderwałam się jak poparzona i doskoczyłam do szafy, szybko przebierając w ubraniach. Jednocześnie mówiłam wtedy do siostry z pretensją:
     - Czemu mnie wcześniej nie obudziłaś?!
     - Myślałam, że cię już nie ma - zaśmiała się. - Sama wstałam jakieś dziesięć minut temu.
    Westchnęłam pod nosem, wyciągając pierwszą lepszą bluzę i porządnie znoszone spodnie.
     - Zrobisz mi kanapki? Muszę się pospieszyć - spytałam, by po chwili spojrzeć na nią kątem oka i dodać: - Proszę?
    Kiwnęła głową w geście zgody i wyszła z mojego pokoju. Szybko doszłam ze sobą do porządku i nawpychałam do torby wszystkie potrzebne mi książki. Po drodze jeszcze dopchałam tam butelkę wody i wsadziłam bułkę żytnią z twarogiem. Skrzywiłam się, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam.
     - Nie mogłaś mi jej zrobić tak jak zawsze z szynką i serem?
     - Co za dużo, to niezdrowo - powiedziała z uśmiechem na ustach i zaczęła smarować swoje dwie kromki - oczywiście z ciemnego chleba - tym nieszczęsnym twarogiem. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor i nie powiedziałam już ani słowa więcej, by jej go nie psuć swoim nadmiernym marudzeniem, jak to rano miałam w zwyczaju. Na pożegnanie pogłaskałam Ducha, który jak zawsze pałętał mi się pod nogami i krzyknęłam “cześć”, zamykając za sobą drzwi.
    Szybko doczłapałam się na moich krótkich nóżkach do znienawidzonego przeze mnie budynku, wypchanego niezliczoną ilością osób, za którymi nie przepadam, albo może inaczej - nie cierpię, bo na zwykłe “nie przepadanie” to nie wygląda. Sami nauczyciele nieraz mnie doprowadzali do szału, z żadnym nie można było normalnie porozmawiać, szczególnie z katechetą. Facet zawsze uważał, że jego słowo jest święte, a ja mając swoje własne zdanie odnośnie religii, jestem frajerem. Nienawidzę takich ludzi.
    Wchodząc do szkoły, zrobiłam to, co zawsze - rozejrzałam się na boki. Chwilę później zaś, usłyszałam bardzo mi znajomy, z lekka zachrypnięty głos.
     - Kogo my tu mamy? Lucia Santos! Mój ulubiony gówniarz. Życie od razu stało się piękniejsze, gdy cię zobaczyłem. - Uśmiech Jeffersona zamieszkał na dobre na jego twarzy. Nie minął moment, gdy ten znalazł się obok mnie i poklepał mnie po ramieniu. - Spóźniłaś się? Twoja siostra nie zapięła dzisiaj wystarczająco głośno?
     - Boże, ale ty jesteś upierdliwy - mruknęłam, podnosząc na niego swój wzrok.
    Zaśmiał się, jak on to miał w zwyczaju.
     - Dostałem swój własny gabinet. Czuje się kurwa jak jakaś ważna osobistość. Zaraz znowu zbiegną się do mnie tłumy, a ja będę musiał im tłumaczyć, że nie są chujowi - parsknął, na co ja uniosłam jedna brew do góry. - Może wpadniesz na kawkę?
    Westchnęłam cicho. W sumie lepsze to niż siedzenie na religii i kłócenie się z facetem o to, że homoseksualizm to nie choroba.
     - Lepsze to, niż religia.


< Elllllias? >

10 komentarzy: