Po tym incydencie z skaleczeniem się przez Koyori, nabrałem przekonania, że to bardzo wrażliwa dziewczyna. Miałem też nieodparte wrażenie, że ze śmiercią jej koleżanki wiąże się jakaś bolesna historia. Nie chciałem jednak drążyć tego tematu, dlatego po zjedzeniu pysznego sushi, postanowiłem się ulotnić. Loki pewnie szalał z niepokoju. Był sam już od paru dobrych godzin, co rzadko mu się zdarzało. Dziewczyna postanowiła mnie odprowadzić i przy okazji wzięła ze sobą swoje psiaki. Uśmiechnąłem się na ten widok. Zwierzęta stwarzają nam tyle okazji do rozmów z ludźmi. Nikt jednak nie przewidywał tego co miało się właśnie wydarzyć. Winda się zacięła, a Koyori mnie poinformowała, że ma klaustrofobię. Ekstra. Oparła się o ścianę windy.
-Nie wyglądasz najlepiej. - Postawiłem diagnozę. - Jak się czujesz?
-Słabo. - Odparła ledwo słyszalnym głosem.
-Widzę właśnie. - Mruknąłem. - Cholera, co by tutaj zrobić?
-Niewiele można w takiej sytuacji. - Szatynka osunęła się na podłogę i oparła głowę na dłoniach,a ręce na kolanach. Jej pieski zaczęły cicho popiskiwać.
-Zadzwońmy po straż pożarną. Powiemy, że to nagła sytuacja i są naprawdę potrzebni. - Sięgnąłem po swój telefon. - Cholera, padła mi komórka. Ale twoja działa, prawda?
Dziewczyna sięgnęła ponownie po telefon do kieszeni i podała mi go. Wybrałem numer straży pożarnej. Twój telefon znajduje się poza zasięgiem sieci. Przekląłem pod nosem.
-Co się stało? - Oddałem komórkę szatynce.
-Przez tą burzę padł chyba też zasięg... - Westchnąłem.
-No to już po mnie. - Szepnęła. - Coraz gorzej mi się oddycha.
-Daj mi chwilę, coś wymyślę. - Spojrzałem spanikowany na coraz bledszą dziewczynę, która łapała coraz szybciej kolejne oddechy. Jej klaustrofobia była naprawdę poważna.
-Mógłbym wydostać się stąd przez szyb. - Stwierdziłem, przypatrując się sufitowi windy, w którym znajdowały się drzwiczki.
-A co potem? - Koyori była ledwo przytomna, jednak wydawało mi się, że całkiem nieźle jeszcze analizowała naszą sytuację. Nie wiem, jak to jej się udawało, ale podziwiam.
-Mógłbym się wspiąć na piętro, gdzie mieszkacie... Gdzieś muszą być jakieś wejścia z szybu? Przecież ktoś jakoś naprawia tą windę od środka, prawda? - Zacząłem chodzić w kółko po tym niewielkim pomieszczeniu. Sam zaraz nabawię się klaustrofobii.-Yhym...- Przytaknęła bardzo powoli. - A potem spróbować zadzwonić na pomoc?
-Dokładnie! - Przyklasnąłem w ręce.
-To pospiesz się. - Westchnęła, jej oczy poleciały w tył głowy i Koyori odleciała. Przykucnąłem przy niej i potrząsnąłem delikatnie jej ramię.
-Koyori! - Krzyknąłem. Jednak dziewczyna straciła całkowicie przytomność. Sprawdziłem, czy oddycha. Na szczęście oddychała. Zerknąłem na Acony i Sherlocka. Zaczęły lizać swoją panią po twarzy. Czuły, że dzieje się z nią coś niedobrego. Czy mogę ją tak zostawić? W tym właśnie momencie, szatynka zaczęła odzyskiwać przytomność.
-Co się dzieje? - Wyglądała na zdezorientowaną.
-Cóż, utknęliśmy w windzie, ale to tylko chwilowe. -Powiedziałem uspakajającym tonem. Sięgnąłem do otworu w suficie. Była tam kłódka z łańcuchem. Westchnąłem. - Masz może wsuwkę do włosów?
-Hmm...- Dziewczyna nadal nie była do końca świadoma co się dzieje. Jednak wsunęła rękę do kieszeni spodni i wyciągnęła niewielki element.
-Dzięki. - Odebrałem od niej to małe ustrojstwo. Kiedyś nauczyłem się otwierać zamki za pomocą wytrychu, więc taka wsuwka wydawała się odpowiednim substytutem. Zagiąłem ją w paru miejscach i poszperałem w zamku kłódki. Trafiłem na odpowiednią zapadnię i kłódka puściła. Zrzuciłem łańcuch i pchnąłem drzwiczki. Moim oczom ukazała się ciemność szybu. Przeczesałem włosy palcami.
-Chcesz mój telefon, żebyś miał latarkę? - Koyori wydawała się już w miarę ogarniająca, jednak zauważyłem, że nadal kurczowo trzyma się ściany, jakby ta zaraz miała się zapaść.
-Na pewno mogę cię tutaj zostawić? - Rzuciłem jej niepewne spojrzenie.
-Tak... Szybciej się stąd wydostanę jak wezwiesz pomoc niż jeśli będziemy czekać na powrót prądu. - Podała mi swój telefon. Zapaliłem latarkę i umocowałem komórkę przy pasku swoich spodni. Mam nadzieję, że mi nie spadnie. Podciągnąłem się, trzymając mocno krawędzie otworu w suficie i wyszedłem na dach windy. Spojrzałem w dół na dziewczynę z psami.
-Postaram się szybko to załatwić. - Posłałem jej pocieszający uśmiech.
-Dasz radę? - Zmarszczyła brwi. Jej twarz nadal była chorobliwie blada, a na skroniach pojawiły się kropelki potu.
-Jestem kaskaderem. - Mrugnąłem.- Nikt mnie nie zastąpi.
Przyświeciłem sobie na ściany szybu. Tak, jak myślałem, znajdowała się tam drabinka. Niezbyt solidna, ale powinna wystarczyć. Zacząłem się wspinać po omacku w górę. W pewnym momencie zatrzymałem się, otoczyłem jednym ramieniem drabinkę, tak by się utrzymać tylko przy pomocy jednej ręki, a drugą sięgnąłem po telefon i poświeciłem dookoła. Po mojej prawej znajdowały się drzwi. Były obramowane żółtą, odblaskową taśmą i miały klamkę. Nacisnąłem ją i się otworzyły. Uff... Chociaż tyle ułatwienia. Dałem krok i wszedłem do środka niewielkiego pomieszczenia. Poświeciłem latarką i znalazłem kolejne drzwi. Te jednak były ponownie zamknięte. Przekląłem głośno. Na szczęście wsuwka, która wcześniej posłużyła mi jako wytrych znajdowała się w kieszeni moich spodni. Wyjąłem ją i wygiąłem trochę inaczej. Pogmerałem w zamku i drzwi stanęły przede mną otworem. Znalazłem się na piętrze, na którym mieszka Koyori z Shane'm. Udałem się do ich mieszkania i zapukałem donośnie do drzwi.
-Shane! Otwieraj! - Wydarłem się.
-Charles? Co ty tutaj ro...
-Dzwoń na straż pożarną. - Powiedziałem. - Koyori utknęła w windzie.
-Coo? - Wpatrywał się we mnie. - Ale nic jej nie jest? Ona ma klaustrofobię a ty ją tam samą zostawiłeś?!
-To teraz nieistotne. - Odparłem i wyciągnąłem dłoń. - Daj mi telefon, to sam zadzwonię.
-Masz. - Podał mi aparat. Zadzwoniłem pod odpowiedni numer, wyjaśniłem sprawę, zapytałem się o adres chłopaka i pożegnany zapewnieniem, że zaraz przybędą strażacy. Czekając na pomoc wytłumaczyłem sytuację współlokatorowi Koyori. Dość szybko pojawili się strażacy, którzy natychmiast wzięli się do roboty. Po jakichś 30 minutach akcji ratunkowej dziewczyna wraz z psami została uwolniona z pułapki. Podszedłem do niej.
-Jak się czujesz? - Uśmiechnąłem się lekko.
[Koyori?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz