30 paź 2018

Od Koyori C.D Charles

Trochę przestraszyłam się nagłego dźwięku głosu Charlesa. Najwidoczniej musiałam być tak zajęta nastawianiem ryżu, że nie słyszałam jego kroków. Wzięłam głęboki oddech, a gdy padło pytanie odnośnie do mojej ksywki, delikatnie się uśmiechnęłam. Rzadko wspominałam czasy, gdy powstało „Koko”, a przecież całkiem je lubiłam. Zajęłam się obieraniem zielonego ogórka.
- W szkole podstawowej poznałam dziewczynę, która miała wadę wymowy. Ciężko było jej wymówić moje imię i po kilku dniach, bez mojej zgody, zaczęła nazywać mnie „Koko”. Po tym zostałyśmy przyjaciółkami, prawie się nie rozstawałyśmy i chyba tylko ja perfekcyjnie rozumiałam jej „bełkotanie” - opowiedziałam, na koniec się śmiejąc. Feline była przyjazną dziewczyną, jednak przez tę wadę ciężko było jej się z kimkolwiek zaznajomić.
- Dalej utrzymujecie ze sobą kontakt? - kolejne pytanie Charlesa praktycznie mnie zamurowało.
- Nie… Feline nie żyje – odpowiedziałam i wtem mój wzrok zasłonił obraz tego feralnego dnia. Połowa gimnazjum, jak zwykle wracałyśmy razem do domu. Naszym rytuałem było odprowadzenie mnie do klatki, bym potem mogła patrzeć, jak Feline idzie na parking naprzeciwko, czekając tam, aż odbierze ją starszy brat. Tego dnia jednak się trochę spóźniał i zamiast czarnego audi, zajechało po nią inne srebrne auto. Pasażer z przodu odsunął szybę, po czym wystrzelił z pistoletu, uciekając na piskach z miejsca zbrodni. Po policję, jak i karetkę zadzwoniła jakaś pani wracająca z zakupów, która tak jak ja, widziała całe zdarzenie, choć znajdowała się dalej. Do końca dnia pusto wpatrywałam się w przestrzeń przede mną, nie chcąc z kimkolwiek rozmawiać. Po pogrzebie dowiedziałam się, że ojciec Feline był przemytnikiem broni, który zawalił robotę, więc go „ukarano”. Ze wspomnień uciekłam, gdy poczułam piekący ból palca. Zamrugałam kilka razy, widząc czerwoną ciecz wypływającą z lewego kciuka. Natychmiast puściłam warzywo wraz z obieraczką, odwracając się do kranu.
- Koyori? - zignorowałam głos mężczyzny po mojej prawicy, próbując złapać za kurek, by odkręcić zimną wodę. Widok jednak zasłoniły mi łzy, znajdujące się w moich oczach. Zacisnęłam powieki, chcąc się ich pozbyć. Nie teraz. Nie w tej chwili. Nie przy Charlesie. Wtem poczułam chłód w miejscu zranienia. Otworzyłam powoli swoje oczy, widząc, jak woda spływa po mojej dłoni. Przesunęłam wzrok nieznacznie w prawo, widząc jakby przerażoną twarz mojego gościa. Trochę mną to wstrząsnęło.
- Płaczesz? Aż tak bolało? - spytał, wyraźnie teraz widziałam wymalowaną u niego troskę. Szybko pomrugałam, podnosząc prawą rękę i próbując zetrzeć wilgoć z twarzy. Coś nie wyszło mi ukrycie ich, zresztą było to oczywiste, że je zauważy.
- Nie… - szepnęłam w końcu. - To… - zaczęłam, nawet nie kończąc. Nie chciałam. Po prostu umilkłam.
- Mógłbyś pójść do łazienki i przynieść z szafki obok lustra plastry? - spytałam Charlesa. Teraz w jakiś sposób chciałam się go pozbyć. Ciemnowłosy na chwilę zniknął, a ja postarałam się w całości wytrzeć swoje mokre oczy. Trochę mnie bolały, zresztą jak zawsze po płaczu. Niespodziewanie poczułam, jak coś próbuje spiąć się po mojej nodze. Widząc stroskaną mordkę Acony i słysząc jej piski, na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Koyori, to miały być plastry w kształcie zwierzątek…? - usłyszałam niepewne pytanie wracającego do mnie mężczyzny. Zwróciłam się w jego stronę, odpowiadając twierdząco. Shane kochał takie rzeczy. Plastry w kształcie zwierząt, papier toaletowy z nadrukami jednorożców, a nawet mydło w najróżniejszych kształtach. Ostatnio przywiózł do domu takie w kształcie gofra z bitą śmietaną i truskawką na środku.
Po opatrzeniu zranionego kciuka powróciłam do zostawionego wcześniej ogórka, zabierając się do dalszego przygotowywania rzeczy na sushi. W międzyczasie Shane zaczął wołać Charlesa, przez co obaj znikli w pracowni. Miałam tylko nadzieję, że mój współlokator nie będzie naprzykrzał się naszemu gościowi i nie powie czegoś nieodpowiedniego, czego później mógłby żałować. W końcu Charles nie wie, że Shane jest gejem. I coraz bardziej zaczęłam myśleć nad tym, czy by mu tego nie powiedzieć.
Gdy oboje wyszli spod schodów, ja akurat kroiłam ostatnią rolkę sushi, którą zrobiłam. Wyłożyłam kawałki na talerz, położyłam obok małą rybkę, w której znajdował się sos sojowy, a na koniec zgarnęłam pałeczki z szuflady. Usiadłam na kanapie, pochylając się nad stolikiem.
- Śmiało, jedzcie – powiedziałam, sama łapiąc już kawałek z ogórkiem i awokado. Niektóre były jeszcze z paluszkami krabowymi i papryką. Oczywiście użyłam tylko połowę zakupów Shane’a. Pochowane zostały jeszcze krewetki, kalmary, a nawet łosoś. Je użyję jednak kiedy indziej.
Zaczęłam przyglądać się, jak Shane z nadzwyczajną jak na niego cierpliwością stara się odpowiednio ułożyć w swojej dłoni pałeczki, co w końcu dość opornie mu szło.
- Charles, jak nie umiesz jeść pałeczkami, to możesz użyć palców – zaśmiałam się, gdy mężczyzna nieudolnie próbował naśladować jasnowłosego, a następnie mnie. Po skończonym posiłku Charles wstał z narożnika.
- Chyba będę się już zbierał, wypadałoby wyprowadzić Lokiego – rzekł. Skinęłam twierdząco głową.
- Odprowadzę cię na dół. Shane, umyj naczynia – po wydaniu polecenia mojego współlokatorami, również się podniosłam, kierując się w stronę wieszaka. Może ja też bym wyprowadziła Acony i Sherlocka? Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Po chwili wychodziłam z mieszkania w towarzystwie moich psów oraz kaskadera. Do windy weszłam ze złym przeczuciem z tyłu głowy, jednak szybko je zignorowałam. Tak, wiem, że istniejesz klaustrofobio, ale to potrwa niecałą minutę, uspokój się. Podczas jazdy winda nagle się zatrzymała, a w środku zapaliło się awaryjne światło.
- Co się… - zaczęłam, szybko wyciągając telefon z kieszeni kurtki i dzwoniąc do portiera na dole. Odebrał po chwili i zaczęły się moje pytania. Co się stało z windą? Czemu się zatrzymała? Czemu pali się awaryjne światło? Po uzyskaniu odpowiedzi, że zerwała się gwałtowna burza, niespodziewanie sprawiająca, iż nastała przerwa w dostawie prądu i nie wiadomo kiedy elektryczność powróci, niechętnie się rozłączyłam. Powtórzyłam słowa Charlsowi obok mnie, który tylko westchnął.
- Więc zostało nam tylko czekanie… - powiedział. Ja za to poczułam, jak nogi zaczynają mi się trząść.
- Jest tylko jeden problem… mam klaustrofobię – dopowiedziałam i na tym skończył się mój spokój. Oparłam się o ścianę windy, czując zawroty w głowie.

Charles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz