27 paź 2018

Od Aarona CD. Odette

                 Na najwyższym piętrze wieżowca, na którym już od jakiegoś czasu urzędowałem, nie kręciło się zbyt wiele osób, dlatego bez większego problemu do moich uszu dotarł dobrze słyszalny stukot obcasów, który roznosił się echem po korytarzu i wypełniał moje ciało dziwną ekscytacją. 
Drzwi od gabinetu uchyliły się, a mój wzrok mimowolnie oderwał się od cholernie ważnych papierów i utkwił na smukłych nogach, ze zdecydowaniem kroczących w moją stronę. 
— Dzień dobry, szefie
Szefie. 
To brzmi lepiej niż „Panie Brown”
— Witaj, Odette. — dopiero teraz moje błękitne spojrzenie powędrowało w górę, zatrzymując się na promiennej twarzy studentki, która wydawała się zafascynowana nowym otoczeniem i możliwością poznania firmy od wewnątrz. — Usiądź, omówię z tobą szczegóły. — wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu i mimowolnie przeczesałem palcami grzywkę. 
Dziewczyna w milczeniu wykonała moje polecenie, a po chwili wyciągnęła notes i długopis, aby móc zapisać sobie najważniejsze informacje, które zamierzałem jej przekazać. 
Ach, gdyby Julie również była tak rzetelna. 
Dobrze, pora zacząć wywód na temat nudnych, oklepanych zasad, których trzeba przestrzegać. 
Zacznijmy od najważniejszego. 
— Obowiązuje cię uniform, na który składa się spódnica. I koszula, rzecz jasna. 
Idioto. 
Mimowolnie wydałem z siebie stłumiony śmiech, który nie umknął uwadze blondynki. 
— Stało się coś? — zmierzyła mnie zielonym spojrzeniem, które było aż nadto wyniosłe. 
— Nie, nic. — czym prędzej zapanowałem nad swoim rozbawieniem i w celu rozluźnienia atmosfery zacząłem stukać w blat biurka, wygodnie prężąc się w skórzanym fotelu. — Nie chcę zbytnio obciążać cię noszeniem i analizą niektórych dokumentów, dlatego do twoich „kompetencji” będzie należało zrobienie kawy, dbanie o gabinet, przekazywanie mi informacji o konferencjach, organizowanie spotkań i kontaktowanie się z potencjalnymi klientami. — chwyciłem w dłoń cienki plik kartek i przesunąłem go w stronę dziewczyny. — A i twoim zadaniem będzie również poprawianie mojego krawata. Będę go celowo skrzywiał, żebyś robiła to jak najczęściej. 
Aaron, lepiej się po prostu przymknij. 
Dziewczyna zareagowała na to zaczepnym chichotem, który został przerwany przez pukanie do drzwi. 
— Wejść. — odparłem surowo, mierząc poddenerwowanym wzrokiem mojego przyjaciela, który przerwał mój jakże wyrafinowany flirt. 
— Hej, Ron. Przeszkodziłem wam w czymś? 
Tak, w analizowaniu spódnic – uniformów, znaczy… W spisywaniu umowy. 
— Nie. — burknąłem ponuro, stukając butem o wypolerowaną podłogę. — Odette, to Arthur, mój doradca. Arthur, to Odette, nowa asystentka. 
Dwójka uścisnęła sobie dłonie, a charyzmatyczny przyjaciel momentalnie zainicjował żywą rozmowę [z której mnie wykluczył], wplatając co jakiś czas niewinne żarciki. 
—Uważaj na Aarona. Ponoć z byłą asystentką miał romans. Przyłapałem ich obściskujących się w windzie. Cicha woda brzegi rwie. — szeptał do jej ucha, myśląc, że tego nie słyszałem. 
— Arthur, idź sporządzić bilans zysków i strat z ostatniego miesiąca. Zajmie ci to najbliższy dzień i noc w sumie też, więc się za to zabierz, bo jak nie dostanę tego jutro, to utnę ci wypłatę o połowę. 
Racja, cicha woda brzegi rwie. 
Uwielbiam pastwić się nad moimi pracownikami.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, po czym wyszedł z gabinetu i ponownie zostawił nas samych. 
— Na czym skończyliśmy? Ach tak. Przeczytaj umowę. Znajdziesz tam informacje o wynagrodzeniu, regulaminie i innych tego typu formalnościach, o których wspominaniu postanowiłem sobie darować, żeby cię nie zanudzić. 
Dziewczyna po dłuższej chwili odłożyła papiery, a na ich końcu złożyła czytelny podpis, oficjalnie stając się pracowniczką firmy Brown Inc. Moją pracowniczką. 
— Doskonale. — schowałem dokument do skórzanej teczki i wydałem z siebie ciche westchnienie ulgi. — Witaj w naszych szeregach, Odette. Mam nadzieję, że zarówno dla ciebie, jak i dla mnie, praca tutaj będzie czystą przyjemnością, a teraz zapieczętujmy naszą współpracę kieliszkiem brandy. — powolnym ruchem wstałem od biurka i sięgnąłem do oszklonej półki, w której stały rzędy butelek, wypełnionych różnego rodzaju wykwintnymi alkoholami. 
— Mogę usiąść? — wskazała dłonią na wielką, skórzaną sofę w kącie gabinetu. 
— Nie musisz się pytać o takie rzeczy. Czuj się tu jak u siebie. — postawiłem na stole kieliszki i nalałem do nich mieniącego się pomarańczowymi barwami brandy. 
— Za wspaniałą współpracę! — stuknęliśmy się symbolicznie, po czym haustem wypiliśmy alkohol, lekko się przy tym krzywiąc. — Ach, zapomniałbym. Na końcu tego korytarza znajduje się archiwum z dokumentami z poprzednich miesięcy, czy lat. Często muszę do nich wracać i porównywać z aktualnymi, dlatego niejednokrotnie będziesz musiała znaleźć dla mnie jakieś konkretne papiery, ale bez obaw. Wszystko jest dokładnie uporządkowane. Oto klucz. — wcisnąłem go w dłoń dziewczyny, odkładając jednocześnie kieliszek na stół. — Cóż, poradzisz sobie. A teraz wybacz, muszę wracać do pracy. — ponownie zająłem miejsce przy biurku i w wielkim skupieniu przeglądałem kolejne [spisane drobnym druczkiem] umowy, czy zawiłe wykresy przedstawiające dochody firmy na przełomie ostatnich dni. 
— Jest coś konkretnego do zrobienia? 
— Jeżeli chcesz, możesz zrobić mi kawę. Mocna, czarna, trzy łyżeczki, jedna saszetka cukru. A i przy okazji zaglądnij do archiwum i przynieś mi wykresy wydatków z ubiegłego miesiąca. — mój wzrok przez moment odprowadzał wychodzącą z gabinetu dziewczynę, po czym na nowo utkwił w ekranie laptopa. 
*** 
— Proszę. — Odette ostrożnie położyła filiżankę tuż obok mojej ręki i założyła kosmyk włosów za ucho. 
— Bardzo dziękuję. — czym prędzej chwyciłem kubek z gorącym napojem i upiłem spory łyk, wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia. — Idealna. — moja brew mimowolnie uniosła się w górę, a usta wygięły się w szarmanckim uśmieszku. 
— Miło mi to słyszeć, a teraz jeszcze skoczę po te dokumenty. 
*** 
                Studentka już od dobrych kilku minut nie wracała, więc przez głowę przeszła mi myśl, że najprawdopodobniej zgubiła się w całym natłoku papierów i segregatorów, którymi wypełniona była sala.  
Zdecydowanym ruchem zerwałem się z fotela i ruszyłem wzdłuż korytarza do archiwum, mierząc surowym spojrzeniem napotkanych po drodze pracowników. 
Gdy dotarłem na miejsce, szarpnąłem za klamkę i tak jak się spodziewałem, ujrzałem Odette, która przeglądała zawartość kilku segregatorów, a na mój widok dziwacznie się wzdrygnęła. 
— Ja tylko… — zaczęła niepewnie, odkładając dokumenty na półkę. — Szukałam tego, co mi kazałeś. 
Jej zakłopotanie sprawiło, że moje serce zmiękło, a na usta mimowolnie wkradł się ledwo zauważalny uśmiech. Wykonałem kilka kroków do przodu i stanąłem tuż za plecami dziewczyny tak, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, a mój gorący oddech delikatnie muskał jej włosy. 
Przestań, Aaron. 
Nie możesz. 
— To czego szukałem, leży tu. — moja ręka zwinnie powędrowała tuż obok jej głowy, aby zdjąć z półki bordową grubą, bordową teczkę. 
Kiedy tylko dostałem to, czego chciałem, wyszedłem z archiwum, walcząc z ekscytacją, która towarzyszyła mi już od samego ranka i uporczywie nie chciała odejść, a z każdą chwilą jedynie się nasilała, prowokując mnie do różnych nieprzemyślanych zachowań, które zamierzałem za wszelką cenę wytępić. 
Aaron Brown nie może pozwolić sobie na takie incydenty, nawet, jeżeli ma styczność z kobietą, która na nowo rozsiewa w nim to, co uporczywie wypleniał przez całe swoje życie. 
Blondynka dorównała mi kroku, a na jej twarzy zagościł widoczny rumieniec. 
— Wykonaj telefon do tego klienta. — wcisnąłem jej w dłoń karteczkę z numerem i przekazałem dziewczynie najważniejsze informacje. 
— Już idę, szefie
No dobrze, popatrzmy na to realistycznie. 
To będą dla mnie cholernie ciężkie dwa miesiące. 

Odette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz