Popołudniem postanowiłem wyjść na spacer. Od czasu rozpoczęcia mojej kariery coraz rzadziej mogłem zrobić coś dla siebie. Mimo iż byłem nowym mieszkańcem tego pięknego miasta, widziałem, jak patrzyli na mnie przechodnie. Jedni ciepło i z uśmiechem, drudzy wytykali mnie palcami i robili zdjęcia, a jeszcze inni przewracali oczami. Już nie wiedziałem jak się ukryć. Pomimo bluzy, kaptura i luźnego stroju i tak byłem rozpoznawalny. W zamyśleniu doszedłem do parku. Wiał lekki wietrzyk, a ja nuciłem sobie jedną z piosenek mojego przyjaciela pod nosem z zamkniętymi oczami. Usłyszałem krótki kobiecy krzyk, i natychmiast otworzyłem oczy. Tuż przede mną wywróciła się dziewczyna na wrotkach. Podbiegłem, i pomogłem jej wstać. Kiedy spojrzała mi w oczy uśmiechnąłem się lekko, i omiotłem ją wzrokiem w poszukiwaniu poważniejszych ran.
-Dziękuję. - powiedziała odwzajemniając uśmiech.
-Nie ma za co. Nie potłukłaś się mocno? Coś Cię boli? - zapytałem odruchowo.
-Ręka mnie trochę boli, zaraz przestanie. - odpowiedziała, lecz widać było iż mocno stłukła ramię.
Podprowadziłem dziewczynę do najbliższej ławki.
-Ed - przedstawiłem się pseudonimem do którego zdążyłem się już przyzwyczaić. Ujrzałem grymas bólu na twarzy nowopoznanej. - Przecież widzę, że boli. Odprowadzić Cię do domu?
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałem sobie sprawę że były bardzo śmiałe. Ale czyż taki nie jestem? Śmiały i ryzykowny kobieciarz - właśnie to najczęściej słyszałem. Ale ja chciałem się tylko zaprzyjaźnić...
<Toni? Wybacz, że krótkie i beznadziejne ale naprawdę zabrakło mi weny na taki początek :> Następne będzie napewno dłuższe i z sensem, obiecuję>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz