2 paź 2018

Od Noah CD. Louise

—Aaron? Co to ma znaczyć? 
Louise, wróciłem. 
Nie wiem, czy na mnie spojrzysz, czy może odwrócisz wzrok. 
Ale ja cię widzę. 
Moje szczęście skoncentrowane w jednej, drobnej, rudowłosej dziewczynie. 
Nie mogę oderwać od ciebie oczu.
Co ty mi robisz? 
— Cholera, musicie porozmawiać. Jesteście dorosłymi ludźmi, a nie dzieciakami, które będą się bez końca unikać. — Aaron zaplótł ręce na wysokości klatki piersiowej i uniósł brwi, mierząc nas naprzemiennie surowym spojrzeniem. 
Pierwszy raz byłem z niego dumny. 
Pierwszy raz zapomniałem o tym, co nas dzieliło. 
Pierwszy raz poczułem, że jest moim bratem. 
— Po tym, co zrobił? — Louise machnęła nerwowo dłońmi, a do jej oczu powoli napływały łzy. 
Nie płacz. 
Jestem przy tobie, mimo że to ja stałem się powodem twojego smutku. 
— Lou, nie skreślaj mnie przez jedną nieodpowiedzialną reakcję. — odparłem ze stoickim spokojem, jednak w moim wnętrzu rozgrywał się istny huragan. 
Aaron odwrócił się i udał się w stronę swojego gabinetu, zostawiając nas samych. 
— Niewiele brakło, a byłyby dwie. 
— O czym ty mówisz? — podszedłem krok bliżej, jednak ona odsunęła się na bezpieczną odległość. 
Kochałaś mój dotyk, a teraz się oddalasz? 
Nie zostawiaj mnie z moimi demonami, Lou. 
Potrzebuję cię, bo sam się zniszczę. 
— Poszedłeś na imprezę i omal nie wylądowałeś w łóżku z obcą kobietą! — jej oczy zaczynały z każdą chwilą coraz bardziej błyszczeć. 
Chciałbym, żeby był to błysk radości, ale po raz kolejny spotkałem się z rozpaczą. 
— Do niczego między nami nie doszło, musisz mi uwierzyć! — krzyknąłem, zaciskając dłonie w pięści. 
— A zresztą, po co my w ogóle rozmawiamy? Sytuacja jest prosta, nie ma co wyjaśniać. To koniec. 
Koniec. 
Louise, czy ty wiesz, że tymi słowami mnie zabijasz? 
— Wysłuchaj mnie, przyszedłem przeprosić! — usilnie próbowałem skupić na sobie jej uwagę, jednak unikała mojego wzroku jak ognia. — Popatrz na mnie! Spójrz mi w oczy! — w mym głosie dało się usłyszeć bezradność połączoną z rozpaczliwą desperacją. 
Wykonałem kilka żwawych kroków do przodu, aby zmniejszyć odległość, która nas dzieliła.
Proszę, przytul mnie. 
Proszę, uderz mnie. 
Chcę poczuć twój dotyk. 
Potrzebuję twej bliskości. 
— Zostaw mnie! — zwinnie przemknęła obok i wyszła z apartamentu, trzaskając drzwiami.
Wydały ten sam dźwięk, co tamtego feralnego poranka.
Louise, po raz kolejny uciekłaś przed moim uczuciem.
*** 
Wrzasnąłem na całe gardło i upadłem bezwiednie na podłogę, nie mogąc zapanować nad emocjami. 
Nim zdążyłem unieść swój wzrok na zamykające się drzwi, poczułem silny uścisk na ramieniu. 
— Będzie dobrze, Noah. 
— Nie będzie. Zostawcie mnie. Wszyscy. 
Wstałem i w milczeniu wróciłem do domu. 
Złość ustąpiła miejsca pustce i wszechogarniającej bezradności. 
*** 
Postawiłem na stole pustą butelkę taniego brandy, którą kupiłem w pierwszym lepszym sklepie i z rozbawieniem obserwowałem spis dziesięciu nieodebranych połączeń od Aarona. 
— I co ja mam z tobą zrobić braciszku? — przeczesałem palcami zmierzwione włosy i odłożyłem telefon. 
Nie tym razem. 
*
Jeszcze kilka dni temu miałem w sobie ducha walki, siłę do podjęcia jakiegokolwiek działania, a teraz? 
Stałem się niczym przebity balon, który nadaje się tylko do wyrzucenia, gdyż nie da się go załatać. 
Zaakceptowałem już, że to koniec. 
I tak jak mówił mi Aaron – choćbym nie wiadomo jak wielki mur wybudował wokół siebie i wzbraniał się przed jakimikolwiek uczuciami, i tak jestem skazany na nieuchronną porażkę. 
Walka z czymś naturalnym jest klęską. 
To oczywiste.
Szkoda, że uświadomiłem sobie to dopiero teraz, gdy wszystko legło w gruzach. 
*
— Jak to koniec? — zapytał nastolatek, rozsiadając się wygodnie na kuchennym krześle. 
— Normalnie. — upiłem łyk herbaty i połknąłem tabletki przeciwbólowe, które ratowały moją głowę przed eksplodowaniem. 
— A zależy ci na niej? — Raphael bacznie obserwował moje zachowanie i obrzucał mnie co jakiś czas współczującym spojrzeniem, którego nienawidziłem. 
— Może. — mój wzrok mimowolnie skierował się w stronę widoku rozciągającego się z okna. 
Godzina południowa, ulewa i upiorne grzmoty. 
— Nie ma takiej odpowiedzi. Musisz się określić. 
— Tak, zależy mi! Zadowolony?! — krzyknąłem nerwowo, uderzając kubkiem o stół. 
— Życie nigdy nie jest usłane różami, Noah. Odbudowanie relacji nie jest łatwe, ale musisz walczyć. Nie możesz się poddawać, bo do końca życia będziesz żałował, że siedziałeś na sofie w salonie, oglądając durnowate reality show, zamiast ratować miłość swojego życia, która może się już nie powtórzyć! 
Ten czternastolatek ma gadane. 
— Zrób coś, zanim będzie za późno. Walcz, Noah. To jedyne, co może przynieść skutek. 
Walcz. 
Walcz. 
Walcz. 
Każdy to powtarza, ale mimo tego, że ciągle to robię, tylko pogarszam sprawę. 
Popatrzmy na to z drugiej strony, a co, jeżeli to ostatnia deska ratunku? 
Wstałem z krzesła, ubrałem buty i wsiadłem do samochodu, zostawiając Raphaela na pastwę losu w moim domu. 
Co z tego, że ulewa jest tak wielka, że omal nie spowodowałem wypadku?
Co z tego, że jest upiornie zimno? 
Co z tego, że idę, wiedząc, że i tak polegnę? 
*** 
Po kilkunastominutowej jeździe wysiadłem z samochodu i stanąłem pod oknem rudowłosej. 
— Louise, nie uciekniesz przed uczuciem. — krzyknąłem, a po chwili okno się uchyliło.
Ciężkie krople deszczu płynęły strużkami po mojej twarzy i wsiąkały w ubrania, powodując, że przechodził mnie zimny dreszcz. 
Krzyczałem. 
A może błagałem? 
Dziewczyna wystawiła głowę i zmierzyła mnie rozwścieczonym spojrzeniem. 
— Wynoś się. 
— Louise, ja ciebie też bardzo lubię. Bardziej, niż bardzo. — objąłem głowę dłońmi i uklęknąłem na rozmokniętej ziemi, czując, jak staje się miękka pod moim ciężarem. 
Louise, czy moje słowa nie wystarczą? 
Louise, co muszę jeszcze zrobić, jak bardzo muszę się poniżyć? 
Louise, nie zabijaj mnie swoimi słowami.
Ja chcę żyć.

 Louise?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz