Strony

25 lis 2018

Od Amy cd. Hangagoga

Zszokowała mnie propozycja nieznajomego chłopaka. Nie znał mnie, ja jego. Jednak udało mu się uniknąć potrącenia Bell i nie był o to zły. Teraz, jak zaczęło padać, to jego propozycja spadła mi wręcz z nieba. Jednak… czy dobrym wyjściem byłoby wsiadać do samochodu kompletnie nieznajomego mi mężczyzny? Pominę fakt, że jego auto w niczym nie mogło się równać z moim. Mimo wszystko nie miałam przy sobie parasolki, a słabo widziałam siebie idącej w tej ulewie. A poza tym… Ginger zaczynała chyba powoli się bać tego wszystkie, zresztą, nie dziwię się jej, nigdy nie wykazywała wielkiej chęci co do wody. Więc co, chyba żyje się raz, nie? Wstałam z ziemi, trzymając w rękach trzęsącą się Bell i podeszłam do ciemnego samochodu. Z pomocą mężczyzny posadziłam Ginger i Cezara z tyłu, sama z rumieńcem na twarzy zajmując miejsce obok kierowcy z suczką na kolanach. Po ruszeniu z miejsca, nieznajomy jakby odwrócił się w moją stronę.
- To… Gdzie mam jechać? - spytał. A, no tak, adres. Szybko podałam mu ulicę oraz numer budynku, gładząc białą głowę Bell.
- Faktycznie, większy kawałek stąd… - burknął, skręcając w lewo.
- Lubię chodzić tu ze zwierzakami, mogą się swobodnie wybiegać. Zwłaszcza że dzisiaj cały dzień przesiedziały w domu. Niestety, ale gdybym miała po nie wrócić w drodze do pracy, to mocno bym się spóźniła – rzekłam, patrząc na chodnik, obok którego jechaliśmy. Po rozpoczętej burzy można było ujrzeć, jak ludzie albo rozkładają parasolki, albo w pośpiechu uciekają pod dach lub do swoich domów.
- Gdzie pracujesz? - spytał.
- W kawiarni – automatycznie odpowiedziałam, nawet nie spoglądając na mężczyznę. Gdy po chwili usłyszałam chrząknięcie po swojej prawicy, otrząsnęłam się z transu, gwałtownie się odwracając.
- To tutaj, nie? - zapytał. Kiwnęłam głową, czując gorąc na policzkach. Po kolejnej minucie stałam już przed autem.
- Dziękuję ci bardzo za podwiezienie mnie i zwierzaków. Przyjedź jutro do kawiarni „Drops” około szesnastej, to odwdzięczę się chociaż darmową kawą – powiedziałam na odchodne, po czym szybko uciekłam pod dach budynku, w którym mieszkałam. Znajdując się już w mieszkaniu, uderzyła we mnie myśl, że nawet nie poznałam imienia mężczyzny, który mnie podwiózł. Brawo, Amy.

~*~

Znowu padało. Krople raz za razem uderzały o chodnik na zewnątrz, przez co mieliśmy w kawiarni troszkę większy ruch, niż zwykle o tej porze. Powolutku dochodziła szesnasta, a ludzie, chcący schować się przed deszczem, a do tego rozgrzać, co chwilę coś zamawiali dla siebie, czy swoich zwierzaków. Tu herbata, kawa, tam sałatka bądź mięsne czy zbożowe ciastko. Przyznaję, nogi już mnie bolały i z upragnieniem czekałam na swoją zmianę, którą przeznaczyć chciałam na wspólną kawę z wczorajszym nieznajomym. O ile wie, gdzie kawiarnia się znajduje, bo tej informacji raczej mu nie przekazałam, prawda? Westchnęłam pomiędzy kuchnią a jednym stolikiem, gdy chociaż na chwilę mogłam się zatrzymać. Wtem do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka zamontowanego u drzwi do kawiarni.
- Amy – zwróciła się do mnie Georgia. - Zajmiesz się nowym klientem? Oparzyłam się kubkiem z kawą i muszę to zakleić – rzekła, pokazując mi swojego kciuka. Kiwnęłam twierdząco głową, mijając się z nią. Przeleciałam wzrokiem po osobach, chcąc znaleźć tej, co dopiero przyszła. Wtem moje oczy zatrzymały się na mężczyźnie poznanym mi wczoraj wieczorem. Znalazł kawiarnię! Dobra, a teraz ogarnij się Amy i normalnie do niego podejdź.

Hangagog?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz